DRUKUJ

 

Uśmiech nic nie znaczy...

Publikacja:

 22-11-08

Autor:

 Sylwiana
- Czy mogę usiąść obok ciebie, Piotrze?
- Dobrze. A dlaczego? Jeśli mogę spytać… Zawsze siedziałaś obok Michała.

Sylwia spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Im dłużej jej się przyglądał, tym bardziej zaczynał dostrzegać smutek, aż jej oczy zaszkliły się od łez.

- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał.
- Nie bardzo jest gdzie – odrzekła Sylwia - W kuchni jak zwykle dużo ludzi, a Magda tylko czeka, żeby się do czegoś przyczepić.
- Oj tam, przesadzasz. Jesteś trochę przewrażliwiona.
- Nie przesadzam! – podniosła głos, aż kilka osób w biurze spojrzało w jej stronę. Otwarta przestrzeń w przeszklonym biurowcu była zaprzeczeniem intymności i miejsca do załatwiania prywatnych spraw - Poza tym wiem, że Magda mnie nie lubi.
- Już dobrze. Rozchmurz się – powiedział łagodnie Piotr i uśmiechnął się. – Oczywiście, że możesz usiąść obok mnie.
- Dziękuję – odrzekła Sylwia.

Po chwili w biurze zapanowała cisza. Wszyscy pracownicy skupili się na swoich zadaniach, szczególnie, że podczas zamknięcia miesiąca było ich znacznie więcej. Czasem ciszę przerywały rozmowy służbowe przez komunikator Teams lub szepty siedzących blisko siebie osób. Sylwia także skupiła się na pracy, nawet nie patrząc w kierunku północnego okna, przy którym siedział Michał.

W samo południe ktoś krzyknął: Ślimak! i w biurze nastąpiło wielkie poruszenie. Ślimak był powszechnie znaną firmą dostarczającą catering do biurowców, dlatego część pracowników ustawiła się w długiej kolejce w holu budynku, chcąc zapłacić za uprzednio wybrane potrawy obiadowe, desery, sałatki lub słodycze. Sylwia nie miała apetytu i nie ruszyła się od biurka. Gdy zżerał ją stres lub pochłaniał smutek, nie odczuwała głodu. Zerknęła kątem oka na Michała, który wyciągnął portfel z plecaka i szybko udał się do holu.

Sylwię zaczęła boleć głowa. Od rana wypiła tylko kilka kaw i nic nie zjadła. Siedzący obok Piotr z niepokojem spoglądał na koleżankę. Szefowa Magda pokrzykiwała czasem, gdy nie chciało jej się wstać, pytając o status wykonywanych przez podlegających jej pracowników zadań.

Nagle na komputerze Sylwii pojawiła się wiadomość od Piotra:
- Co robisz po pracy? Masz ochotę na spacer i rozmowę?
- Chętnie porozmawiam, ale nie mam siły na spacer. Od rana nic nie jadłam.
- Dobrze. To chodźmy najpierw coś zjeść, a potem pogadać, ok?
- Ok.

Sylwia odetchnęła z ulgą i spojrzała na Piotra, uśmiechając się delikatnie.


***


Po pracy podjechali tramwajem do restauracji na Placu Konstytucji. Na szczęście w tygodniu były wolne stoliki i można było zamówić smaczne potrawy z wołowiny. Roztaczające się wokół zapachy sprawiły, że Sylwia odzyskała apetyt, a towarzystwo Piotra zawsze poprawiało jej nastrój. Był jej kolegą z poprzedniej pracy i znali się doskonale.

- To opowiadaj! - zachęcił Piotr, gdy już uporali się z posiłkiem – Co się stało?
- Uśmiech nic nie znaczy… Nic! Absolutnie nic!
- Co ty opowiadasz? Sylwia, co się stało?!
- Chodzi o Michała…
- Wiem. Domyśliłem się.
- Pamiętasz to szkolenie w zeszłym tygodniu? Byłam w grupie razem z Michałem.
- Tak. Pamiętam. Ja byłem z Jolką z należności. Fajna laska – Piotr mrugnął porozumiewawczo.
- Przestań! – zdenerwowała się Sylwia – Chcesz wiedzieć co się stało, czy będziesz teraz opowiadał o swoich podbojach?
- Nie bądź tak śmiertelnie poważna. Wyluzuj trochę.
- Nie potrafię. Znasz mnie…

Sylwia nalała sobie piwa do szklanki i sączyła powoli, patrząc na swoje dłonie. Piotr spoglądał na nią w milczeniu. Martwił się. Sylwia była delikatna i wrażliwa. Wszystko bardzo mocno przeżywała. Każde niepowodzenie, czy wielką radość.

- Na tym szkoleniu – kontynuowała Sylwia – było takie zadanie. Pokazać przykład agresji. Michał siedział na krześle obok mnie. Spontanicznie więc złapałam go za ramię i mocno potrząsnęłam. A on wrzasnął: Jesus!!! i gwałtownie się odsunął. Odsunął nawet krzesło. Byłam mocno zdziwiona jego reakcją. Powiedziałam, że to był tylko przykład zachowania agresywnego i przeprosiłam go. A on odpowiedział chłodnym tonem, że nie jesteśmy na takiej stopie znajomości, żebym go dotykała. I że wbiłam mu palce w mięśnie, aż go zabolało. Mówił jak zupełnie obcy człowiek. Zimno i obojętnie. Nawet na mnie nie patrząc. Jakbyśmy nie znali się prawie rok, pracując razem. Zawsze był dla mnie miły i częstował uśmiechem. Myślałam, że mnie lubi. Że mnie akceptuje i w ogóle…

Sylwia napiła się piwa, Piotr milczał. Nie chciał przerywać. Widział jak dużo emocji w niej buzuje, musiał pozwolić jej mówić. Pozwolić wyrzucić z siebie wszystko, co jej w duszy grało.

- Reakcja Michała była dla mnie szokiem! Zranił mnie. Obdarł uśmiech, uśmiechanie się z jakiegokolwiek znaczenia. Uśmiech jest nieważny! Nieistotny! Rozumiesz??? - Sylwia miała zaczerwienione policzki świadczące o buzujących w niej emocjach, a jednocześnie widać było głębokie zranienie - Michał zabrał mi wiarę w uśmiech. W ludzi. Jego uśmiech cały czas wydawał mi się szczery. A to była tylko maska. Nic nie znacząca maska z wykrzywieniem warg zamiast szczerego uśmiechu. Powiedz mi, czemu ludzie tacy są? Okrutni, zakłamani, fałszywi. Czemu ja zawsze muszę dostawać od życia w dupę? Czemu zawsze ranią mnie osoby, które najbardziej lubię? I którym najbardziej ufam? Czemu tak jest? Czemu??? Jak po czymś takim można wierzyć, że uśmiech w ogóle coś znaczy?

Piotr patrzył na koleżankę, zamyślił się, a potem głęboko westchnął. Po dłużej chwili powiedział:

- Sylwia… Wiem, że bardzo go lubiłaś. Dużo rozmawialiście. Często widziałem was razem. Nie znam Michała. Nie mi go oceniać. Ale proszę cię… nie zmieniaj się. Niech to bolesne doświadczenie nie zmieni ciebie. Niech twój uśmiech, który tak bardzo lubię, znaczy wszystko. Wszystko czym powinien być uśmiech. Nie zmieniaj się. Proszę…

Sylwia uśmiechnęła się, czując napływające do oczu łzy. Wiedziała, że z Piotrem może być tak szczera, jak z nikim innym. Że może mu ufać. Że może z nim rozmawiać o wszystkim i o niczym. Że on jej nigdy nie oceni. Nie potępi. Bo „prawdziwy przyjaciel wie o tobie wszystko i nie przestaje cię lubić”.

- A teraz – spytał Piotr – masz ochotę na spacer?
- Tak, teraz tak! – Sylwia uśmiechnęła się całą sobą.
- To chodźmy do Łazienek. Mogę ponieść ci plecak, jeśli chcesz.
- Tak! Chodźmy. Tam jest zawsze pięknie. O każdej porze dnia i nocy. A plecak poniosę sama. Dziękuję.


Wyszli z restauracji, gdy powoli zapadał zmierzch. Niespiesznym krokiem dotarli do Łazienek, a tam długo spacerowali, milcząc i rozmawiając na przemian. Nic nie było męczącym przymusem. Ani milczenie, ani rozmowa. A szczery uśmiech pojawiał się u obojga tak często, jak tylko tego pragnęli.

Data:

 5 listopada 2022

Podpis:

 Sylwiana

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=81871

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl