![]() |
|||||||||
Wybrany |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Bestie na dole wyglądały, jakby przybyły z samego dna piekieł. Chciałby, żeby tak było. Wówczas można by wypędzić je do ich leża. Davin leżał na skraju urwiska i wpatrywał się w tłoczące się na dole potwory. Bał się choćby drgnąć, by nie zwrócić na siebie ich uwagi. W ciągu swojego trzydziestoletniego życia nigdy nie widział czegoś takiego. Był tak blisko, a mimo to nie został dostrzeżony. Być może ułatwiał to brązowy podróżny strój. Cały był brudny od pyłu unoszącego się z suchych traktów. Może sprawiało to, że zlewał się z tłem. Cokolwiek to było, ratowało mu życie. Kłębowisko w dole przywodziło mu na myśl gniazdo węży. Te stwory były jednak o wiele gorsze. Wielkie, jaszczurze cielska opierały się na trzech parach łap zakończonych monstrualnymi pazurami. Pokryte były czarnymi łuskami, które wręcz zdawały się pochłaniać światło. Przez cały grzbiet i boki ciągnęły się rzędy długich kolców. Czerwone oczy jarzyły się wewnętrznym blaskiem. Davin zastanawiał się, czy gdyby go dostrzegły, byłyby w stanie wdrapać się na urwisko. Kiedy patrzył na ich pazury, miał wrażenie, że tak. Na samą myśl oblewał go zimny pot. Stwory wyglądały jak istoty zaświatów, tymczasem przybyły z odległych pustynnych terenów Var'sai. Tam nie były niczym niezwykłym. Nie słyszał jednak nigdy, by dotarły kiedykolwiek do Środkowych Królestw. Tutejsi ludzie zupełnie nie wiedzieli, jak sobie z nimi radzić. Dlatego stwory te były bez problemu w stanie zrównać wioski z ziemią. Nikt nie wychodził z tego spotkania z życiem. Wyglądało na to, że istoty poruszają się w konkretnym celu, pozostawiając za sobą rozpacz i zgliszcza. Cel ich wędrówki pozostawał jednak tajemnicą. Davin zastanawiał się, czy w ogóle władcy zdawali sobie sprawę z zagrożenia. Do tej pory na ich drodze nie stanęła żadna armia. On sam, choć wiedział, że ludy Var'sai nazywali je dar'sav – Stworzenia Piekieł – nie miał pojęcia, jak z nimi walczyć. I czy to w ogóle możliwe. Bestie przeszły przez jego rodzinne miasteczko i zrównały je z ziemią. Mimo że długo poszukiwał ocalałych, wszystko wskazywało na to, że nikt nie przeżył. Davin mógł się jedynie cieszyć, że wszyscy członkowie jego rodziny się wyprowadzili i jedynie on nadal tkwił w miejscu swego dzieciństwa. Stracił przyjaciół i znajomych, ale nie rodzinę. Od tamtej pory poprzysiągł sobie, że powstrzyma stwory. Zacznie od poinformowania armii. I właśnie ten cel zaprowadził go tu, na skraj urwiska. Jakże głupi był wierząc, że uda mu się je wyprzedzić! Coś na skraju pola widzenia przykuło jego uwagę. Spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył unoszące się chmary pyłu. Kiedy wytężył wzrok, dostrzegł jeźdźców. Serce zabiło mu mocniej. Rashav, doborowa armia Istorii. Z niej słynął jego kraj, uznawana była za niepokonaną. Tylko czy z tymi potężnymi zwierzętami poradzą sobie równie dobrze jak z ludźmi? Dar'sav również zauważyły jeźdźców i leniwie obróciły się w ich kierunku. Czekały. Nic w ich zachowaniu nie wskazywało na jakikolwiek niepokój. To wydało mu się jeszcze bardziej przerażające. Serce zaczęło mu tłuc się w piersi w oczekiwaniu. Żołnierze zbliżyli się kłusem i ustawili w formacji klina. Kiedy wytężył wzrok, mógł dostrzec błyszczące zbroje wykonane ze stali z furham, twardszej a jednocześnie lżejszej od zwykłego stopu. Długie na pięć metrów kopie, atrybut rashav. Z jednej strony byli mocno opancerzeni, z drugiej jednak specjalnie dobrane materiały nie obciążały zanadto wierzchowców. Davin pomyślał, że jeżeli ktokolwiek ma szansę, to właśnie oni. Nie zauważył żadnego sygnału, a mimo to wojownicy ruszyli jednocześnie. Konie poderwały się do pełnego galopu, śmiercionośne kopie wycelowały w dar'sav. Odległość między stworzeniami a ludźmi szybko się zmniejszała. Kiedy oba szeregi się zwarły, Davinowi wydawało się, że czas stanął w miejscu. W niekończącej się chwili widział, jak konni wjeżdżają w bestie. Kopie zanurzyły się w cielskach. Choć w to nie wierzył, to naprawdę działało! Te, które zostały nadziane, padały w konwulsjach. Rashav puścili kopie i zawrócili wierzchowce. Ruszyli galopem z powrotem na miejsce startu, by uzbroić się w kolejne. Stwory rzuciły się w pogoń. Mimo że były o wiele większe od koni, bardzo szybko zaczęły skracać odległość dzielącą ich od żołnierzy. W ruchy wojowników, popędzających wierzchowce do biegu, wkradła się nerwowość. Zarówno oni, jak i Davin wiedzieli, że jeżeli pozwolą się złapać, będzie po nich. Bestie dopadły ich w połowie drogi. Staranowały oddział przewracając konie, wgryzając się w ich zady i rozszarpując zbroje. Nawet stal z furham okazała się zbyt słaba w porównaniu z siłą ich szczęk. Do tej pory starcie przebiegało w ciszy. Teraz spokój dnia został przerwany śmiertelnymi wrzaskami ludzi i zwierząt. Sprawiły, że Davin z trudem powstrzymał się od wymiotów. Zacisnął mocno powieki, lecz nie był w stanie odciąć się od docierających do niego dźwięków. Cisza nastała szybciej, niż się spodziewał. Bał się otworzyć oczy, bowiem wiedział jak skończyło się całe starcie. Nie chciał tego widzieć. Sam już nie wiedział, co było gorsze – krzyki ludzi, czy cisza z jaką umierały bestie. W końcu odważył się zerknąć na pobojowisko. Dar'sav rozpoczęły ucztę. Mężczyzna nie był w stanie powstrzymać drżenia. Jeżeli doborowa armia Istorii nie dała im rady, czy mieli w ogóle jakiekolwiek szanse? Przez chwilę obserwował zachowanie bestii. Wyglądało na to, że ich cała uwaga skupiona była na jedzeniu. Uznał, że to był najlepszy moment na to, by wymknąć się niepostrzeżenie. Wolał jak najbardziej zminimalizować możliwość, że zostanie dostrzeżony. Odczołgał się od krawędzi. Kiedy uznał, że jest na tyle daleko, że nie powinny go zauważyć, wstał. Odwrócił się i ruszył ścieżką prowadzącą ze szczytu wzniesienia. Zobaczył wystające spomiędzy roślinności czerwone, jarzące się ślepia. Zamarł. Gdyby nie one, nie byłby w stanie dostrzec dar'sav. Bestia stała tak blisko, że mogła go pochwycić w każdej chwili. Nie miał szans. Żadnych. Zacisnął powieki i zakrył głowę przedramionami. Nic się nie działo. Czyżby tylko mu się wydawało? Powoli, dygocąc na całym ciele, opuścił ręce i odważył się spojrzeć. Prawie wrzasnął, kiedy zorientował się, że stwór naprawdę tam stoi. Wpatrywał się w niego bez ruchu. Zorientował się, że słyszy nawet głęboki oddech nabierany w wielkie płuca. Był olbrzymi. Z gadziej paszczy wystawały kły górnej szczęki. Co powinien robić? Obaj, człowiek i zwierzę, stali i wpatrywali się w siebie bez ruchu. Davin doskonale wiedział, że dar'sav go widzi. Coś powstrzymywało go przed atakiem. Powolnym krokiem zaczął odchodzić w bok. Z trudem powstrzymywał się od biegu. Skoro ucieczka mogła skłonić niedźwiedzia do ataku, to być może było tak i w tym przypadku. Mężczyzna starał się nie robić nic, co mogłoby sprowokować zwierzę. Boleśnie czuł na sobie jego spojrzenie. Zagłębił się między zarośla i minął stwora szerokim łukiem. Co chwilę oglądał się dookoła. Nie widział żadnych śladów świadczących o pogoni. Rzucił się szaleńczym biegiem. Szybko stracił rachubę, jak długo biegł. Opadł z sił i musiał się zatrzymać. Obejrzał się dookoła, ale wszystko wyglądało spokojnie. Przez moment Davin miał ochotę uwierzyć, że to jedynie zły sen. Okropny, popaprany koszmar. Wiedział, że to wszystko prawda. Potwory, starcie, zmiecenie z powierzchni ziemi oddziału rashav. Tak samo, jak spotkanie z bestią oko w oko. Nie mógł uwierzyć, że żyje. Jeszcze nigdy nikomu nie udało się przeżyć spotkania z dar'sav. Nikomu. Widział parę wsi oraz miast po ich przejściu i nigdy nie znalazł tam żywej duszy. Tylko jemu się to udało. I to dwa razy. Cieszył się, że żyje... Wiedział jednak, że to nie przypadek. Tylko czemu? Osunął się obok drzewa na ziemię i oparł o chropowatą korę plecami. Ukrył twarz w dłoniach. Wydarzenia dzisiejszego dnia zupełnie go wyczerpały. Nie był w stanie jednak uspokoić gonitwy myśli. Nie był skory do wiary w zabobony, nie mógł jednak pozbyć się myśli, że dwukrotne darowanie życia musiało coś znaczyć. W jakiś sposób był zamieszany w te wydarzenia. Być może powinien uciec, odnaleźć rodzinę i schronić się w bezpiecznym miejscu. Wiedział jednak, że nie jest w stanie tego zrobić. Musiał odkryć, dlaczego to wszystko miało miejsce. Nie spocznie. Nawet, jeśli będzie to oznaczać jego śmierć. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |