Trzy dni |
|||||||||
|
|||||||||
– Wstawaj kochanie, spóźnisz się do pracy. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokół. Niby wszystko znajome, ale takie obce, nierealne. I ta kobieta. Żona? Czy coś jest ze mną nie tak? – No już, wstawaj, śniadanie gotowe. Muszę lecieć. – pocałowała mnie w policzek i wyszła. Powoli zwlekłem się z łóżka rozglądając się wokół. Z prawej strony łóżka stała stara zabytkowa szafa, przyozdobiona płaskorzeźbą anioła zstępującego na ziemię. Z lewej stał mały stolik, na którym znajdował się budzik. Dlaczego wydawało mi się to tak strasznie nierzeczywiste? – I słusznie. Do moich uszu doszedł ledwie słyszalny szept. – Czy ktoś tu jest? Odpowiedziała złowroga cisza. Zebrałem się w sobie i poszedłem do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Usiadłem przy stole i spojrzałem na dwa jajka sadzone, które jakby wpatrywały się we mnie, tymi swoimi żółtymi oczami. Straciłem na nie ochotę, wypiłem więc trochę letniej herbaty, zjadłem bułkę z masłem i na tym zakończyłem posiłek. Jajka wciąż patrzyły na mnie. Z wyrzutem? Z pretensją? Zaniepokojony czym prędzej wstałem od stołu. Zamierzałem wyjść, gdy zorientowałem się, iż na drzwiach kuchennych wisi mój garnitur, a mógłbym przysiąc, że chwilę temu go tam nie było. Do moich uszu ponownie doszedł cichutki głosik. – Partactwo. – Czy ktoś tu jest? Odpowiedziała cisza. Stałem przed lustrem i poprawiałem krawat. Tym razem nie zastanawiałem się, dlaczego jestem już ubrany. Ten dzień był jakiś dziwny. – Trzy dni. Zignorowałem szept, prawdopodobnie dobiegający z mojej głowy. Wychodząc z domu momentalnie oślepiło mnie słońce. Nie czułem jego promieni słonecznych rozświetlających świat. Wiosna, pora roku na którą zawsze się cieszyłem. Tylko kiedy to było? Zawsze? Troszkę jakbym wyrwał się z mroku codzienności. Wciągnąłem powietrze, uśmiechnąłem się do siebie i postanowiłem do pracy pójść pieszo. Chwilę później zatrzymałem przy leżącym na chodniku mężczyźnie. Początkowo zamierzałem go zignorować, ale coś kazało mi się zatrzymać i sprawdzić, czy potrzebuje pomocy. – Proszę pana, czy wszystko w porządku? – zapytałem, delikatnie potrząsając mężczyzną. Facet powoli wstał, uśmiechnął się i spojrzał przenikliwie. – Jedynie słuchałem. Będzie dobrze. – O co chodzi? –spojrzałem na niego, na jego pożółkłe spodnie i czerwony sweter. On był taki nierzeczywisty, nierealny, jakby nie z tego świata. – Wszystko będzie dobrze, może pan iść. – Poklepał mnie przyjacielsko po plecach i odszedł. Stojąc przed szefem, nie mogłem pojąć dlaczego nagle znalazłem się w pracy. Byłem przed swoim domem. Na dworze. Skupiłem się i powoli dochodziły do mnie słowa szefa. – … dlatego też postanowiłem pana awansować, co oczywiście wiąże się z wyższym wynagrodzeniem oraz zwiększeniem zakresu obowiązków. Czy mam Alzheimera? Skąd taki przeskok? – Nie spodziewałem się nie wiem co powiedzieć – próbowałem coś sensownego powiedzieć. – Kochanie wstawaj, czas do pracy, ja muszę iść. Mijanie się z ukochaną, stało się niechcianą, ponurą codziennością, sprzedaną za garść srebrników. Błądząc w codzienności, dusiłem miłość i szczęście. Desperacko chwyciłem ją za rękę, próbując ją zatrzymać. – Czy my mamy dzieci? Wyczułem w niej paniczny strach. Czego się bała? – Powiedz! –krzyknąłem, dziwiąc się swojej gwałtowności. – Tak, oczywiście, że mamy, są u twoich rodziców. Możesz mnie puścić! To boli. Zapomniałem o dzieciach! Szok i niedowierzanie zapanowało nade mną. Puściłem rękę żony i spojrzałem w jej oczy, które zmieniły swoją barwę z jasnozielonych na brązowe. – Możesz pokazać mi zdjęcie? – Jakie zdjęcie? Usłyszałem niski głos. Siedziałem w fotelu i wpatrywałem się w łysiejącego, starszego faceta ubranego w biały fartuch. – Gdzie jestem? Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Cichutki głosik oznajmił. – Dnia drugiego. Lekarz patrzył na mnie z niepokojem. – Przyszedł pan do mnie. Mówił pan o swoich problemach z pamięcią, co jak widać, jest sporym problemem. Dałem skierowanie na dalsze badania. Czy ma pan rodzinę, kogoś kto mógłby się panem zająć? Jedynie pokręciłem głową. Lekarz natomiast kontynuował. – Jeżeli pan chce, to odprowadzę do gabinetu psychologa. – Nie to nie jest potrzebne, poradzę sobie. – Dnia trzeciego. Cholerny szept. Podkuliłem nogi i zacząłem płakać. – Kochanie, czy coś się stało? Może zostań dzisiaj w domu. Znowu byłem w łóżku! Tym razem nie próbowałem zatrzymać żony, jeżeli faktyczne nią była. Musiałem się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Wziąłem komórkę, włączyłem nagrywanie i położyłem na nocnym stoliku. Znalazłem się w kuchni i byłem świadomy. Natychmiast wróciłem do sypialni, chwyciłem komórkę i odtworzyłem nagrany obraz. Tam nic nie było! – Dnia trzeciego – szept dobiegający ze wszystkich stron. Było nagranie, tylko nie było tam mnie! – Dnia trzeciego – szept wdzierający się do umysłu. Wybiegłem z domu i ruszyłem przed siebie. – Dnia trzeciego. Wciąż i wciąż te same słowa wwiercające się w świadomość. – Co się stało, Boże pomóż mi ! Co jest ze mną nie tak? – krzyczałem bezradnie. – Nie patrz w prawo! Co to za głosy? Czy to się dzieje naprawdę?! – Nie panowałem nad sobą, a rozpatrz rozsadzała serce. – Dnia trzeciego. Nagle usłyszałem pisk hamulców i huk dobiegający z prawej strony. – Nie patrz w prawo! Spojrzałem w prawą stronę. Stałem nam martwym ciałem. Moim ciałem! Potrącił mnie samochód! – Dnia trzeciego zmartwychpowstanie. Odpłynąłem w niebyt. ........... Obudziłem się w błocie, a wokół mnie znajdowało się pełno jęczących, złorzeczących ludzi. Powoli wstałem i ruszyłem przed siebie. Pamięć wróciła, a ja czułem żal, że nie pożegnałem się ze swoimi bliskimi. Zrozumiałem, iż otrzymany dar życia, został mi odebrany. „Nie znasz dnia ani godziny” i to jest prawda. Prawdą niestety jest też to, że nie wiemy, skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy. Utrata cielesnej powłoki pozwala na szersze spojrzenie na świat i poznanie prawdy. Nie każdy jednak umie się odnaleźć. To miejsce było moim miejscem odkupienia, On mi to powiedział. Pochyliłem się nad około pięcioletnią dziewczynką i przytuliłem ją. Moim zadaniem było dać tym wszystkim zagubionym duszom nadzieję, która w każdym z nich jeszcze się tliła. Byłem niosącym światło. W tym świecie to ja dawałem nadzieję i to ja miałem poprowadzić dusze w kierunku Boga. poprowadzić te dusze w kierunku Boga. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |