DRUKUJ

 

Zabawka Majchra

Publikacja:

 04-08-01

Autor:

 Mawacha
Zabawka Majchra.

Koszycki wysiadł z samochodu. Poprawił czarne okulary. Zapalił papierosa. Przyglądał się mgle. Nie była to zwykła mgła. Dobrze wiedział o tym. Była zbyt gęsta by można było ją uznać za naturalną. Przypominała wielki, szary mur rozciągający się wzdłuż pól, dzieląc drogę na dwie części. Po jednej stronie świeciło słońce, paląc wszystko, co nie znalazło schronienia pod cieniem. Po drugiej znajdowała się jedynie szarość.
- To, co teraz robimy? – Zapytałem, siedząc w samochodzie.
- Nie możemy dopuścić do tego by ktoś się do niej zbliżył. Gdzie dokładnie jesteśmy?
Spojrzałem na mapę.
- Przed Świdrowcem jakieś trzy kilometry od Wrocławia. Dzwonić po pomoc? Musimy powiadomić Biuro.
- Dzwoń. Mają natychmiast zrobić blokadę wokół Świdrowca. Ale… - Na moment się zamyślił, a potem dokończył całkiem innym tonem: -Ale Biuro i tak już wie. Wiedziało od dawna.
Szybko podniosłem głowę znad mapy. Byłem w lekkim szoku. Nie miałem pojęcia, czemu tak uważał. To przecież my zawsze jako pierwsi powiadamialiśmy Biuro. To my byliśmy zwiadem i rozpoznaniem. Wypowiedział te słowa w taki sposób jakby ich oskarżał. Oni wiedzieli, ale w takim razie, dlaczego nas nie powiadomili? Czy Koszycki wiedział o czymś, o czym ja nie wiedziałem?
Miałem już się go zapytać, gdy zauważyłem w lusterku nadjeżdżający samochód. Koszycki też zauważył. Czerwony pokryty rdzą maluch nieźle pędził. Jednak po chwili zaczął z piskiem hamować, zostawiając na asfalcie świeże ślady. Nie wiedzieliśmy czy zrobił to dla tego, że zobaczył nasz samochód stojący na samym środku jezdni. Czy dla tego, że przeraziła go szara ściana. Zatrzymał się jakieś trzy metry od nas. W lusterku dostrzegłem dwie przerażone postacie.
Chciałem wstać i pójść do nich, ale Koszycki mnie wyprzedził. Wyrzucił papierosa. Powiedział, że on to załatwi. Znałem go dobrze, widziałem jak coś takiego załatwi. Podejdzie. Ściągnie okulary. Uśmiechnie się. Powie, że jest objazd. Gdy kierowca nie będzie współpracować, Koszycki przestaje udawać miłego faceta. Sięga ręką pod marynarkę. Wyciąga pistolet. Celnie strzela. Potem chowa pistolet i z założonymi na nosie okularami spokojnym, leniwym krokiem odchodzi. Koszycki jest jak maszyna, robi to automatycznie. Jest bez uczuć, litości. Po prostu wykonuje rozkaz. Strzela. To jest misja. Zresztą ja robię tak samo, całe Biuro tak robi. Po jakimś czasie pojawia się reszta naszych i sprząta za nami.
I tym razem nie zawiódł. Rozmawiając z Biurem przez telefon, usłyszałem dwa strzały. Koszycki zaraz potem powrócił do mnie i zapytał:
- I co powiedzieli?
- Standardowa procedura: nie zabijać, nie wyjaśniać, nie dopuszczać nikogo do mgły. Postąpiłeś tak?
Skinął głową i dodał:
- Środek nasenny będzie działać przez jakieś cztery godziny.
Wydawało się, że już wszystko będzie w porządku i nikt nam nie przeszkodzi w wykonywaniu zadania, gdy nagle usłyszeliśmy kolejny samochód. Była to milicja. Koszycki zaczął kląć pod nosem. Miał już ochotę w spokoju wypalić następnego papierosa, a ci mu przeszkodzili.
Auto się zatrzymało. Wysiadło z niego dwóch milicjantów. Nerwowo patrzyli się raz na nas raz na malucha. Na ich miejscu też bym się przestraszył, widząc czarną rządową Wołgę, dwóch mężczyzn w czarnych garniturach stojących przy bezwładnie leżących ciał.
Koszycki jak zwykle był pierwszy. Podszedł do nich i pokazał legitymację.
- Biuro Nadzwyczajnej Ochrony Państwa.
Milicjanci spojrzeli na dokument. Widzieliśmy jak się cali trzęśli. Wiedziałem, że chcieli jak najszybciej stąd odjechać.
- Proszę wykonywać nasze rozkazy. Najlepiej będzie jak już odjedziecie.
Milicjanci nic nie powiedzieli, nie popatrzyli się nawet w naszą stronę. Bezzwłocznie wsiedli do wozu i już ich więcej nie zobaczyliśmy.
Koszycki odetchnął z ulgą. Zapalił nareszcie tego cholernego papierosa. Tak przez jakieś dziesięć minut stał i patrzył się w niebo, a potem zapytał:
- Posłuchaj. Pamiętasz Majchra? Tego rosyjskiego naukowca z Biura, co się zabił?
- Tak. Ale podobno ktoś pomógł mu wyskoczyć przez okno.
Koszycki usiadł na masce Wołgi. Czarny lakier wozu lśnił w promieniach słońca. Było gorąco. Nie mam pojęcia jak wytrzymywałem w tym garniturze. Byłem mokry od potu. A mgła przez ten cały czas stała nad nami. Nie było to przyjemne uczucie patrzeć na coś takiego, ale co mogliśmy na to poradzić.
- Młody słuchaj. – Koszycki rozpoczął, spoglądając w stronę mgły. – Masz racje, ktoś go zabił. Znałem dobrze Majchra. Dzień przed śmiercią powiedział mi wszystko. Wynalazł dla Biura niezłą zabawkę. Tak się jej przestraszył, że sam potem kazał ja zniszczyć. Biuro miało inne zdanie. Wtedy on na to, że wszystko wyjawi, zniszczy ich. Zrobił błąd. Zamiast uciec na zachód, postanowił się sprzeciwić. Następnego dnia znalazłem go martwego. – Na moment przerwał, a potem zapytał: - Wiesz, czym była ta zabawka Majchra?
- Niech zgadnę. – Wskazałem palcem na mgłę.
- A wiesz, co ona potrafi?
- Nie wymagaj ode mnie zbyt wiele. Nie wiem? Może… potrafi kontrolować pogodę?
- Nie. Popatrz jeszcze raz na mapę i odszukaj Świdrowca.
Bez zastanowienia chwyciłem po mapę. Wodziłem cały czas po niej palcem. Pamiętałem, że gdzieś na jej środku znajdowała się ta miejscowość. Gdzieś musiała być, ale… nie było jej. Ogłupiałem. Popatrzyłem się tępo na Koszyckiego. Zaśmiał się. Chyba po raz pierwszy ujrzałem jego uśmiech. To on też ma jednak jakieś uczucia!
- Koszyc, o co chodzi? – Zapytałem już podirytowany tą sytuacją.
- Nie ma tego miejsca, co?
- No, nie ma.
- I o to chodzi. Tego dotyczy eksperyment Majchra. Doświadczenie polegało na tym, aby jakiś obiekt mógł zniknąć. Miał przestać istnieć. Nie miały go widzieć radary, na mapach i w umysłach ludzi miał być wymazany. Tylko, że sprawa okazała się bardziej skomplikowana. Mniejsze obiekty mogły potem odzyskać swoje „istnienie”. Z większymi był już kłopot. Ich nie dało się przywrócić. Jak już się na nie zadziałało to nie było odwrotu. Raz na zawsze znikły. Nie wytłumaczył mi, dlaczego tak się działo. Nawet chyba sam nie wiedział.
- Koszyc, czyli to miasto już nie istnieje? A ta mgła? Przecież wszyscy ją widzą. Ludzie nie są ślepi. Domyślą się, że coś się stało.
- Mgła po czasie zniknie, jak to ze zwykłą mgłą bywa. Za parę godzin wszystko wróci do normy. A jak coś pójdzie nie tak to najwyżej zwalimy na Amerykanów.
Nie pytałem już, dlaczego Biuro zrobiło ten eksperyment. Przecież wiedzieli dobrze, że zginie całe miasto wraz z jego mieszkańcami. Był to kolejny doświadczenie Biura i nic nie mieliśmy do powiedzenia. My mieliśmy jedynie wykonywać ich rozkazy i nic więcej. Cóż, jeśli się sprzeciwię to skończę jak Majchr. Wolałem już słychać Biura.
Dwie godziny później zjawili się ludzie by posprzątać po Koszyckim. Nie obchodziło nas, co zrobią z tymi ludźmi i z maluchem. Prawdopodobnie wytną im to zdarzenie z pamięci i wklejają w zamian coś innego. Często tak robili.
Poczekaliśmy jeszcze aż mgła zniknie. Potem mieliśmy dalej jechać w trasę.
- Koszyc, to gdzie teraz pojawi się zabawka Majchra? – Zapytałem z ciekawości, kiedy było już po wszystkim.
- W Krapkowicach. – Odpowiedział.


Data:

 ...

Podpis:

 Mawacha

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=8136

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl