![]() |
|||||||||
Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 65 EPILOG |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Lady Galat przeglądała zapiski Markusa, porównując schematy z notesu z ułożeniem kryształów na stelażu konstrukcji. Konfiguracja maszyny, którą mag opatrzył prostą nazwą: „Kondensator-U”, wydawała się prawidłowa. Notatnik trzasnął donośnie. Mavis aktywowała niewielki krąg wzbudzeń, wyryty na blacie kamiennego stołu. Zagadkowe urządzenie, będące plątaniną z metalu i magicznych kamieni, zaskrzypiało i zaczęło lekko wibrować, gdy tąpnięcie mocy rozeszło się falą po astrze i ucichło do poziomu ledwie wyczuwalnych, harmonicznych drgań. – Jak na razie wszystko działa – skomentowała Namiestniczka. – Teraz potrzebne mi tylko źródło unitry. Straż! – Próg komnaty przekroczył jeden z Kruków pilnujących wejścia. – Tak pani Namiestnik? – Mojra wspominała, że starzec trzyma zwierzęta w piwnicy. Idź sprawdzić, czy któreś jeszcze żyje i przynieś mi jedno. Może być cokolwiek, byle nie martwe. – Odprawiła go machnięciem dłoni. – Oczywiście – wojskowy pokłonił się i wyszedł, a Mavis wyciągnęła, z przytroczonej u pasa sakiewki, podłużne pudełko i ułożyła je na blacie. Po odpieczętowaniu szkatułki delikatnie podjęła zawartość i umocowała w centrum urządzenia Markusa. Osadzony jadeit mienił się spokojnym, hipnotycznym światłem. Nie mogła oderwać od niego wzroku, a bliskość Serca intensyfikowała zielonkawą poświatę kamienia. Rozpaczliwe skomlenie, które dobiegło od strony piwnicy, przerwało trans Namiestniczki i zapowiedziało sukces strażnika. – Tylko ten jeszcze oddycha, Lady Galat – oznajmił Kruk, unosząc zwierzę za skórę na karku. – Musi wystarczyć. Połóż go pod kryształem i przytrzymaj, żeby mnie nie użarł – nakazała, wskazując miejsce palcem skrytym w czarnej, koronkowej rękawiczce. Piesek był tak przerażony i wycieńczony głodem, że ani myślał się bronić. Gdy strażnik, ubolewając nad losem skamlającego szczeniaka, wykonał polecenie, Mavis, położywszy dłoń na głowie pieska, rozpoczęła inkantację: – Estalon Sin-Astra. – Kundelek wzdrygnął i zastygł w pośmiertnym skurczu. – Zostaw mnie! – Namiestniczka przegoniła strażnika i przygasiła magiczne latarnie na ścianach. Wszystkie minerały osadzone w urządzeniu Markusa, lekko rozbłysły swoistymi kolorami. Wokół jadeitu zawirowała oliwkowa wstęga gęstego dymu, ulatującego się z nadal ciepłych zwłok zwierzęcia. Oczy namiestniczki przybrały barwę otchłani, a tęczówki zapłonęły szmaragdową iskrą, jak gwiazdy dryfujące w bezkresie pustego kosmosu. – Har Gannaret – pobudziła pole nad truchłem kundelka, tym samym wprawiając w ruch metalową konstrukcję kondensatora-U. Obręcze z osadzonymi kamieniami ustawiły się na wzór niewidocznych, astralnych linii. Energia wypływała z załamanej symetrii, ślizgając się po granicy istnienia. – Har Ret-Nagar – Namiestniczka rzuciła kolejne zaklęcie. Astralne pole implodowało, wpychając unitrę do wnętrza jadeitu. Od każdego z aktywnych minerałów oderwał się niewielki fragment i przyległ do centralnego kryształu, wiążąc życiową energię w jego wnętrzu. – Działa – Mavis skomentowała z uśmiechem, przywracając oczy do normalnej postaci. Jadeit z przytwierdzonymi minerałami wypełniał teraz mały, wirujący cyklon. – Fragment życiowej sieci uwięziony w kamieniu… piękne. W progu komnaty stanął strażnik: – Lady Mavis… ma pani gościa – oznajmił, przerywając dumanie Namiestniczki. – Kto to?! – warknęła poirytowana, że ktoś zakłóca jej tę ważną chwilę. – Kazał się zaanonsować, jako Mistrz Proditis Inahan. – Na ułamek sekundy oczy Mavis ponownie przeszyła ciemność. Wydźwięk tego imienia poruszył jej stalowe serce. – Nie stój tak! – zganiła Kruka. – Zaproś mistrza. Nie może czekać! – strażnik wyszedł, by wprowadzić przybysza, a Mavis zaczęła nerwowo przekładać minerały z miejsca na miejsce. Czynność wyglądała na jedną z tych mimowolnych, niewerbalnych mantr mających na celu rozładować napięcie; takie zachowanie nie wpasowywało się w wizerunek, zimnej, bezwzględnej, wyrachowanej kobiety. Osoba, z którą miała niebawem stanąć twarzą w twarz, wywoływała w niej skrajnie silne emocje. Rytmiczne uderzenia kostura o kamienną posadzkę stawały się coraz głośniejsze. Przez drzwi wkroczył mężczyzna odziany w skórzany płaszcz z kapturem, częściowo skrywającym jego oblicze. – Mistrzu, tak się cieszę! – powitała przybysza z niemalże ekstatycznym entuzjazmem. – Moderatorze Inahan… Jesteśmy sami – przybysz poprawił Mavis, studząc jej udawaną radość. – Twój brat przedstawił mi całą sytuację – oznajmił oschle. – Prowadź do kryształu – dodał, nie siląc się na uprzejmości czy przestrzeganie dworskiej etykiety. – Oczywiście… proszę za mną – Namiestniczka otworzyła portal w litej, kamiennej ścianie i razem wkroczyli w cienistą membranę ściśniętej przestrzeni. Jadeitowe Serce wewnątrz komory biło rytmicznie. Moderator Proditis podszedł bliżej kolosa i zdjął kaptur, odsłaniając twarz usianą licznymi bruzdami i bliznami. – Dobrze się spisałaś Mavis – pochwalił lady Galat, sunąc dłonią po elektryzującej powierzchni kamienia. Na jego twarzy rozgorzała blizna przecinająca czoło i nos, aż po przeciwległy policzek. Znak przełamania wypalony w skórze; żywa runa wypełniona mocą. – Taaak – wysyczał. – Jest gotowe; trzeba poczynić przygotowania do rozrodu. Czy stabilizery działają? – spytał stojącej za nim Namiestniczki. – Oczywiście Moderatorze – potwierdziła, wyciągając jadeit z esencją zwierzęcia, który zabrała z laboratorium. Starzec wziął go do ręki. – Hmm… Wypróbowany? – Nie jeszcze; czekałam na ciebie, Moderatorze. – A gdzie jest Mojra? – spytał Inahan, rozglądając się po grocie. – Tu sprawa nieco się komplikuje, ale to dłuższa historia. Najważniejsze, że nic jej nie jest – Lady Galat wyraźnie chciała uniknąć opowieści o intruzach i o tym, że serce nieomal nie wybuchło. – To dobrze – oznajmił Proditis i dostąpił do Namiestniczki. – W takim razie ty, jako pierwsza ze swoich, staniesz na własnych nogach. – Mistrzu czy ja dobrze rozumiem? Ja… – Tak – orzekł, wykrzywiając usta w brzydki uśmiech. Mavis padła na kolana i ucałowała jego dłoń. Ona! Mavis Galat, stalowa hrabina północy, roniła łzy jak wzruszona panna na ślubnym kobiercu. – Dziecko – pogłaskał jej policzek. – Wiem jak to jest, być uwięzionym w cudzym ciele; bez kształtu, bez tożsamości, bez celu… Ale to już przeszłość. Czas pozbyć się tego pasożyta. – Inahan wypowiedział słowo „pasożyt” z niebywałą odrazą, po czym ułożył stabilizer na podłodze, tuż przed Namiestniczką. – No, śmiało – zachęcił Lady Galat, wycofawszy się o kilka kroków. Mavis zadygotała. Nagły spazm wygiął jej ciało w nienaturalny łuk. Żyły spęczniały i podeszły czarną substancją. Kolejny spazm, chrobocząc kośćmi, przegiął korpus kobiety w przeciwną stronę. Usta Namiestniczki zawisły ponad kryształem jadeitu. Zwymiotowała smołą i upadła na bok nieprzytomna. Inahan pochylił się nad bulgoczącą cieczą i ostrożnie dotknął Stabilizera. Przylegające minerały zaczęły migotać. Maź oplotła kamień. Mistrz Proditis wycofał dłoń. Cienie tańczące na ścianach pieczary spłynęły na posadzkę i zasiliły mroczną sadzawkę. Ze szlamu wyłoniła się ociekająca ciemnością postać, która niezdarnie uczyła się utrzymywać swoją nową formę. – Taaak – zasyczał Inahan. – Udało się moje dziecko! – prawie krzyknął, obserwując jak skóra humanoidalnego tworu, nabiera alabastrowej barwy. Chwilę później, tuż obok leżącej Mavis, kompletnie naga, kucała druga kobieta. Była łudząco podobna do namiestniczki; można by rzec, że nawet identyczna. Wyprostowała się niepewnie i stanęła w bezruchu niczym woskowa kopia, czekająca na ubiór i miejsce w ekspozycji. – Zaskakujący wybór muszę przyznać – skomentował Proditis – Ja… ja… – jąkała się próbując wykrzesać słowa. – Powoli Mavis, powoli. – Nie Mavis! – wykrztusiła gardłowym głosem. Wargi zbryzgała jej ciemna ciecz. – To prawda. Mój błąd. Wybierz sobie zatem imię, żebym wiedział jak się do ciebie zwracać. – Cro… Crow – wyjąkała z ledwością, kotwicząc wzrok na nieprzytomnej Namiestniczce; kobieta miała płytki oddech – ale żyła. – Trzeba się pozbyć tego truchła – Proditis szturchnął butem bezwładną Mavis. – Ja sama… – oznajmiła Crow. Mówiła coraz czyściej i z mniejszym wysiłkiem. – Rób jak chcesz; ja muszę zająć się sercem. – Inahan wrócił do pulsującego kryształu. Jego oczy rozbłysły, jarząc się i gasnąć w rytm bijącego Serca. Oparł dłonie na tętniących krystalitach. – Tysiące istnień wyrwane z sieci i zamknięte w tym cudzie Ojca – wyszeptał z zachwytem. – Wydaj na świat potomstwo; Serath, Sun-Kahal. – Język pierwszych pobudził kolosa. Serce zabiło szybciej i mocniej. – Serath, Sun-Kahal! Serath, Sun-Kahal!! – powtarzał zaklęcie, wkładając w słowa coraz więcej mocy. Minerały otaczające jadeit migotały wszystkimi kolorami astry. Ziemia zadrżała, a strop sypnął kruszywem. Starzec zaparł się z całych sił o ścianę szmaragdowego kryształu i po raz ostatni wypowiedział inkantację: – Serath, Sun-Kahal! – Ściany wieży poprzecinały spękane bruzdy. Kryształ wybuchł zielenią. Na leżącą Mavis spadły odłamki stropu, ale ona ani drgnęła. Przed kolejnymi, większymi fragmentami, Crow osłoniła ją własnym ciałem, a małe głazy roztrzaskiwały się o jej plecy jak o stalowy pancerz. Ziemia przestała się trząść. Crow spojrzała w stronę kryształu: pulsował spokojnie, rytmicznie. Naprzeciw niej stał Inahan z rozpaloną runą na obliczu. Z ziemi, sufitu i ścian wokoło, wyrastały nowe zalążki jadeitu. – Serce wydało plon – obwieścił Moderator. **** Od Autora **** Doszliśmy do końca pierwszego tomu, ale nie końca całej historii:). Drugi tom "Wiatry Zmiany" jest już prawie ukończony i myślę, że za 2 miesiące zacznę udostępniać jego fragmenty. W międzyczasie podzielę się jeszcze opowiadaniem, którego akcja dzieje się przed wydarzeniami z głównego wątku, zatem nie będzie cicho z mojej strony:). |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |