![]() |
|||||||||
Jutro też będą przegrzebki - (2) |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Parking przed supermarketem Asda, ten sam dzień. A propos bezdomnych załatwiających się w parku. Ten nie wygląda raczej na Polaka, chyba że jego ojciec przeprowadził się do Radomia prosto z Nine Mile na Jamajce. No cóż czasem tak też może się zdarzyć ale tam jest ich z dziesięciu i ani jeden nie ma słowiańskich ani nawet aryjskich rysów no może po za tym rudym, który wyraźnie od nich odstaje. Założę się że mówią na niego Marchewa albo coś w tym stylu. Swoją drogą pamiętam, że hiphopowcy w polsce nosili raczej szerokie spodnie i ogólnie jakieś obszerniejsze te ciuchy a ci na wyspach wyglądają zawsze jak reprezentacja olimpijska w gimnastyce artystycznej. Przeważnie czarna kurtka nike i jakieś obcisłe dresy, nie wiem pewnie w takich szybciej spieprza się przed policją. Właściwie to mogli by nie kręcić się tak blisko mojej kijanki, mogliby też przestać gwizdać, choć powinnam to chyba odbierać jako komplement. Cholera kto znowu dzwoni? - Tak - ... - Nie wiem jakieś powinno być, zobacz w szafce obok lodówki - ... - Są chyba gdzieś... - … - Dobra muszę kończyć będę za dziesięć minut mógłbyś… Halo Paweł? Jakimś cudem udało mi się dotrzeć z tymi wszystkimi siatkami z powrotem do samochodu i jeszcze umieścić to wszystko w bagażniku jedną ręką bez rozbicia żadnej butelki. W internecie takie rzeczy można pooglądać sobie wpisując hasło kalistenika, mam tylko nadzieję że nie zostawiłam znowu czegoś przy kasie. Cholera po co idzie tu ten bambus? Jak znam życie to brakuje mu pięćdziesiąt pi żeby kupić mleko dla młodszego rodzeństwa. - Wypierdalaj z naszego kraju szmato! Że niby co? Lepiej najpierw odjadę kawałek dalej. Na szczęście jak mówił Paulo Cohello jest coś takiego jak język wszechświata a wyprostowany środkowy palec jest pierwszym słowem, którego zwykle w nim się uczymy. Mam nadzieję że to widzisz Bambo. - Sam wypierdalaj do Afryki. Dora lepiej stąd spadam, nie zdawałam sobie sprawy że przez trzy lata tutaj stałam się aż taką rasistką. To chyba kolejny istotny powód, żeby zastanowić się nad powrotem. I kiedy wreszcie będzie mnie stać na samochód z chociaz elektrycznie opuszczanymi szybami? Wiadomo że używany... - Mieszkanie Agnieszki i Pawła, Milton Keynes Home sweet home, jak miło że nikt nie pomaga mi z tymi siatkami to przecież byłoby takie seksistowskie, dałam radę na parking dam i do kuchni. Przynajmniej trening kardio dzięki temu na dziś mam już z głowy. I jak miło dowiedzieć się że jednak sobie nie odpoczniesz bo w domu są jacyś goście a patrząc na ilość wiszących w korytarzu kurtek to jakaś grubsza akcja. Kurwa jak bardzo dziś nie mam ochoty na żadne small talki. Rozumiem że Brexit i jest okazja do stypy ale dlaczego to znowu musi byc u nas? - O jest Pani Masterchef - Cześć Jurek - W Ogóle to cześć wszystkim, Paweł mogłabym cię prosić na chwilę do kuchni? - Za chwilę - Mógłbyś teraz?! - No dobra. Zaraz wracam! Masz jeszcze trochę tej tarty? Mówiłem Majce... - To nie żadna tarta tylko quiche. - Tarta czy quiche nieważne. - Jeśli nie odróżniasz quiche od tarty równie dobrze możesz zjeść sobie klopsy z Tesco ale chciałam żebyś mi powiedział co to za impreza. Jest środek tygodnia. Jutro muszę... - Spokojnie. Rano dowiedziałem się że to właśnie mnie wysyłają na to szkolenie do Shenzhen. Jak wrócę będę w firmie już na innym levelu i będziesz mogła w cholerę zostawić tą pracę. Pomyślałem że musimy to uczcić... W pewnej chwili zupełnie przestałam słuchać co do mnie mówi. Wyciągam z siatki zakupy i patrzę jak porusza tymi ustami ale kompletnie nic do mnie nie dociera tak jakby mój mózg wcisnął na pilocie przycisk “mute”. Brokuł, zielona herbata, tacka z mrożonym indykiem. Miałabym ochotę uderzyć go tym indykiem w głowę. Jest na tyle ciężki, że może od razu by upadł. Żurawina, pieczarki w zalewie, bazylia. Trzeba byłoby tylko gdzieś ukryć ciało i skłamać znajomym, że źle się poczuł. Ogórek, banany, olej z czarnuszki. Musiałabym mieć jeszcze jakieś alibi choć w tej sytuacji byłoby raczej ciężko. Pomidory cherry, spaghetti z mąki durum, plastikowy chleb. Czasem sama boję się swoich myśli ale to chyba tylko sposób w jaki moja substancja szara radzi sobie ze stresem. Jajka, puszka fasoli, papryczki padron, krewetki w cieście. Chipsy o smaku prawdziwki w delikatnej śmietanie… - Mógłbyś to do czegoś przesypać? - Nie cieszysz się? - Tam gdzieś powinna być taka czerwona miska. - Powiedziałem ci… - Powinniśmy wrócić do gości bo jeszcze pomyślą że stało się coś makabrycznego. - Makabrycznego? Minęło pół godziny a po chipsach, oliwkach i papryczkach padron nie ma już nawet śladu. Jak zaprasza się gości powinno się chyba pomyśleć czy w domu jest coś do jedzenia. Chyba że w tym samym domu masz dziewczynę, którą na oczach kilku milionów ludzi wyrzucili z kulinarnego reality show. Wtedy ona do końca swoich dni będzie udowadniać wszystkim że jednak potrafi coś ugotować. Ja na szczęście nie dałabym się w takie coś wkręcić. Najszybciej będzie chyba melon z prosciutto, rukolą i parmezanem. Do tego pincho z kozim serem, kaszanką i konfiturą. Dobrze że akurat byłam po kiszkę dla tej raszpli Marshall. Melon już wyszedł. Pijemy żołądkową z sokiem jabłkowym, która do koziego sera pasuje jak świni siodło ale to przecież takie polskie. Jedyny plus to że nie gadamy o tym całym brexicie, na szczęście jak powiedziałby Muminek tyle jest innych rzeczy do obmyślenia. Jak choćby imię dla dziecka Martynki, które ona ma dopiero w brzuchu. Jej facet Bartek, który jej to zrobił uważa, że powinni mu dać jakieś angielskie, na przykład Olivier albo Arthur, ma być na tyle proste żeby dziadkowie w Polsce mogli je łatwo wymówić. Chodź Harrison! Babcia podgrzała ci bigos! Brzmiało by jakoś dziwnie. Martynka mówi, że do Oliviera jest nastawiona negatywnie bo na zmianie jej menago ma tak na imię i on ich strasznie opierdala. Jej podoba się Szymon albo Franciszek i ona o żadnym innym nie chce słyszeć. Mi się nie podobają ale trzymam stronę Martynki bo to ona będzie chodzić z nim pod cyckami jeszcze przez 5 miesięcy. A ciężko jest chyba przez 5 miesięcy nosić pod cyckami kogoś do kogo jesteś nastawiona negatywnie. Nie wiem może niech pójdą na kompromis, może Brajanusz? Na całe szczęście ja na razie nie mam i chyba nie zamierzam mieć takich problemów. Znowu wyłączyłam się z tej dyskusji mentalnie bo ktoś na youtubie puścił tą fajną piosenkę. “...I ain't gon' be cooking all day, I ain't your mama I ain't gon' do your laundry, I ain't your…” - Musisz akurat to ściszać? Lubię ten kawałek. - Poczekaj chciałem pogadać o jeszcze jednej rzeczy. - Pewnie to też nie może poczekać do jutra? - Mówiłem ci już że po powrocie mogę liczyć na odczuwalnie większą kasę. To już pewne bo gadałem z szefem i moglibyśmy wziąć wreszcie ten kredyt… - Jaki znowu kredyt? - Przecież o tym rozmawialiśmy. - Pamiętam tylko że robiłeś jakieś wykresy. Nic nie irytowało mnie w Pawle bardziej, niż to że do wszystkiego robił te cholerne wykresy. Nigdy nie potrafił zachować się spontanicznie na przykład kupić lodów ogórkowych z wasabi przechodząc przypadkiem obok lodziarni. On w takiej sytuacji stworzyłby w excelu odpowiednią tabelę. W jednej kolumnie umieściłby wszystkie punkty z handlowe w odległości do trzech kilometrów oferujące mrożonki. W drugiej kolumnie wypisałby wszystkie smaki uszeregowane alfabetycznie a w trzeciej ceny i gramaturę porcji oferowanych przez poszczególne lodziarnie. A skończyłoby się tym że wróciłby do domu z tym samym pudełkiem śmietankowo czekoladowych Algidy w pudełku XL bo w takim się najbardziej opłaca. - Pokazywałem ci ile będziemy do przodu jeśli przestaniemy płacić ten chory czynsz. - I wjebiemy się w chory trzydziestoletni kredyt. - Do końca życia chcesz wynajmować tu mieszkanie? - Właśnie nie wiem czy akurat tu. - Przecież nie mówię że to musi być Milton, chociaż mam tu blisko… - Ja też nie mówię o Milton, mieliśmy przyjechać na dwa trzy lata, zarobić jakieś pieniądze i może wrócić. - Do Polski? Wiem, że tęsknisz za rodziną ale… - Ty nigdy nie tęsknisz? Jesteś jakimś robotem? Zapadła cisza, Paweł na chwilę się zamknął. Miałam małą, mikroskopijną nadzieję, że w końcu coś, jakieś mikroskopijne coś ale jednak dotarło do niego. - Pomyślałem że to nawet dobrze się składa. Jak zwolnimy to mieszkanie przed wakacjami, i pojedziesz do rodziców zaoszczędzimy dodatkowe dwa kawałki… - Zrobiłeś już do tego wykres? Nie wiem po co w ogóle pytam, przecież na pewno go zrobił. - Z wszystkiego robisz problem. Powiedziałaś że tęsknisz za rodziną więc pomyślałem, że mogłabyś pojechać na wakacje-- - Może nie chodzi mi o wakację. Może chciałabym tam po prostu wrócić! - Ile tam zarobisz? Nawet tutaj pracujesz praktycznie za free. Zrobiłam głęboki wdech, odliczyłam w myślach do pięciu i wypiłam duszkiem swoją żołądkową z sokiem ale tak naprawdę mam ochotę wrócić do kuchni po tackę z indykiem. - Przypomnę ci że w Polsce finansowo jakoś sobie radziłam. Przyjechaliśmy tutaj bo to ty nie mogłeś znaleźć pracy. - Wyjechaliśmy bo nie wyszło ci w tym całym programie, poza tym… Poza tym przed wyjazdem nie byłeś takim cholernym dupkiem! Na słowo dupek wszyscy zaczęli pozorować jakieś ruchy i randomowe wymiany zdań mające świadczyć o tym że wcale nie przysłuchują się naszej rozmowie. - Poczekaj. Nie chcę się kłócić. Przepraszam. - Pracuje w tym cholernym Councilu bo w tej dziurze nie ma żadnej innej pracy a przenieśliśmy się tutaj z Londynu tylko dlatego że twoja firma postanowiła ciąć koszty. - Tutaj masz przynajmniej sensowne ubezpieczenie, w Polsce nie miałabyś nawet zasiłku. - Widzę że zajebiscie we mnie wierzysz. Moja siostra w Polsce jakoś sobie radzi i ma swój dom bez cholernego kredytu. - Jak chcesz możemy się założyć. - O co znowu założyć? - Jeśli w Polsce znajdziesz jakąś pracę i przez trzy miesiące zarobisz chociaż o jedną złotówkę więcej niż moje miesięczne dochody tutaj, we wrześniu pakuje się i wracam z tobą. Mogę nawet zostać kurą domową czy kim tam będziesz chciała. Wyciągnął rękę. Przez chwilę wstrzymałam się jeszcze. Niech sobie myśli że trochę się waham. Zebrałam wszystko co miałam w ustach i splunęłam na swoją. Będzie w szoku bo jest taki sterylny. Przybiłam. No może nie do końca tak to zrobiłam ale przeszło mi to przez myśl. W każdym razie zakład stoi. Chyba tak mówi się, że zakład stoi. - Lepiej zacznij się już pakować. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |