DRUKUJ

 

Znoszone sandały

Publikacja:

 22-06-10

Autor:

 mesue
1. Jak wszedłem w świat przestępczy czyli geneza.

Narratorem jest sam Krzysztof. Jestem tylko biernym słuchaczem, który od czasu do czasu zadaje pytanie. Jeśli Krzysztof nie chce na nie odpowiedzieć wykreślam je przez szacunek do człowieka i respektowanie jego woli. Nie dociekam dlaczego nie chce, bo każdy może mieć tajemnice, które zostawia tylko dla siebie.
Włączyłam laptopa.
- Proszę zaczynaj. Nastawiam się na odbiór.
- Nagrywasz?
- Nie, piszę.
- Swoją przygodę w życiu przestępczym zacząłem bardzo młodo, bo w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Pewnego dnia mama dała mi pieniądze, abym zawiózł je wujkowi. Była mu je winna. W momencie, gdy brałem od matki pieniądze nie miałem złych zamiarów. W mieszkaniu wujka nie zastałem, więc nota bene nie oddałem długu. Do domu nie chciałem jeszcze wracać. W pewnym momencie olśniło mnie że mam pieniądze i mogę zabawić się na wesołym miasteczku. Tutaj wydałem wszystkie pieniądze, które dostałem od matki. Otrzeźwiałem z euforii i zrozumiałem, że jestem w okropnej sytuacji. Pieniędzy nie oddałem wujkowi, nie miałem ich, a więc nie mam z czym wrócić do domu. Bojąc się kary krążyłem po mieście i zastanawiałem się nad rozwiązaniem mojego problemu. Nic nie wymyśliłem. Wracałem do domu w niezbyt dobrym nastroju. Nie wiedziałem co powiem matce, gdy zapyta o pieniądze. Autobus zatrzymał się i wsiadła do niego kobieta, która w ręku trzymała siatkę z zakupami. Popatrzyłem w tym kierunku i na szczycie zakupów zobaczyłem portmonetkę. W jednej sekundzie zobaczyłem rozwiązanie mojego dylematu. Zastanawiałem się na tym tylko, czy w portmonetce jest tyle pieniędzy, ile mi potrzeba. Wysiadając z autobusu ukradłem ją. Nie czułem wówczas wstydu, zażenowania, tylko strach. Dużo oglądałem kryminałów, w której policjanci łapią przestępców i wsadzają do więzienia. Po prostu bałem się, że ze mną będzie podobnie. Z obawy przed aresztowaniem włóczyłem się po ulicach, ale w efekcie zwyciężyła pokusa zajrzenia do mojej zdobyczy. Wyjąłem pieniądze i je przeliczyłem. Ucieszyłem się z tego, że pieniędzy było więcej niż dostałem od matki. Portfel wyrzuciłem do kanału, a pieniądze schowałem do kieszeni. Było to dla mnie tak traumatyczne przeżycie, że nie miałem jeszcze odwagi, aby wrócić do domu. Dalej włóczyłem się jak obłąkany po chodnikach. Zapadał zmierzch i czas było pojechać do domu. Miałem nadzieję, że matka nic nie wyczuje. Gdy wszedłem matka zajęta swoimi obowiązkami zapytała:
- Oddałeś wujkowi pieniądze?
- Nie, bo nie było go w domu.
- A gdzie pieniądze?
- Mam wszystkie.
- A gdzie byłeś tyle czasu?
- Tu i tam.
- Idź zjedz. Obiad sobie odgrzej.
- Nie chcę. Idę spać.
Schowałem się do swojego pokoju i nasłuchiwałem, czy nie puka do mojego mieszkania milicja. Nie zapukała. Uspokoiłem się. Strach zmienił się w radość, w samozadowolenie i zasnąłem. Noc minęła, a kiedy wstałem sprawdziłem, czy w mojej skrytce są pieniądze. Były. Wziąłem wszystkie i poszedłem do szkoły. Na lekcjach nie potrafiłem się skupić. Nie mogłem uwierzyć w to, że poszło mi tak łatwo i nikt mnie nie szuka. Po ostatniej lekcji krzyknąłem do klasy
- Zapraszam wszystkich na wesołe miasteczko. Funduję.
- Krzych, chyba zdurniałeś. Skąd masz tyle kasy?- zapytał Piotr.
- Dostałem. Kto chce idzie ze mną.
Dalej nie oponowali. Moi koledzy i koleżanki bawili się doskonale. Wydałem wówczas wszystkie pieniądze, które ukradłem nieznanej kobiecie.
- Dlaczego wziąłeś prawie całą klasę?
- Wiesz to takie chytre podejście. Starałem się zawsze wydawać skradzione pieniądze razem z innymi, czyniąc ich współwinnymi. Wtedy lepiej się czułem. Podświadomie szukałem współwinnych, aby zwolnić siebie z całkowitej odpowiedzialności.
- Ciekawe podejście, ale przecież oni nie wiedzieli, że pieniądze są kradzione.
- Nie zawsze. Poza tym nie chodziło o nich, a o mnie. To tak jakbym sam siebie w połowie rozgrzeszył.
- Hm. I co dalej?
- Przez pół roku nie ukradłem niczego. Może bałem się, a może to był czas, w którym ścierało się sumienie z chęcią łatwego zysku. Być może wtedy , gdybym spotkał kogoś na swojej drodze, kto by mnie zatrzymał nie wybrałbym tej drugiej opcji, ale nie spotkałem.
- Szkoda.
- Do podjęcia mojej ostatecznej decyzji przyczyniła się sytuacja w domu. Był czas, że nie brakowało nam pieniędzy. Rodzice dobrze zarabiali. Problemy zaczęły się, gdy ojciec rozchorował się. Coraz mniej pracował. Był chory na raka, miał problemy z ciśnieniem, ale najgorsza była miażdżyca. Swój ból topić zaczął w alkoholu. Stał się nerwowy, drażliwy, krzyczał na dzieci, bił je – kablem, skakanką. Pieniędzy było coraz mniej i popadaliśmy w biedę. Na kupno żywności jeszcze były pieniądze, ale na inne wydatki brakowało ich. Na ubranie, buty matka nie dawała pieniędzy. Chodziłem w jednych spodniach cały rok. No prałem je i jak wyschły znowu nakładałem. Żebyś nie zrozumiała, że chodziłem w brudnych.
- Nie pomyślałam w ten sposób.
- Miałem w końcu tego dosyć. Zacząłem kraść w sklepach – najczęściej jedzenie. W sklepie ładowałem towar do torby i wychodziłem.
- Co kradłeś?
- Mleko, chleb, bułki.
- Co robiłeś z tymi rzeczami?
- Zanosiłem do domu.
- Matka nie dziwiła się, nie pytała skąd je masz.
- Była zmęczona biedą, chorobą ojca.
- A w sklepie, gdy wychodziłeś, nikt ciebie nie zatrzymał?
- Nie. Dziwiłem się, ale było mi to jednak na rękę. Był to łatwy i szybki zarobek. Musiałem wcześnie dawać sobie radę i nauczyć się żyć. Udawało się, więc poczułem się bezkarny. To umocniło mnie w decyzji, że nie wrócę do biedy.
Kraść uczył się sam. Wychował się na podwórku wśród kilkunastu osób, które weszło na złą ścieżkę życia. Jedna lub dwie osoby z podwórka poszły tylko normalnym trybem życia. Być może, gdyby istniał wehikuł czasu i mógłby wrócić do przeszłości, to może nie wybrałby drogi przestępczej, ale nie ma i czasu nie można cofnąć. Wtedy uważał, że wybrał tą właściwą drogę.
- „ Nie płacze się nad rozlanym mlekiem”. Przeszłość była taka jaka była i nie zmieni się jej. Można tylko teraz żyć inaczej, jeśli się chce.
- Wiesz, gdybym spotkał siebie – ja obecny Krzysztof i ten z lat młodzieńczych, to na pewno skończyłoby się awanturą, bo nikt by mi wtedy nie przetłumaczyłby, że źle robię, nawet ja sam sobie. Taki mam charter.
- Człowiek ma wolną wolę i decyduje zazwyczaj sam, ale wtedy musi wziąć na swoje barki i odpowiedzialność za swój wybór.
- Wziąłem. Sam. Chroniłem swoją rodzinę przed moim procederem, ale mniejsza z tym. Wiesz ile miałem lat gdy pierwszy raz byłem na Komendzie?
- Ile?
- Szesnaście. Złapali mnie, jak chciałem okraść kobietę.
Czy wiesz jak się wytłumaczyłem?
- Jak?
- Że chciałem ją pomacać – to mi przyszło do głowy.
- I uwierzyli?
- Nie byłem jeszcze znany, to dlaczego mieli nie uwierzyć.
- Co zrobili?
- Zadzwonili po matkę. Jak przyjechała zbiła mnie po twarzy za to co powiedziałem. Mama miała ciężką ręką. Później, gdy była wzywana na Komendę częściej za moje rozboje, kradzieże. dowiedziała się, że wówczas było to kłamstwo. Dobrze, że nie zanotowali mnie w swoich kartotekach jako zboczeńca.
- Jeszcze jedna łatka.
- Tak.
- Jak reagowała matka po wizytach w sprawie syna na Komendzie?
- Łajała albo biła, ale nie chciała żeby się ojciec dowiedział. Ojciec miał taki charakter, że potrafił mocno zbić. Jego bicie do krwi i tak niczego mnie nie nauczyło. Może, gdyby potrafił mi wytłumaczyć, to było by inaczej, ale trudno, było jak było. Jestem taki, że jak doświadczam przemocy, to potrafię się zaciąć i tym bardziej nie słucham nikogo.
- Czy kiedykolwiek myślałeś wcześniej, aby z tym skończyć?
- Tak, ale jeśli wejdzie się w świat przestępczy to trudno z niego wyjść. Trzeba dużej siły, aby tego dokonać. Wiesz, to nie są małe pieniądze, a człowiek szybko przyzwyczaja się szybko do pieniędzy, które jeszcze łatwiej wydaje. Większość ludzi, których znałem mówili, że nie ma po co iść do pracy, w której przez rok zarabia się tyle ile z kradzieży w miesiąc.
- Można i tak myśleć.
- Najgorsze jest w tym wszystkim to, że takie życie uzależnia. Jest ja narkotyk wciąga i nie odpuszcza tak łatwo. Człowiek z czasem się znieczula i płynie już na falach występku bezkrytycznie, zatracając niejednokrotnie samego siebie. Jeśli wróciłoby się moje życie, nie wszedłby na tę drogę. Dużo straciłem, a nic w rezultacie nie zyskałem.
- Rachunek zysków i strat, Bilans na minus. Może być na plus. Zawsze jest szansa. On zawsze czeka.

Data:

 15.04.2021

Podpis:

 MESUE

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=81672

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl