DRUKUJ

 

Szpital

Publikacja:

 21-01-12

Autor:

 mesue
Rozdział 12 Szpital

Byli zmęczeni. Usiedli. Lea oparła głowę na jego ramieniu. Miała poranione stopy. Nie chciała już dalej ani jechać na rowerze, ani iść. Bartek rozglądał się dookoła.
- Lea, czy widzisz czerwoną toyotą?
- Nie mam sił już nawet, żeby patrzeć. Dlaczego pytasz?
- Miała czekać na nas.
- Może nie czekała. Muszę odpocząć. Nie pytaj mnie. A! Kto ci powiedział, że miała być czerwona toyota?
- Dostałem taki komunikat.
-Może coś poszło nie tak.
- Musimy stad szybko odejść. !
- Dokąd? Nie dam rady rowerem. Wymiękam. Wezwij taksówkę. Stąd już niedaleko do Gdańska.
- Masz pieniądze, bo ja nie. Zgubiłem gdzieś portfel.
- Wzywaj! Nie. Zaczekaj! Zegar świeci. Mamy wiadomość.
- I co?
- Mamy iść do pensjonatu „Cicha przystań” Mamy zarezerwowane dwa pokoje. Jesteśmy rodzeństwem.
- Nic więcej?
- Nie. Jak zwykle chłodny komunikat. Idziemy zatem do „Cichej przystani”. Mam nadzieję, że jest cicha.
- Wzywaj taksówkę. Starogard pewnie ma taksówki. Poszukaj w smartfonie. Nie zrobię żadnego kroku więcej. Rozumiesz?
- Dobra już dobra. Rowery muszą zostać. Trochę szkoda ich.Ukryję je w zaroślach, to jutro może po nie wrócimy.
- A rób z nimi co chesz. Przyjechała taksówka. Bartek wracaj.
W hotelowym pokoju Lea od razu rzuciła się na łóżko. Przez parę minut leżało nieruchomo wpatrzona w sufit. Wstała, gdy usłyszała znajomu dźwięk dzwonka.. Spojrzała i zaklęła szpetnie. Odczytała wiadomość. Podeszła do szafy, z której wyjęła małą walizeczkę. Otworzyła. Było w niej wszystko czego potrzebowała. Otworzyła kosmetyczkę.
- Psia krew – zaklęła i poszła do pokoju Wiktora.
Od progu wyrzuciła jednym tchem.
- Wit, stary karze nam wracać do bazy.
- Wiem. Nie wróży to nic dobrego.
- Idę pod prysznic.
- U mnie? To ja chętnie z tobą.
- Idiota. Wracam do siebie. Możesz przyjść za dwadzieścia minut? Naradzimy się co mu powiemy, chociaż to i tak chyba nic nie da.
- Dobrze.
Lea czuła, że stary zechce ich na jakiś czas wyeliminować z gry.
- Może się mylę, chociaż ostatnio zbyt bardzo depczą nam po piętach , a on jest ostrożny odkąd Piotr przepadł w dżungli, a Joanna zniknęła bez śladu– pomyślała.
Zrobiła sobie kawy. Z filiżnką usiadła na brzegu łóżka i przysunęła krzesło. I nagle runęła całym ciężarem ciała. Kiedy Wit wszedł do pokoju Lea nieprzytomna leżała na podłodze. Szybko podbiegł do niej i zaczął ją cucić. W przerwie wezwał karetkę. W szpitalu zrobili jej badania i lekarz postanowił zatrzymać ją na oddziale kardiologii na dwa dni. W końcu wyszła pielęgniarka z gabinetu i oznajmiła mu , że zabierają Leę na salę nr 7.
- Co jej jest?
- Jest osłabiona i wystąpiła arytmia. Trochę ja poobserwujemy, a jak będzie dobrze wypiszemy. Może pan wejść za jakieś dziesięć minut na salę do siostry, ale tylko na chwilę.
- Dziękuję.
Wiktor odczekał dziesięć minut i poszedł do Lei. Leżała zwinięta w kłębek i cicho chlipała.
- Nie płacz. Będzie dobrze siostrzyczko. Co ci jutro przynieść?
- Piżamę, kosmetyczkę i coś do jedzenia. I oddaj mój zegarek.
- Nie możesz…
- Schowam go.
- Dobrze. Jutro będę rankiem, gdzieś koło jedenastej. Połączę się z bazą. Może oni coś wymyślą, bo kompletnie zgłupiałem.
- Weź to!
- Co to jest?
- Musisz im to jak najszybciej przekazać. Zeskanuj na netbooka i prześlij. Oni będą wiedzieć co z tym zrobić.
- Miał pan być chwilkę. Proszę opuścić salę – powiedziała pielegniarka.
- Zastrzyk dla mnie ? – zażartował Wit.
- Nie, dla pana siostry.
- Już idę. Pa kochana siostrzyczko. Do jutra.
Wit wrócił do hotelu i wykonał polecenie Lei.
- Nie tak miało być. Siedzę sam w pokoju hotelowym, a ona w szpitalu. Nie tak miało być. Ktos nawalił, a spadnie na nas. Trudno. I co dalej mam robić. Nie wiem.
- Nie pękaj.
- O jesteś. Gdzie byłeś tyle czasu, gdy nie było ciebie przy mnie, a byłes potrzebny?
- Musieliśmy unicestwić wąchaczy.
- I co unicestwiliście?
- Nie tak do końca. Nie wiemy ilu jest.
- Taki mądry, a nie umie liczyć.
- Nie ironizuj – powiedział Oris. To wcale nie jest takie łatwe. Stworzyliśmy w tym czasie taką maść, która zmieni wasz zapach skóry, przynajmniej na jakiś czas, co zmyli wąchaczy.Ja wróciłem, aby zobaczyć co się z tobą dzieje. Reszta została i dalej ich rozpracowuje.
- Dobra. A gdzie ten drugi?
- Jest u Lei.
- To i to wiecie, że jest w szpitalu.
- Wiemy. Ona nie może być sama.
- Dobrze Oris. Mnie wyprosili z jej sali. Idę teraz coś zjeść.
- Dobre idź. Pewnie będziesz podrywać babki?
- Oris. Nie bądź bezszczelny,
- Znam ten błysk w oczach.
- Słuchaj Oris. Powiem to tylko raz i zaprzeczę, jeśli kiedyś się tym zechcesz posłużyć. Jedyną kobietą, która mnie kręci jest Lea, ale ona mnie nie chce. Widzi tylko swoją misję i nic więcej. Reszta bab jest uzupełnieniem, bo nie ma tej pierwszej i jedynej. Rozumiesz?
- W takim razie nie pomyliłem się. Widziałem jak na nią spoglądasz ukradkiem. Rodzi się pytanie, czy ty mógłbyś być tylko z nią i nie myśleć o innych. Odpowiedz sobie sam. Mnie nie trzeba. Lepiej nie unieszczęśliwiać innych.
- To już nie twój interes. Za bardzo jesteś spostrzegawczy. Niby obcy, a znasz się na ziemskich sprawach męsko – damskich. Wy się wogóle rozmnażacie?
- Nie. Dzielimy się.
- Nie rozumiem. Nie ma szara bara?
- Nie. Przychodzi czas, że jedna część obumiera, a pozostaje ta druga, która dorosła do tej pierwszej później.
- Nie rozumiem. Jesteście pewnie długowieczni. Jak będzie czas to mi to lepiej wytłumaczysz. Może tak i lepiej, ale za to dużo tracice nie poznając seksu.
- Ty chyba nie tracisz.
- Nie musisz być kąśliwy. Nie pasje to do ciebie. Coś mi tu nie gra. Lea miała zadzwonić za godzinę, a minęło półtorej. Wiesz jaka ona jest obowiązkowa.
- Chcesz, żebym sprawdził?
- Tak.
- To obiecaj, że nie ruszysz się z hotelu.
- Dobra.Leć.
Wit na tylko czekał. Wyciągnął z szafki butelkę wódki i nalał pół szklanki.Wypił. Poczuł jak alkohol uderza mu do głowy. Odpłynęły złe myśli gdzieś w kąt i poczuł się odprężony. Nalał ponownie.
- Co ty robisz idioto? Musimy jechać po Leę.
-Nigdzie nie jadę. Poza tym nie mam auta. Zresztą po co? Ona jest w szpitalu. Chyba tam już jej nic nie grozi. Mogę chyba napić się odstresującego płynu? Nie jestem abstynentem.
- Odstaw tę szklankę!
- Ani myślę.
W tym momencie szklanka upadła na podłogę i rozbiła się. Wit skoczył w kierunku Orisa i chciał się zamierzyć, gdy ten lekko go pchnał w kierunku łóżka. Wit upadł.
- Nie mogę się ruszyć! Co zrobiłeś draniu?
- Nic takiego. Użyłem tylko swoich zdolności kinestatycznych. Teraz nie ruszysz się aż ci na to pozwolę i spokojnie mnie wysłuchasz.
- Debil.
- Urąganie mi nic nie da. Lea jest w niebezpieczeństwie. Po twoim wyjściu z sali przywieźli jakąś kobietę. Nie dopytywałem się szczegółów, ale Afa dowiedział się, że jest ona szpiegiem. Chociaż to ona ostrzegła Leę, że rano, zaraz po obchodzie mają ją przewieźć do szitala w Gdańsku. Niby wykryli u niej guza serca i stąd niby to omdlenie. Wierzysz w to?
- Nie.
- No właśnie. Położyli tę kobietę z nią, żeby ją pilnowała.
- Co to za kobieta? Myślisz, że możemy jej wierzyć?
- Nie wiem dokładnie, ale chce, żebyśmy pomogli jej. Mamy ukryć ją i jej syna w bezpiecznym miejscu. Ona boi się ich. Coś bredziła, że nie jest ziemianką, ale dokładnie wie Afa. On ją przeskanował.Ile czasu trzeba, żeby ci wyparował alkohol z głowy?
- Nie jestem pijany. Wypiłem tylko pół szklani.Drugą porcję wypił dywan.Za kierownicę nie siądę. Już mówiłem, że nie mam auta.
- Plan był taki, że pożyczymy samochód, ale teraz mija się on z celem.
- Nie mów, że przeze mnie.
- Tak, właśnie, że przez ciebie, ale i tak musimy do niej pojechać. Wejdziemy i zabierzemy Leę i tę drugą. Później jej pomorzemy.
- Fantasta! Jest dobrze po północy. Nikt nas nie wpuści do środka. Zresztą jak ominiesz dyżurkę, a są tam dwie?
- Zobaczysz. To mój problem.
Do szpitala mieli dziesięć minut drogi.
- Czy zechce pan zaczekać? Damy zadatek.
- Dobrze. Pięćdziesiąt złociszy i czekam.
Do sali Lei weszli niepostrzeżenie. Obie kobiety już czekały na Wita. Najpierw wyszedł Oris. Rozpylił gaz usypiający i pielęgniarki zasnęły. Afa wyłączył światło.
- Szybciej! One zasnęły tylko na parę minut.
Wyszli ze szpitala i wsiedli do taksówki.
- Jedź pan na dworzec!
- Muszę zabrać syna.
- Gdzie jest?
- U znajomych.
- Jaka ulica?
- Sienkiewicza 23.
- Masz pieć minut na wyjście z synem.
Wkrótce wszyscy jechali w kierunku dworca. Wit rozliczył się z taksówkarzem. Wysiedli. Przy dworcu czekał na nich zielony pasat.
- Mam nadzieję, że Wit wytrzeźwiał.
- Piłeś coś?
- Tak.
- To prowadzę ja. Siadaj Ama z synem z tylu. Schylcie się, tak, żeby nikt was nie widział. Zawsze mogą być gdzieś pobliżu niechciane oczy. Wracamy. Trybun na nas czeka.
- Daliśmy plamę. Będzie jak nic komora, albo odsiadka.
- Nie kracz. Musimy pomyśleć, gdzie ukryjemy Amę z synem. Muszą zmienić swój wygląd. Z Amą nie będzie problemu. Gorzej z nim.
- Przerobimy go na dziewczynkę.
- Wit jak zawsze jesteś niepoprawny.
Po stu kilometrach auto zatrzymało się. Zabrakło paliwa. Dalej szliśmy piechotą. Za zakrętem na poboczu czekał na nas Afa. Uszliśmy razem jeszcze może z pięć kilometrów, może siedem do miejsca, gdzie czekał na nas pojazd.
- Wszyscy gotowi. Zapiąć się. Ergtujemy się! Do bazy!
W kamiennej sali czekał na Leę i Wita tylko Sekretarz. Spotkanie się z nim nie należało do najprzyjemniejszych. Nie należał do delikatnych ludzi. Był niezadowolony, to mało powiedziane. Grzmiał. Nie chciał słuchać żadnego wytłumaczenia. Za niewykonanie zadania obarczył bardziej Wita. Leę traktował pobłażliwiej. Nie mniej zarządził dla obojgu kwarantannę. Przezsiedem siedem dni żyli w odosobnieniu i przechodzili matmorfozę. Lea została wypuszczona pierwsza.
- Chodź, ktoś na ciebie czeka – powiedział sekretarz
- Dokąd?
- Zobaczysz.
Sekretarz wprowadził ją do niewielkiego pomieszczenia bez okien. Panował w nim półmrok. W kącie stała komoda, a na niej tliła się świeczka. Na środku stał fotel. Lea usiadła. Sekretarz załonił jej oczy. Czuła jak za jej plecami rozsuwa się ściana i ktoś z niej wchodzi. Miała ochotę zastosować drugie pole widzenia, gdy ktoś ją wyprzedził.
- Nie radzę stosować echolokacji.Wiem, że to potrafisz. Znam cię od dziecka. Dzisiaj chcę ci przypomnieć, że jesteś w służbie Wielkiego Mistrza i tak już zostanie. Nie masz odwrotu, a właściwie to ty masz, ale chyba z tego nie skorzystasz. Nie mniej w trosce o twoje bezpieczeństwo na jakiś czas zdejmuję cię z misji. Wyjedziesz z kraju.
- Tylko nie to. Proszę.
- Wyjeżdzasz! Musimy popracować jeszcze nad wąchaczami i zmienić twoje niektóre parametry ciała. Nauczysz się być niewidzialną, nie tracąc swej cielesnej powłoki. Tak postanowił Wielki Mistrz. Nie spodziewaliśmy się, że król Maro pójdzie drogą ciemności i zbrata się z Hyprosem. Teraz to wiemy i musimy przeciwdziałać. Do zadania, którego nie wykonaliście wyślę kogoś innego. To proste, chociaż dla was było nie wykonalne. Nie dotarliście nawet do Gdańska.
Zamilkła. Nie chciała wdawać się w dalszą dyskusję. Uznała, że nie ma potrzeby tłumaczenia się z czegoś, czego nie wykonała i w zasadzie nie z własnej winy. Wiedziała, że wszystko z góry jest już ustalone. Westchnęła i czekała na dalsze instrukcje.
- Nie wracasz już do domu. Stąd ruszasz do Moskwy. Masz jeszcze dwie godziny, aby ogranąć się. Zostawiam walizkę, w której są wszystkie niezbędne przedmioty do podróży. Gdy odejdę przyjdzie ktoś, kto zakoduje ci nową tożsamość. Do zobaczenia Lea. Miej uszy, kóre słyszą, oczy, które widzą. Bądź uważna!
- Będę. A co z…?
- To już nie twoje zmatwienie. Jest bezpieczny.
Do Moskwy Lea pojechała pociągiem. Na dworcu wsiadła w taksówkę i skierowała się na lotnisko Szermetiewa. Stanęła w wielkiej hali i zastanawiała się, w którym kierunku ma iść, gdy nagle ktoś ją potrącił.
- Przepraszam. Jestem nieuważny – głośno oznajmił siwy meżczyna, a ciszej. W kieszeni masz bilet. Lecisz do Taszkentu.
- To ci wymyślił stary!
Samoot odlatywał za czterdzieści minut. Lea poszła do odprawy.
- Pani Anna Gil?
- Tak.
- Po co leci pani do Taszkentu?
- Chce zwiedzić.Nie byłam tam jeszcze.
- Sama?
- Tak. Co w tym dziwnego. Na lotnisku będą czekać moi przyjaciele.
- Dziękuję i życzę bezpiecznego lotu.
- Dziękuję.
Odetchęła.Spojrzała na zegarek.
- Za dziesięć minut odlecę. A gdzie stamtąd? Znowu będę sama? Moje życie to wieczna wędrówka. Droga z wieloma krótkimi przystankami na zatrzymanie i rozejrzenie się wokół – na prywatne życie.
- Zamyślona? – zapytał przystojny brunet, siedzący obok niej.
- Trochę.
- Proszę pooglądać, poczytać. O proszę zobaczyć!
- Piękny górki krajobraz – powiedziała.
- To Himalaje.
- Dokąd gnasz?
- Przed siebie aż zobaczę Himalaje. Zgarniam cię na lotnisku.
I dalej nic. Nie miała ochoty na dalszą konwersację. Wyjęła książkę i zagłębiła się w lekturze. Meżczyzna widząc, że Lea nie ma ochoty na bliższą znajomość zajął się sam przeglądaniem czasopism.
- Proszę zapiać pasy. Lądujemy! – oznajmiła stewerdesa.
- Ledwo wystartowaliśmy, a już lądujemy – powiedziała.
- Nie zgub się.
Po odebraniu walizki wyszła z portu i ustawiła się w kolejce na taksówkę. Nie czekała na nowopoznanego mężczyznę. W Taszkencie miała zostać jedną dobę. Marzyła o odpoczynku, o wyspaniu się w łóżku w czystej pościeli. Jakże wielkie było jej zdziwenie, gdy kierowcą taxi okazał się niedoszły Himalaista.
- Chciałaś uciec?
- Nie. Wyspać się.
- Tak dobrze, to nie będzie.Mam cię odstawić do Kazarmanu.
- Jak to odstawić? Muszę się umyć.
- W torbie z tyłu samochodu masz obiad i kanapki. Nie ma czasu na dłuższe przystanki. Po drodze gdzieś się zatrzymamy na prysznic.
Westchneła. Wiedziała, że trasa z góry jest ustalona i wszystkie jej warunki, i że ona nie ma nic w tej kwestii do powiedzenia.

Data:

 01.12.2020

Podpis:

 MESUE

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=81443

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl