DRUKUJ

 

Pasażer

Publikacja:

 19-02-27

Autor:

 Sylwiana
Wracałam metrem z pracy. Zmęczona usiadłam i zanurzyłam się w głębinach atrakcji internetowych, które oferował telefon. Sprawdziłam pocztę. Wiadomości. Pogodę w Jakuszycach. Popisałam trochę ze znajomymi na Messengerze, a potem znużona schowałam telefon do kieszeni żółtej kurtki.

Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Jak martwe morze wszyscy ubrani smutno i ciemno ze zwieszonymi głowami stukali w małe ekraniki telefonów. Mężczyzna siedzący obok jako jeden z niewielu czytał książkę. Spojrzałam na tytuł: „Bez cenzury…”. Naprzeciwko dziewczyna w czarnej jesionce, z długimi ciemnymi włosami, że prawie nie było jej widać twarzy wpatrywała się w komórkę. Obok niej przystojniaczek, ubrany w szarości także surfował w Internecie.

I wiele innych stojących pomiędzy siedzeniami, czy tuż przy drzwiach jedną ręką trzymało się uchwytów, w drugiej dzierżyło drogocenny skarb, nieodzowny element współczesnej cywilizacji.

Dochodziła godzina siódma wieczorem. W wagonie było już na tyle pusto, że były wolne miejsca do siedzenia. Na jednej ze stacji wsiadł starszy pan i zajął wolne miejsce obok przystojniaczka. Wcisnął się w wąską lukę, która oddzielała młodego mężczyznę od starszego, śpiącego brodacza.

Zainteresował mnie. Był bardzo elegancko ubrany. W czarny długi płaszcz i błyszczące czarne pantofle. Do tego dla kontrastu ciemnoszare spodnie i szalik w takim samym kolorze. Nie był gruby, ale nie był też szczupły. Jego ciało wypełniło każdy centymetr wolnej przestrzeni. Miał szkliste niebieskie oczy, jakie często miewają starsi ludzie. Zmęczone wieloletnim ich używaniem. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z moją babcią. Miała takie same oczy. Tylko dużo drobniejszą twarz i włosy równie siwe, choć upięte jak zawsze w koczek z tyłu głowy.

Starsi ludzie z wiekiem upodabniają się do siebie. Mają siwe włosy, podobnie pomarszczone twarze. Prawie, że identycznie rozmyte oczy, które straciły dawny blask młodości. I czający się gdzieś w głębi smutek i wspomnienia lat minionych. Szczęśliwych chwil, których było wiele albo nie było wcale.

Staruszek siedzący naprzeciwko zerknął na mnie kilkukrotnie, gdy tak intensywnie mu się przyglądałam. Potem patrzył w telefon przystojniaka lub pustym, niewidzącym wzrokiem przed siebie. Wtedy jego oczy stawały się jeszcze bardziej szkliste. Odniosłam wrażenie, że czuł się nieswojo w tym miejscu. W tym gronie obcych ludzi.

Ciekawe o czym myślał. Skąd wracał? Dokąd jechał? Na palcu miał obrączkę tak wrośniętą w ciało, że niemożliwością było jej zsunięcie. Pewnie nie rozstawał się z nią nigdy i tak została już na zawsze. Był sam, smutny, zamyślony. Może wracał od żony ze szpitala. A może gorzej, był na stypie po jej pogrzebie. Wracał teraz do pustego domu wypełnionego jej zapachem, jej rzeczami. Jej światem, w którym ona już nigdy nie zagości.

Miał takie smutne, niebieskie oczy. Nie pasował do tego miejsca. Do tych ludzi zapatrzonych w siebie i swoje komórki. Może potrzebował z kimś porozmawiać, zamienić choćby jedno przyjazne słowo. Jego usta były zaciśnięcie, wargi jakby przyssane jedna do drugiej. Kąciki ust smutno opadały w dół. Może dawno z nikim w ogóle nie rozmawiał. A może wracał z cotygodniowej partii szachów, z klubu, do którego należał przez całe życie. Tam nie trzeba mówić, tylko myśleć. Może przestał lubić te wyprawy na drugi koniec miasta. Może długa droga w hałaśliwym wagonie napawała go nieuzasadnionym lękiem.

Patrzyłam na niego i czytałam jak w otwartej księdze. Smutek ma do powiedzenia więcej niż radość. Staruszek miał smutną twarz, gdy wsiadał. Podobnie smutną, gdy wysiadał. Zanim pociąg zaczął zwalniać, on stał już przy drzwiach gotowy do wyjścia. Później drzwi otworzyły się, wyszedł na peron i ruszył w stronę ruchomych schodów wiodących do jego miejsca w świecie.

Pociąg ruszył oddalając się od stacji, na której wysiadł starszy pan. Jego miejsce w metrze zajęła wysoka dziewczyna w ciemnozielonym płaszczu khaki, i gdy tylko usiadła natychmiast w jej ręku pojawił się telefon. Czarny ocean ludzkich istnień, gdzieniegdzie rozjaśniony falami szarości i zieleni kołysał się majestatycznie. Obserwowałam ich wszystkich. Chciałam zapamiętać ten wieczór, tę scenę. Tak zwyczajną, a niezwykłą zarazem. Magiczną.

Wysiadłam dwie stacje dalej, zabierając światło jakim była moja żółta kurtka.




Słodowiec, 26 luty 2019

Data:

 26 luty 2019

Podpis:

 Sylwiana

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=81150

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl