DRUKUJ

 

Iglica

Publikacja:

 24-06-21

Autor:

 Markwas
Karczma pod Grubaskiem o tej porze była już pełna ludzi. Słońce zachodziło, na zewnątrz panował zaduch, a podawany w karczmie trunek chłodził podniebienia i rozluźniał. Telimena zdecydowanie odczuwała drugi efekt trunku. Miałą na sobie skórzaną kurtkę, w której kieszeniach bez dna miała wszystkie swoje rzeczy. U pasa wisiał jej całkiem duży dobrze wywarzony toporek. Trzymała rękę na metalowej głowicy i z irytacją przysłuchiwała się bardce, która raz za razem zmieniała repertuar, nie było w nim ładu, a każdy kolejny utwór brzmiał jak posłyszany u innego śpiewaka.
- Kochani grubaskowie - krzyknęła bardka do zebranej wesołej gawiedzi - posłuchajcie, opowieści jak pokonałam smoka zaledwie jedną pieśnią!
- Łajno!! - krzyknęła barbarzynka wstając zza stołu i rozlewając swoje piwo.
Bardka spojrzała na nią dużymi oczyma i zamrugała
- Jedną pieśnią? Smoka? Do tego trzeba czarów!
- To było przed upadkiem Iglicy. - Bardka zmarszczyła nosek
- Iglica upadła dwadzieścia lat temu, a ile możesz mieć lat?
- Wystarczająco! Odpowiednia pieśń może zgładzić najpotężniejszą bestię. - Bardka znów skierowała się do publiczności, w której niestety zostało zasiane ziarno niepewności.
Telimena zaśmiała się głośno i nie odpuszczała:
- Bardko! Słyszałam, jak grasz i śpiewasz, nawet jeśli Twoja pieśń zgładziła smoczątko, to można to co najwyżej zaliczyć jako podżeganie do samobójstwa, a nie pokonanie w walce!
Kilka osób prychnęło, inne zaśmiały się w głos. Bardka zdecydowanie nie należała do najbardziej utalentowanych. Spąsowiała i zeskoczyła zgrabnie ze stołu, na jej buzi rysował się ogromny gniew.
- Lepiej zamilcz!
- Bo co - krzyknęła Telimena podrzucając toporek w górę. - Jeszcze jedna przyśpiewajka - złapała toporek kierując trzonek w stronę bardki - a to wyląduje w Twojej rzyci! - przemówił alkohol, a Telimena zaraz tego pożałowała. Obróciła się na pięcie i ruszyła do pokoju, który wynajmowała na piętrze.
Rano obudziły ją promienie słońca padające prosto na twarz. Wróciły do niej wydarzenia z poprzedniego dnia i jęknęła boleśnie. Jak mogła się tak zachować? Przy tylu ludziach? Postanowiła opuścić gospodę Pod Grubaskiem zanim pozostali goście się obudzą. Wstała, znów jęknęła, bo poczuła konsekwencje spożycia. Zeszła na dół, nie spotykając nikogo, pokój był już rozliczony więc udała się prosto do stajni. Poczuła zapach koni, ale oprócz nich nie zauważyła tam nikogo, nawet stajennego. Podeszła do swojego wałacha i zaczęła go oporządzać, nagle z boksu wyłoniła się bardka prowadząc białego kuca.
- Cholera! - zaklęła barbarzynka nie spodziewając się nikogo.
- To ty... - Dziewczyna zmarszczyła nos i skrzywiła się.
- Bardko... - zaczęła Telimena przepraszającym tonem.
- Daj spokój - żachnęła się. - Wiem, że nie umiem śpiewać.
- To wcale nie usprawiedliwia mojego zachowania... - Telimena wpatrywała się w ziemię.
- Jesteś zazdrosna. - Wzruszyła ramionami śpiewaczka. - Takim toporkiem smoka nie ubijesz.
Barbarzynkę zamurowało.
- Ty naprawdę pokonałaś smoka?
- W każdej pieśni jest ziarno prawdy - odpowiedziała tajemniczo, poprawiając mankiety. - Ruszamy?
- Mnie pytasz? - zdziwiła się Telimena.
- Nie, konia. Oczywiście, że ciebie! Na trakt, samotnie?
Telimena jednak nie wydawała się zachwycona takim towarzystwem.
- Oczywiście zapłacę za obstawę - dodała poklepując sakiewkę.
Telimena nadal stała wpatrując się ostrożnie w bardkę.
- Nazywam się Ficaria, jestem bardką z Dolnych Bychów. Ruszam do Pirovie, to niedaleko stąd jak wiesz, ale na trakcie jest niebezpiecznie. Piszesz się na to?
- Tak - wydusiła w końcu Telimena i wyruszyły.

Na gościńcu nie było żywej duszy, słychać było tylko śpiew ptaków i kopyta koni uderzające o kocie łby, z których usypana była droga. Podróżowały bez popasu od kilku godzin. W pewnym momencie w oddali przed zakrętem zauważyły drzewo zwalone przez środek trasy.
- Zawracamy - powiedziała Telimena i spięła konia.
- Jak to? - zdziwiła się Ficaria.
- JUŻ!
Obie kobiety zawróciły i puściły się galopem. Niestety było za późno, z zarośli po lewej i prawej z odległości kilkudziesięciu metrów rzucił się za nimi pościg. Czterech zamaskowanych jeźdźców dogoniło je w ciągu niecałej minuty. Telimena dobyła toporek, ale była zbyt wolna, została zrzucona z konia. Bardka obejrzała się za siebie i zwolniła tylko odrobinę, to wystarczyło, aby dopadł ją bandyta i także wyrzucił z siodła. Kuc wierzgnął wściekle a Ficaria odturlała się, obie poszkodowane skoczyły ku sobie, a Telimena zawinęła toporkiem odparowując cios lagą zadany przez barczystego mężczyznę. Koło nich świsnęła strzała a w następnej chwili ogarnął je siwy duszący dym. Ficaria pociągnęła barbarzynkę w krzaki i zaczęły biec na oślep, ile sił w nogach. Kiedy w końcu zatrzymały się po kilku minutach, zmarły w bezruchu z trudem łapiąc oddech.
- Cii - zarządziła Telimena i nasłuchiwały. Znów było słychać ptaki i nic więcej. - Marny ze mnie obrońca - jęknęła opadając ciężko na mech.
- Nie szkodzi. - Machnęła ręką bardka. - I tak ci nie zapłacę... mieszek był przy jukach.
Telimena westchnęła ciężko i obmacała swoją kurtkę, na szczęście jej własności nie ucierpiały, no i miała swój toporek. Podniosła się z mchu i podała rękę bardce, żeby pomóc jej wstać. Śpiewaczka otrzepała sukienkę i popatrzyła w niebo.
- Pirovie jest na północny zachód stąd... o ile nie chcemy wracać na trakt to powinnyśmy iść ze słońcem za plecami i… hmmm
- I się zgubić?
- Za plecami po prawej stronie - odcięła się Ficaria. - Znam się na bezdrożach. Idziemy!
Las był spokojny, przynajmniej, jeśli chodziło o florę i większą część fauny. Komary atakowały koszmarnie, podróżniczki odganiały się od nich dłońmi, a Ficaria rozglądała się po ściółce.
- Aha! Mam! - krzyknęła radośnie i kucnęła, żeby narwać jakiejś rośliny o krótkich liściach. - Trzymaj, rozetrzyj w dłoniach i natrzyj tym skórę.
Telimena usłuchała bez pytania. Napchały jeszcze po garści liści do kieszeni i ruszyły w dalszą drogę, a insekty straciły zainteresowanie.
- Muszę przyznać, że zrobiłaś na mnie wrażenie - uśmiechnęła się Telimena. - No i ten granat dymny... - zagaiła.
- To nic. - Ficaria wzruszyła ramionami - Granatów używałam jeszcze jak działała magia. Dzięki nim pokonałam smoka...
- Ty znowu o tym...
- Bo nie wierzysz!
- Więc opowiedz mi całą historię.
- No dobrze - westchnęła bardka i odchrząknęła - Wersja fabularyzowana czy wokalno-instrumentalna? - W jej oczach zapaliły się ogniki.
- Sprawozdanie - mruknęła Telimena wywracając oczami.
Ficaria opuściła ramiona i posmutniała, jednak po chwili zaczęła swoja opowieść.
- Jak już wcześniej wspomniałam to było dwadzieścia lat temu lat temu... - zerknęła na barbarzynkę, ale ta nie odezwała się. - Trafiło się, że znalazłam się w Górach Nalanych, każdy słyszał o smoku, który tam grasował. Cóż, o smokach... Wielu próbowało pokonać bestie i wielu się udało, a smoki ciągle się pojawiały... zresztą mniejsza o to. Byłam po prostu jednym z wielu śmiałków. Jedną z niewielu kobiet, a na pewno jedyną bardką. Nie pokonałam go też sama... Chociaż tego w pieśni nie ma. Jeśli ktoś chociaż raz w życiu starł się ze smokiem wie, że w pojedynkę to pewna śmierć. - Bardka zamyśliła się na chwilę po czym kontynuowała. - Tego smoka podszedł błędny rycerz, i grupa doświadczonych łowców. Byli na tyle wprawni, że znalazłam się koło smoka i bestia mnie nie spostrzegła. Wyczekałam, aż otworzy pysk do zionięcia i zagrałam berżeretkę i starożytnym dialekcie. Smok znieruchomiał, na chwilę, ale to wystarczyło. - Bardka pobudziła się i jej oczy zaiskrzyły się wesoło. - Podskoczyłam! Sięgnęłam pasa, odpięłam granat i łapiąc się za żuchwę smoka cisnęłam mu do gardła granat odłamkowy. - Ficaria wykonała całą sekwencję, po czym zawisła jednorącz na gałęzi drzewa. - I tyle. - Wylądowała na ziemi. - Wybuchła mu szyja. Cała nasza gromada rozeszła się brudna, ale szczęśliwa. Tylko jakiś czarodziej rzucił się na smoka wrzeszcząc, że potrzebował strun głosowych smoka, bo jego ukochana straciła głos... No ale wszyscy czarodzieje to wariaci... i wariatki.
Telimena, która właśnie popijała wodę z przytroczonego do kurtki bukłaka, zakrztusiła się.
- Skąd takie wnioski - zapytała bardkę pokasłując.
- Z doświadczenia. Nie mówiłaś, że masz wodę - obruszyła się wyciągając rękę do Telimeny. Ta oddała jej bukłak i bardka wypiła kilka solidnych łyków.
Telimena zauważyła, że opowiadanie o pokonaniu smoka ożywiło Ficarię i ośmieliło ją. Postanowiła to wykorzystać.
- Powiedzmy, że wierzę w wykorzystaną metodę pobicia bestii..., ale nie wyglądasz na kogoś kto ma więcej niż dwadzieścia lat...
- Cóż, dziękuję... niestety, ale w naszej profesji to jedna z kluczowych rzeczy. Będąc barbarzynką tego nie zrozumiesz... W Twoim przypadku, twarz ogorzała słońcem i zniszczone dłonie są oznaką doświadczenia.
Telimena pokręciła głową z dezaprobatą. Ficaria miała dużo racji, ale za to mało taktu.
- Powiesz mi, ile masz lat? - zapytała barbarzynka wstrzymując się od komentarza.
- W smoka mi nie wierzysz, a w mój wiek uwierzysz?
- Wierzę Ci, wiem, jak działają magiczne pieśni... - urwała. - jestem ciekawa, ile masz lat. Mam wrażenie, że jesteś starsza niż na to wyglądasz.
- Czterdzieści.
Telimena nie dała po sobie tego poznać, ale doznała niemałego szoku. Były równolatkami, ale bardka absolutnie na to nie wyglądała. Szczerze mówiąc w słabym świetle mogłaby uchodzić za nastolatkę.
- Rzeczywiście, trudno w to uwierzyć... jak to...
- Możliwe? - przerwała jej. - Odpowiednie maści zioła i zabiegi mogą czynić cuda. Mam takiego przyjaciela w Pirovie, który zna eliksir na wszystko.
- Nawet z pomocą magicznego eliksiru albo tajemnic porzuconych przez elfy trudno byłoby wstrzymać czas. Twoja matka też tak powoli się starzała?
- Nie wiem, nie poznałam jej. Mój tato wychowywał mnie sam.
- Przykro mi...
- Niepotrzebnie... - Ficaria urwała nagle i wskazała palcem. - Patrz widać wieże Pirovie.
Rzeczywiście spomiędzy drzew wystawały białe wieże Wszechnicy, aktualnie gmach był częściowo zamknięty, a w nim znajdowały się księgi, instrumenty magiczne oraz cała wiedza magiczna jaką posiadał kontynent. Zbierana była ona przez lata, przede wszystkim przez elfickich maginów, którzy przed setkami lat zaczęli powoli opuszczać kontynent zostawiając schedę w rękach ludzi. Aktualnie była ona zupełnie zbędna. Po upadku Iglicy, która skupiała moce magiczne, nici wokół kontynentu zerwały się nikt nie mógł korzystać z magii.
Kobiety przyspieszyły kroku, wkrótce znalazła się powrotem na trakcie, od miasta dzieliło je zaledwie kilkanaście minut drogi, tu były już bezpieczne. Kiedy mijały mury miasta, słońce było już nisko nad horyzontem. Dawniej wchodząc do Pirovie należało odbyć krótką odprawę u straży, powodowało to niekiedy ogromne kolejki przed wjazdem. Teraz w strażnicy siedział jeden wartownik, zmierzył tylko wzrokiem Telimenę i Ficarię i kiwnął głową, aby dać znak, że mają przechodzić. Telimena chciała udać się do szynku z pokojami na poddaszu, Ficaria natomiast nalegała, aby udać się do noclegowni o wyższym standardzie. Uległa jednak, kiedy zdała sobie sprawę, że aktualnie nie ma przy sobie żadnych pieniędzy. Usiadły w gwarnej izbie przy długim stole. Na klepisku z gliny urządzono miejsce na potańcówkę. Niestety aktualnie przy braku muzyki nikt nie korzystał z tej atrakcji.
- Jutro - zaczęła Ficaria, kiedy obie miały już przed sobą po kuflu piwa - udamy się do skarbca. Mają tu oddział, w którym zawiadomiłam, że będę chciała pobrać gotówkę. Dobrze, że nie miałam wypisanego czeku - skrzywiła się. - Straciłabym nie mała sumkę.
- To nie moja wina - mruknęła barbarzynka.
- Nie ma to znaczenia. - Machnęła ręką i napiła się kilka dużych łyków. - A jak twoja mamusia?
- Co proszę - zdziwiła się Telimena.
- Myślisz, że możesz mnie brać bezkarnie na spytki i nic nie dać w zamian. - Ficaria zdenerwowała się. - Nie mam nic przeciwko mówieniu o sobie, nawet to lubię. Jednak w rozmowie sam na sam wolę poznać też życiorys rozmówcy.
Telimena poczerwieniała, tego się po bardce nie spodziewała.
- A co chcesz wiedzieć - zapytała w końcu.
Ficaria jednak wzruszyła ramionami i zamilkła na chwilę. Zdecydowanie było coś z Telimenie co budziło w niej podejrzenia, za gładka na barbarzynkę, zbyt kulturalna, za mądra, ładnie pachnie. I słabo robi toporkiem. A to już budziło najwyższej wagi podejrzenia.
- Ile masz lat?
- Czterdzieści.
- Wierzę. Skąd pochodzisz?
- Z kotliny Mostit.
- Wierzę. Gdzie się uczyłaś?
- Nigdzie albo co najwyżej w obejściu i na trakcie.
- Yhym. Czemu tak słabo robisz bronią?
- Miałam kontuzję.
- Czemu tak elokwentnie się wyrażasz?
- Nauczyłam się na trakcie.
- Czemu znasz Pirovie lepiej niż ja?
- Bo jesteś z Dolnych Bychów, a to drugi koniec kontynentu?
- Wiele podróżuje.
- Ja też.
To wystarczyło, żeby zamknąć usta Ficarii.
- Czyli to koniec przesłuchania? - zapytała Telimena.
- Yhym - mruknęła Ficaria z wnętrza kufla. Odpytywanie wysuszyło jej gardło.
Między kobietami na chwilę zapadła cisza. Ficaria zachmurzyła się i stukała palcami o blat stołu.
- Zjemy coś - zapytała w końcu barbarzynka.
- Możemy.
Kilkanaście minut później jadły pieczoną kaczkę. Ficaria nawet nie zdawała sobie sprawy jak jest głodna. Naładowała sobie usta kartoflami, żeby nie musieć nic mówić. Telimena poszła w jej ślady. Kiedy wyczyściła paterę ciszę przerwała Telimena:
- O której otwierają skarbiec?
- Z samego rana.
Niedługo po śniadaniu były już w skarbcu. Ficaria zgłosiła się u pracownika banku i otrzymała swoje pieniądze. Wręczyła całkiem ładną sumę Telimenie. Barbarzynka zważyła w dłoni mieszek, schowała go do kurtki i miała zamiar odejść.
- Telimeno - zagaiła ją Ficaria - może chciałabyś odwiedzić ze mną mojego przyjaciela alchemika?
- Myślisz, że jego specyfiki jeszcze mi pomogą - zadrwiła Telimena.
- Nie o to chodzi... - Ficaria spąsowiała. - Myślę, że mogę jeszcze potrzebować... pomocy.
- Z tym przyjacielem? Nie pomagam w zemstach.
- Nie… chodźmy gdzieś, nie chcę rozmawiać o tym tutaj.
Wkrótce znalazła się wśród zieleni niedaleko miasta górnego. Usiadły na ławce, a Ficaria rozejrzała się na boki czy nikogo nie ma w pobliżu. W końcu sięgnęła w dekolt i wyciągnęła klucz.
- Telimeno, to klucz do jednej skrytek w Starym Skarbcu w górnym mieście.
- Skąd go masz!?
- Miałam go od zawsze... Kiedy mój tato mnie adoptował wisiał na mojej szyi.
Telimena pokiwała głową ze zrozumieniem.
- A poprzedni opiekunowie nic nie wiedzieli?
- To nie do końca tak wyglądało. Ja tego nie pamiętam, ale tato opowiadał mi, że znalazł mnie na ulicy, kiedy śpiewałam i tak go to zauroczyło, że mnie przygarnął. Po prawdzie więc, nie wiadomo kto poczuwał się za mnie odpowiedzialny.
- Poczekaj... jaki facet zabiera dzieci z ulicy, bo ładnie śpiewają?
- Davide Ranunculo…
Telimena wybałuszyła oczy. Mężczyzna, który przygarnął Ficarię był światowej klasy multiinstrumentalistą. Nie był bardem czy trubadurem, to był prawdziwy wieszcz. Kiedy jeszcze stała Iglica słynął z magicznych pieśni i utworów, które podbiły cały świat i porównywano je do zapomnianej muzyki elfów. Był fundatorem skrzydła muzycznego we Wszechnicy w Pirovie i z całą pewnością znał się na talentach, a talent Ficarii można było łatwo podważyć.
- Ale... przecież sama mówiłaś, że nie umiesz śpiewać.
- Moje życie po upadku Iglicy odwróciło się do góry nogami. Mój talent do śpiewu zniknął, umiejętności magiczne nie miały znaczenia. Tato, chciał żebym została przy nim. W końcu znam się dalej na instrumentach, ale nie potrafiłam tego zrobić. Obawiam się, że w konsekwencji złamałam mu serce.
- Jak rozumiem ruszyłaś na kontynent i próbowałaś mimo wszystko utrzymywać się muzyki?
- Nie tylko. - Jej oczy zalśniły niebezpiecznie. - Wiele czasu jednak poświęciłam, aby dowiedzieć się skąd wziął się ten klucz. W końcu udało mi się ustalić, jest to skrzynia w tutejszym skarbcu w górnym mieście. Nie mam pojęcia co tam jest, dlatego pomyślałam, że potrzebuję kogoś do obrony. Cokolwiek pobiorę z tej skrytki może być dużo warte. Nie chcę z tym podróżować samodzielnie. Będę musiała się tego szybko pozbyć albo spieniężyć... - zamilkła na chwilę. - Telimeno, czy mogłabym poprosić cię abyśmy nie rozdzielały się na ten czas?
Barbarzynka wpatrywała się w Ficarię z uwagą. Wszystko co mówiła nawet miało sens, ale brzmiało niebezpiecznie. Polubiła jednak bardkę i szczerze mówiąc zaintrygował ją cała historia Ficarii.
- Myślę, że - zaczęła Telimena z namysłem - powinnyśmy co prędzej udać się do skarbca. Podjąć depozyt i dopiero wtedy zdecydować co dalej, w zależności od tego co tam znajdziemy.
- Dziękuję - powiedziała z ulgą Ficaria.
Wejście do górnego miasta w Pirovie wbrew pozorom nie było tak trudne. Dawniej, kiedy miasto było pełne czarodziei trzeba było mieć glejt. Teraz kobiety weszły do dzielnicy podając tylko swoje dane i cel przybycia i dowód: klucz, a także wpłacić sumę do kasy miasta. Stary Skarbiec był pięknym budynkiem, o wysokich strzelistych wieżach, oryginalnie białych, teraz lekko poszarzałych. Stylistycznie był bliźniakiem Wszechnicy, jednak wyglądał jakby wykuty był z litego marmuru. Wyglądał tak zachwycająco, że Ficaria aż westchnęła. Złapała za ramię Telimenę i powiedziała:
- Byłam w wielu miejscach, ale nigdy nie widziałam takiego marmuru...
- Yhym - mruknęła barbarzynka rozglądając się na boki. - Z podobnego materiału wykonana była Iglica.
- Byłaś tam?!
Telimena wzruszyła ramionami i mruknęła, że to nie czas na pogaduszki. Popchnęła Ficarię w stronę stanowiska skarbnika. Bardka przedstawiła się i podała klucz mężczyźnie, informując, że chciałaby podjąć depozyt. Skarbnik zabrał klucz, wypisał dokument, kazał podpisać Ficarii w kilku miejscach, po czym poinformował, że kobieta ma zgłosić się jutro o tej samej porze.
- Mogłyśmy się tego spodziewać - powiedziała Telimena, kiedy stanęły przed wrotami skarbca. - Zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że takie miejsce nie ma zamków czasowych.
- Jednak nie uważasz, że trochę to nam psuje plany?
- Nie. Prawda jest taka, że nie wiesz co tam znajdziesz, więc póki nie masz w rękach depozytu nie możesz powiedzieć, że wiesz jakie są Twoja plany...
- Spieniężyć depozyt, wpłacić pieniądze do skarbca i zabierać się stąd.
Telimena uniosła brew.
-A co, jeśli znajdziesz tam mapę do skarbu? Albo starodawną książkę kucharską? Albo tajemniczą inskrypcję?
- Cóż... nie ma rzeczy, na którą nie znajdziesz amatora w tym mieście. Zwłaszcza jeśli jest stara lub tajemnicza.
Kiedy ruszyły w kierunku sklepu alchemika znajdującego się w dolnym mieście Ficaria zagaiła:
- Powiedz mi... wspomniałaś, że wiesz z jakiego materiału była wykonana Iglica?
- Yhym - przytaknęła niechętnie Telimena.
- A powiesz mi skąd to wiesz?
- Po prostu byłam przy Iglicy.
- Niemożliwe - zdziwiła się bardka - przecież tam nikogo nie wpuszczają.
- Cóż, kiedy się tam znalazłam, akurat nie było straży.
- Jedyny moment, w którym trudno było o straż to kilkanaście kilka godzin po wybuchu... Zaraz! Nie! Byłaś tam, żeby plądrować!?
- Ciszej - syknęła Telimena. - To nie są rzeczy, o których można wrzeszczeć na środku miasta. Tak, byłam tam, ale i tak nie miałam tam czego szukać...
- Wszystko rozebrali co - zapytała kąśliwie Ficaria.
- I tak nic bym nie zabrała. Widok tych ludzi - Telimenę przeszedł dreszcz - przeszukujących zwłoki, szarpiących sobie z rąk odzież i biżuterię, która została po czarodziejach, kiedy zginęli. Nie byłabym w stanie, nie jestem cmentarnicą.
- A jednak tam poszłaś...
- Spodziewałam się zupełnie czegoś innego.
- To znaczy?
- Sama nie wiem. Kiedy dowiedziałam się o wybuchu byłam całkiem niedaleko i trudno było ocenić jego skalę. Był inny niż wszystkie.
- Byłaś niedaleko?
- Tak, na morzu - uśmiechnęła się Telimena
- Ojej - oczy Ficarii zalśniły. - Jesteś piratką?
Telimena zaśmiała się głośno i pokiwała głową.
- Można tak o mnie powiedzieć.
- Pewnie znasz masę szant...
- Nie umiem śpiewać, po za tym w moich ustach miałyby niewielką moc.
- Nie wszystkie talenty potrzebują magii, ja na przykład jestem znakomitą zielarką i konstruktorką bez magii.
- Też znam się na zielarstwie – powiedziała Telimena
Ficaria chętnie podjęła ten temat, wymieniając spostrzeżenia o dostępności rzadkich ziół w różnych regionach kontynentu. Podzieliły się też przepisami na kordiały i wódki lecznicze. Telimena przyznała, że okoliczne lasy są dla niej tajemnicze, a Ficaria wypytywała o rośliny morskie i przybrzeżne.
- Oto dom prawdziwego mistrza w tym temacie - powiedziała bardka, kiedy stanęły przed willą z białego piaskowca.
Telimena nie ukrywała swojego zdziwienia. Był to piękny budynek o misternej fasadzie, nie miał zbyt dużej podstawy, ale za to był trzypiętrowy. Posiadał piękne okna, które przysłonięte były ciężkimi pozłacanymi kotarami. Zdecydowanie nie takiego lokalu spodziewała się po alchemiku.
- Dorobił się co - zaczęła Ficaria. - Po wybuchu Iglicy potrzeby na usługi alchemiczne wzrosły, nie było już czarodziei, a on przez lata z nimi współpracował. Kiedy to wszystko się wydarzyło, a ich zabrakło... Wtedy zaprzyjaźniony z wielkimi tego miasta wymusił, aby wydawano pozwolenia na otwarcie działalności zielarskiej, po czym ponownie wymusił, aby wiązało się to z jego zgodą. Możesz sobie więc wyobrazić resztę tej historii.
- Wyobrażam sobie. Kiedy czarodzieje tu stacjonowali był tylko jeden alchemik, Ildaris.
- I właśnie jego odwiedzimy - uśmiechnęła się Ficaria.
Telimena zbladła, przeszedł ją zimny dreszcz.
- Idź sama - powiedziała. - I nie wspominaj mu o mnie! W ogóle mnie nie znasz i jesteś tu sama. - Natychmiast odwróciła się i uciekła tak żeby ukryć się za rogiem.
Bardka popatrzyła za Barbarzynką zdziwiona i potrząsnęła głową. “Dziwne - pomyślała. - Dziwne i podejrzane.” Weszła jednak do domu Ildarisa sama. Była u niego wielokrotnie, ale zawsze wnętrze sklepu znajdującego się na wysokim parterze robiło na niej to samo wrażenie. Z wysokich sufitów zwisały suszone zioła, kwiaty i zwierzęce organy i tkanki. Z całą pewnością były już tylko ozdobą, wyglądały na wiekowe i pokryte kurzem. Przechodząc pod nimi można było wejść schodami do miejsca, gdzie znajdował się sklep, magazyn i pracownia. W laboratorium pracowało kilku zatrudnionych rzemieślników. Mistrz mieszkał w komórce pod schodami. Właśnie tam skierowała się Ficaria. Zastukała cicho w drzwi, po chwili otworzył jej pomarszczony zgarbiony staruszek.
- Dziadeczku! - zawołała wesoło bardka.
- O losie, moja najulubieńsza śpiewaczka - odpowiedział alchemik dźwięcznym tenorem, który udało się zachować dzięki opracowaniu wspaniałych pastylek “Słowiczy głos”, których nabywczynią była między innymi Ficaria. Nie przybyło jej od tego talentu, ale nie miała za to problemów z bólem gardła.
- Wejdź, wejdź - zaprosił ją do środka i usiadła na zydelku przy kominku. - Ile tym razem - zapytał mając na myśli opakowania “Słowiczego głosu”.
- Pięć.
- Coś jeszcze?
- Tak... potrzebuję niteritu.
- Niteritu - zdziwił się Ildaris. - Nie, nie dopytuję. - Machnął na bardkę, która chciała się odezwać. - Mów co jeszcze...
- Czarny proch trzy funkcje, a reszta jak zwykle: na dymny, na błyskowy, na maści. Wiesz co potrzebuję. Aha i jeszcze coś dla mojej nowej znajomej...
Zanim Ficaria wyszła z willi alchemika minęło grubo ponad godzinę. Zbliżało się południe, Telimena odpoczywała wyciągnięta na trawie pod drzewem kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym się rozstały. Na szczęście bardka nie szukała jej zbyt długo. Stanęła nad nią z założonymi rękami.
- Mogłaś wejść ze mną. Ildaris mówi, że nie kojarzy żadnej Telimeny.
- Powiedziałaś mu o mnie? - krzyknęła podrywając się z trawy.
- Zapytałam tylko. Powiedz mi... kto zna twoje prawdziwe imię, ja czy on?
- Jakie to ma znaczenie - obruszyła się barbarzynka.
- Przeskrobałaś coś - to było stwierdzenie nie pytanie.
- Nie - zaprzeczyła gorliwie, ale nie zabrzmiało to szczerze.
- Więc czemu Ildaris nie zna nawet Telimeny, skoro rzeczona Telimena uciekła spod jego drzwi nie chcąc go widzieć?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
Bardka zamyśliła się na chwilę.
- W sumie... to prawda – nie muszę. Jednak ta sytuacja jest dla mnie nieco niepokojąca.
- Ficario, nie popełniłam żadnego przestępstwa, nie zrobiłam nic złego i nic nie jestem winna alchemikowi.
- A komu jesteś winna?
- Nie łap mnie za słówka! Mam swoje powody, żeby nie chcieć go widzieć i proszę żebyś to uszanowała.
- Chyba jest za stary na twojego byłego kochanka... - Ficaria udała, że liczy coś na palcach.
- Słucham?!
- No już - dodała pojednawczo. - Mam coś dla ciebie. - Rzuciła Telimenie słoiczek. - Maść na zmarszczki - powiedziała uśmiechając się radośnie.
- Dziękuję - odpowiedziała niepewnie. - Aż tak źle wyglądam?
- Nie, ale im wcześniej zaczyna się stosować takie kosmetyki tym później wygląda się źle. Spójrz na mnie, jestem tego żywym przykładem - Przyłożyła dłonie do twarzy prezentując swoją promienną, delikatna cerę.
“Tak, już w to wierze - pomyślała Telimena - maści i smarowidła nie uczynią z czterdziestoletniej podróżniczki podlotki, która wygląda jakby dopiero miała wstępować na termin.”
Kiedy wróciły do zajazdu zjadły obiad, Telimena chciała nawet zamówić do niego wino, ale Ficaria zaznaczyła, że muszą dziś być w najwyższej formie.
- Co mamy w planach, że po lampce wina nie będziemy w stanie tego zrobić? Spacer po dzielnicy portowej - zakpiła barbarzynka.
Ficaria pochyliła się nad stołem i konspiracyjnym szeptem powiedziała:
- Będziemy robić bomby.
Niecałą godzinę później, kiedy były już w pokoju na piętrze, Telimena patrząc z lekkim przerażeniem zapytała:
- Skoro robisz tylko kilka bomb dymnych to możesz mi wyjaśnić po co ci niterit.
- Zrobimy też normalne bomby, takie wiesz... do wysadzania.
- Nie dworuj sobie ze mnie...
- Telimeno, mówiłam ci już: nie wiemy co znajdziemy w tej skrytce.
- A spodziewasz się smoka, jak sądzę?
- Ficaria wywróciła oczami i nie odezwała się. Nabrała do miarki niteritu i powoli małymi porcjami wsypywała go do odmierzonej części pisaku.
- No więc...?
- No więc co - warknęła niezadowolona bardka skupiona całkowicie na powolnym przesypywaniu substancji.
Telimena poczekała aż ta skończy, zdając sobie sprawę z tego jak niebezpieczną kompozycję tworzy bardka.
- Czego się spodziewasz w tej skrytce?
- Niczego - mruknęła niewyraźnie.
- A mnie się wydaje, że tak właściwie to dokładnie wiesz co tam jest.
- Nie wiem tego dokładnie...
- Co tam jest - przerwała jej ostro barbarzynka.
Ficaria westchnęła ciężko i dopiero po chwili odpowiedziała:
- Myślę, że może tam być pewien rodzaj artefaktu.
- No i co nam po nim bez magii - zmarszczyła brwi barbarzynka.
- Telimeno - powiedziała cicho Ficaria. - Mam w sobie głębokie przekonanie, że klucz, który mam przy sobie od dziecka, nie trafił do mnie bez powodu. Jestem więcej niż pewna, że to co się tam znajduje ma dużą wagę. Ten klucz wisiał na mojej szyi na tungstenowym łańcuszku bez zapięcia. Klucz był do mnie dosłownie przykuty. Dopiero dzięki magicznej formule udało się go rozerwać. Pilnowałam go przez wiele lat i przez wiele lat próbowałam się dowiedzieć co otwiera. Nie ma już takich kluczy Telimeno, ten wzór klucza dla skrytek w Pirovie przestał być wytwarzany sto pięćdziesiąt lat temu, jeszcze zanim elfy odeszły z kontynentu.
Obie zamilkły na długie minuty. Ficaria powróciła do mieszania w pełnym skupieniu materiałów wybuchowych, a Telimena przygryzając wargi i marszcząc brwi myślała intensywnie. W końcu wstała, podeszła nerwowo do okna i wyjrzała na ulicę. O tej porze jedynym światłem w okolicy były światła z izby w zajeździe. Kilka postaci wytoczyło się z drzwi i zaraz zniknęło w uliczce.
- Myślisz, że posiadanie zawartości depozytu może być niebezpieczne – bardziej stwierdziła niż zapytała barbarzynka.
- A po cóż innego byłby mi zapas bomb z cywilizowanym mieście?
- Hmm... i wcale nie myślałaś o sprzedaży tego co tam znajdziemy?
- Ani przez chwilę - zapewniła Ficaria. - Musiałam tylko zdobyć Twoje zaufanie i jakoś cię przekonać żebyś została.
- Myślisz, że ci ufam?
Ficaria wzruszyła ramionami i wskazała na stół przed sobą, gdzie piętrzyły się bomby.
- Jeszcze nie uciekłaś, a możesz to zrobić w każdej chwili. Zapłaciłam ci od razu, w teorii jestem już bezpieczna, więc wykonałaś zlecenie. Myślę, że byłoby uczciwe z Twojej strony odejść... - Zamilkła na chwilę, ale Telimena nadal wpatrywała się w ciemność za oknem. - Wnioskuję więc, że albo mi zaufałaś, albo...
- Albo w ogóle ci nie ufam i wolę wiedzieć co knujesz - skończyła za nią Telimena odwracając się do niej.
Patrzyły sobie przez chwilę w oczy w milczeniu.
- To też biorę pod uwagę, ale mam czyste sumienie. Rzeczywiście nie wiem co tam jest i jakie to może nieść konsekwencje, wytwarzam broń na wszelki wypadek, bo to jedyne co przychodzi mi na myśl. To jedyne co teraz potrafię. Gdyby magia dalej istniała to pewnie stroiłabym instrumenty...
- Gdyby magia istniała to mogłoby mnie tu nie być - zaczęła Telimena
- Hmm?
- Nic. Po prostu inaczej świat wyglądał te dwadzieścia lat temu. Nie masz wrażenia, że od czasów naszej młodości wszystko stało się takie... szare?
Ficaria zaśmiała się.
- Brzmisz jak czarodziej z brodą do kolan. - Wstała od stołu, żeby spakować swoje wyroby. - Może tak jest. Bez magii wszystko jest trudniejsze, ale są plusy tej sytuacji: nie ma czarodziei.
- I nie musisz słuchać mądrości starych brodaczy?
- Nie. - Ficaria zmrużyła oczy zamyślona. - Po prostu uważam, że ten kontynent nie spotkało nic gorszego niż rządy czarodziei.

Obudziły się nieco później niż planowały, częściowo pewnie ze względu na nieprzyjemną pogodę. Padał ulewny deszcz i powodowało to, że było zdecydowanie ciemniej niż wczoraj o tej samej porze. Kobiety były w nienajlepszych nastrojach, nie tylko ze względu na aurę, ale też ze względu na niewiadomą, którą miały zaraz pobrać ze skarbca. Kiedy pakowały ekwipunek, aby opuścić zajazd na dobre, Ficaria zaproponowała, że powinny podzielić się bombami. Telimena na to przystała, jednak po krótkim objaśnieniu jak działają i jakie mają skutki stanowczo odmówiła noszenia bomby “do wysadzania”. Bardka oskarżyła swoja kompankę o parszywe tchórzostwo, na co ta przyjęła jedną z bomb i ukryła ją za pazuchą. Po zjedzeniu śniadania opuściły zajazd płacąc za pobyt i w strugach deszczu ruszyły w stronę skarbca. Ficaria narzuciła na włosy impregnowany woskiem kaptur, a Telimena wyjęła zza pazuchy skórzaną czapę. W planach na ten poranek miały jeszcze znalezienie koni, ale odłożyły to na później. Kiedy dotarły na miejsce były całe mokre, a do otwarcia czasowego zamka nadal pozostawała godzina. Zdjęły z siebie odzienie wierzchnie i siadły na ławie w bocznych korytarzach.
Ficaria westchnęła ciężko i zamknęła oczy. Telimena nerwowo rozejrzała się po korytarzu i kiedy nikogo nie zauważyła zagaiła:
- Co ci zrobili czarodzieje?
- Hmm? Skąd nagle to pytanie - zdziwiła się bardka marszcząc brwi.
- Przynajmniej dwa razy źle się o niech wypowiedziałaś...
- A co? Sympatyzujesz?
- Tak tylko… po prostu myślałam, że skoro wszyscy zginęli w wybuchu Iglicy to nie ma co się nad tym rozczulać…
- Naprawdę uważasz, że ich zniknięcie pozwala zapomnieć to co zrobili – Ficaria otworzyła oczy i usiadła prosto.
- Nie… tylko, spotkała ich przecież kara. Sięgnęła nawet do ich uczniów...
- Ciekawe czemu ich tak bronisz Telimeno - zapytała wchodząc jej w słowo,
- To nie tak...
- Powiem ci wojowniczko - warknęła bardka - co myślę o czarodziejach i czarodziejkach, ja która umiałam się posługiwać magią. Uważam, że cała ich brać była na wskroś zgniła i parała się czarną magią. Wszyscy czarodzieje na wiele lat przed upadkiem Iglicy upadli moralnie i tego samego upadku nauczali młodych adeptów. Wszystko, ale to wszystko co im się przydarzyło, nie było karą, ale zwyczajnie konsekwencją ich działań. I szkoda mi, żałuję tych dzieci, które zginęły w prześladowaniach, ale to wina rodziców, że pozwolili dzieciom parać się tym paskudztwem. I tyle!
- Nie każdy czarodziej stosował tę magię…
- Te wasze pokolenie. - Załamała ręce Ficaria. - Wydaje się wam, że wiecie wszystko! Ledwie pamiętacie czasy magów, a cała wasza młodość to unikanie odpowiedzialności, „bo upadła Iglica”! Świat się zmienił, pora się przystosować - skończyła bardka i zaczęła nerwowo przechadzać się po korytarzu.
Telimena milczała analizując słowa towarzyszki.
- Ficario, chciałabym Ci przypomnieć, że utrzymywałaś, iż jesteśmy równolatkami.
Bardka zamarła i popatrzyła na Telimenę.
- Coś się zmieniło? Nagle jesteś młodsza - zapytała ostrożnie Telimena - a może jednak, starsza? To w końcu czarodziejki są słynne z przedłużającej się młodości.
- Nie jestem czarodziejką - wycedziła Ficaria zaciskając pięści.
- To kim jesteś - zapytała cicho Telimena stojąc naprzeciw niej.
- Jestem bardką, śpiewaczką i grajką. Umiałam posługiwać się magią za pomocą muzyki, ale nie miałam jej w sobie jak czarodzieje albo magowie. - Wyprostowała się nagle. - Ale co możesz wiedzieć na temat magii. Pewnie wydaje ci się, że poczciwy druid z boru i czarodziej z Wszechnicy to ten sam rodzaj.
- Wydaje mi się bardko, że nakłamałaś w stopniu uniemożliwiającym ci odnalezienie się w jednej wersji wydarzeń. Jednak osiągnęłaś swój cel, nie odstąpię cię na krok póki nie sprawdzę co odbierasz ze skarbca i nie upewnię się, że nic nie knujesz, rozumiesz?
- Wspaniale - mruknęła Ficaria.
Po jakimś czasie wróciły do skarbnika, a ten zmierzył wzrokiem bardkę jeszcze raz i odchrząknął
- Pani pójdzie ze mną - po czym dodał - ale sama. Tylko posiadacz klucza może tam wejść.
Telimena niechętnie kiwnęła głową, żeby Ficaria udała się, za skarbnikiem. Ta zgodziła się niemo i ruszyła za mężczyzną w głąb budynku. Wszystkie ściany podłogi i sufity były z marmuru, w korytarzu co kilka kroków znajdowały się drzwi. Przeszli przez jedne z nich wchodząc do pokoiku bez okien, w środku paliła się świeca. Skarbnik podał jej skrzynkę i kluczyk.
- To tyle - zapytała zdziwiona bardka.
Skarbnik westchnął po czym odezwał się cicho:
- Muszę pani powiedzieć, że ten który zdeponował tę skrzynkę w naszym skarbcu musiał być z nim mocno związany. Klucz pasował do skrytki i najprawdopodobniej pasuje też o tej skrzynki. Proszę się nie martwić - dodał widząc jak Ficaria zaciska ręce na skrzynce - wszyscy tutaj jesteśmy warci najwyższego zaufania. Nikt nawet nie śmiałby próbować otwarcia tej skrzynki.
- Dziękuję - szepnęła wpatrując się w misternie zdobione metalowe wieko.
- Odprowadzę panią - zaproponował i podał jej lniany worek. - To może się przydać na gapiów.
Kiedy z powrotem znalazła się w holu, Telimena czekała na nią z założonym rękami i podejrzliwie zerkała na szary worek. Zgodnie jednak z planem natychmiast udały się w stronę bramy solnej, gdzie można było kupić konie. Dotarły tam całkiem sprawnie, zwłaszcza, że w międzyczasie przestało padać. Sprzedawca wierzchowców na początku zaproponował im dwa białe kuce, które przy okazji były nieco za drogie. Kiedy usłyszał, że ma zejść z ceny zaproponował dwa szare osły i jeden gratis. Telimena poprawiająca toporek przekonała go jednak, aby sprzedał im dwie starsze klacze, nie w promocyjnej cenie, ale za to dorzucił do nich rzędy. Ruszyły wokół miasta, kierując się w stronę lasu bukowego, który znany był przez lata jako miejsce spotkań druidów z całego kontynentu. Był to obszar zdecydowanie bezpieczniejszy niż trakt wiodący do Pirovie z głębi kontynentu. Nie martwiły się tutaj o zbrojny napad, który teraz szczególnie odczuwały. Utrata koni sprzed dwóch dni była bardzo bolesna dla ich kieszeni, jak się jednak okazało nieco później była również bolesna dla ich pośladków. Czego wyraz dawała szczególnie Ficaria pojękując i wiercąc się w siodle.
- Możemy się już zatrzymać? - zapytała w końcu Telimena.
- Jeszcze kawałek... auł... - jęknęła Ficaria poprawiając się w siodle. - Poradzisz sobie?
Telimena wywróciła oczami i nie skomentowała. Chwilę później Ficaria wstrzymała konie, zeskoczyła z siodła i ruszyła dalej prowadząc klacz za uzdę. Telimena ruszyła w jej ślady. Kilka minut później zatrzymały się na polanie, gdzie zachowała się prymitywna chatka i drewniane ławki ustawione w okrąg. Była to jedna z tymczasowych siedzib druidów na czas ich synodów. Wejście do chatki było jedynie zastawione zasuwą, natomiast w środku nie było żadnych mebli, izba była zupełnie pusta, tak jak potrzebowali tego pielgrzymi.
- Widzisz, tak narzekasz na nasze pokolenie, a chatka jest nienaruszona, dokładnie taka jaką zostawili druidzi - powiedziała Telimena
- To ze strachu.
- Jednak uszanowali to święte miejsce.
- Szacunek wynikający ze strachu niewiele jest wart.
- Ale działa - podsumowała Telimena siadając na swojej kurtce rozłożonej na klepisku. - Pokaż co tam jest. - Wskazała na lniany worek, który trzymała Ficaria.
Ficarię przeszedł dreszcz jakby nagle przypomniała sobie o bagażu. Przez lata czekała na ten moment, a teraz żołądek podchodził jej do gardła i wcale nie miała ochoty otwierać skrzynki. Chciała ją wyrzucić i o wszystkim zapomnieć, ale Telimena nie dałaby jej spokoju. Przełknęła ślinę i usiadła na ziemi naprzeciw barbarzynki. Drżącymi rękami wyjęła skrzynkę z worka i przyjrzała się jej po raz pierwszy. Była całkiem dużego rozmiaru, na łokieć długa, szeroka na stopę i całkiem wysoka. Upleciona była na kształt zarośli bluszczu z granatowego metalu.
- To tungsten, taki sam z jakiego był mój naszyjnik.
- Otwórz ją - zachęciła Telimena
- A co, jeśli na zamku jest pułapka?
- Jaka? Magiczna, zatruta strzała?
- N-nie wiem - wymamrotała.
- Daj mi to - Telimena wyciągnęła dłoń po skrzynkę. - I kluczyk, dziękuję. Oddychaj bardko, zbladłaś.
Ficaria wpatrywała się w skrzynkę ze zmarszczonym czołem. Kiedy Telimena włożyła klucz w zamek i spróbowała go przekręcić nic się nie wydarzyło. Spróbowała w drugą stronę i zamek zadzwonił cicho ustępując.
- Dziwne - mruknęła otwierając wieczko. - Zamek jest lewostronny
- To elfi zwyczaj - powiedziała Ficaria i z bijącym sercem przysunęła się do barbarzynki, żeby zajrzeć do wnętrza skrzynki.
Kiedy wieczko było już otwarte na oścież ukazał się im plik dokumentów związany wstążeczkami leżący na atłasowej wyściółce. Bardka ostrożnie sięgnęła po zawartość, zdjęła z zawiniątka wstążkę i rzuciła wzrokiem na pierwszą stronę i kilka następnych.
- Cała awantura na nic - westchnęła Telimena zerkając na kartki.
- Niekoniecznie - wymamrotała bardka ze skupieniem studiując tekst.
- Nie mów mi, że na coś może się przydać czysty papier.
- Czysty!? - zapytała zdziwiona bardka. - Nie widzisz tego co jest tu zapisane?
Podniosła arkusz w górę ukazując w swoim mniemaniu skomplikowaną treść. Telimena wybałuszyła oczy.
- Zapisane?
- Telimeno, te kartki całe pokryte są tekstem, co prawda jest w starożytnym i pisany zagadkami, ale da się zrozumieć.
- Pokaż mi. - Wzięła do rąk notes i przyjrzała się mu z bliska, spróbowała też pod światło i w świetle, potem odsunęła od siebie. - Pusty. - Oddała go bardce.
- Jak to możliwe... - Ficaria w szoku oglądała papier. - A kiedy ja go trzymam też nie widzisz?
Telimena prychnęła cicho, ale zaraz powstrzymała się.
- Myślę, że bardziej prawdopodobne jest to, że treść jest przeznaczona tylko dla Twoich oczu.
- No tak, tak - odpowiedziała zamyślona wpatrując się w kartki i studiując je.
- Ficario?
- …
- Ficario?!
- Hmm? - Bardka podniosła głowę i spojrzała na Telimenę.
- Myślę, że należą się mi jakieś wyjaśnienia.
- Ale ja przecież nic nie wiem o tej skrzynce i o tym wszystkim - oburzyła się.
Telimena westchnęła i zapytała:
- Kim tak naprawdę jesteś?
Wzruszyła ramionami i zaczęła:
- Sierotą znaleziona w mieście, nic nie wiem o swojej przeszłości.
- Może zapytamy Davide co wie o swojej córce?
Ficaria skrzywiła się.
- Nie on mnie znalazł. Wcale nie był moim ojcem. Davide Ranunculo był moim... kochankiem.
Telimena skrzywiła się, Davide miał już przeszło dziewięćdziesiąt lat. Ficaria widząc reakcję towarzyszki dodała:
- Chyba nie rozumiem... w każdym razie wolę nie rozumieć!
Ficaria westchnęła ciężko.
- Telimeno, prawdą jest, że rzeczywiście odnalazł mnie na ulicy, na której się wychowywałam i można powiedzieć zaadoptował mnie Davide Ranunculo, ale senior. - Zrobiła pauzę, ale Telimena milczała, pozwoliła sobie więc na kontynuację. - Był zachwycony tym jak śpiewam, wziął mnie z ulicy do na swój termin, może był mi jak ojciec, sama nie wiem. Miałam wtedy może dziesięć lat, a przynajmniej na tyle wyglądałam, wkrótce jednak urodził mu się syn. Po kilku latach, okazało się, że jest bardziej niż ja utalentowany. Davide zdegradował mnie, chciał żebym śpiewała w chórze. To bolało. Uciekłam po kilku latach, byłam ledwie dorosła, ale dobrze używałam magii. Radziłam sobie doskonale jako bardka z takim talentem. Po latach spotkałam Davide juniora. Rozkochałam go w sobie i chciałam w zemście złamać mu serce, ale okazało się, że musiałabym złamać swoje... On nie wiedział kim jestem, przynajmniej na początku. Rzeczywiście zdziwił się, że tak mało się zmieniłam z upływem lat. Potem odeszłam. W kilka lat to upadku Iglicy uknułam plan. Poszłam do juniora i podając się za własną córkę, zażądałam pieniędzy na utrzymanie. Był wniebowzięty, że poszłam w ślady rodziców. Nie doliczył się, ile mogę mieć lat i kiedy miałabym być powita.
Tu zakończyła historię. Telimena nadal milczała, wyglądała na niezwykle skupioną.
- Ale ty... - zagaiła ponownie bardka. - Ty umiesz liczyć Telimeno, prawda? Barbarzyńca musi umieć liczyć - dodała uszczypliwie.
- Masz - zaczęła ostrożnie - co najmniej sto lat. Co najmniej sto biorąc pod uwagę, że trafnie określili twój wiek wtedy na ulicy.
- Podobno rozwijałam się powoli i poili mnie na siłę mlekiem, to pamiętam... Myślę, że tak naprawdę mogę mieć nawet sto dwadzieścia lat.
- Czyli urodziłabyś się na sto lat przed upadkiem Iglicy, na sto lat przed tym jak magia zniknęła. Twoje urodziny przypadałyby na czas, kiedy z kontynentu odeszły ostatnie elfy.
Ficaria odwróciła głowę na bok, światło padało wprost na jej twarz podkreślając rysy jej twarzy. Telimena zauważyła to po raz pierwszy. Ficaria miał płytką nasadę nosa, który był jednak bardzo mały, lekko wystający podbródek, jej twarz była mała, a słońce sprawiało, że pod skórą majaczyły drobinki złota, które wcześniej Telimena brała za wynik makijażu i kremów.
- Jesteś elfką... - powiedziała z zachwytem Telimena.
- Tak. - Ficaria uśmiechnęła się do niej. - Muszę przyznać, że mi zajęło to nieco więcej czasu - zaśmiała się.
- To, dlatego widzisz co jest napisane…
- Myślisz?
- Oczywiście.
Ficaria zamyśliła się na chwile.
- Skrzynka była misternie pleciona – powiedziała po chwili - z najtwardszego metalu świata, schowana w skrytce, która była zamykana na ten sam klucz... A to elfowie budowali i projektowali skarbiec. To wszystko ma sens, oni zostawili mnie na kontynencie razem z tym - podniosła dokumenty.
- Myślisz, że mieli w tym jakiś cel?
- Oczywiście. - Oczy Ficarii lśniły. - Dowiemy się tego, muszę tylko rozszyfrować te teksty.
- Więc znasz elficki w mowie i piśmie?
- Zawsze znałam w mowie, a kiedy byłam dzieckiem był nauczany w piśmie, wtedy jeszcze było wiele dzieł elfickich do przetłumaczenia.
Telimena uznała, że najlepiej będzie jak pozwoli Ficarii pracować w spokoju i zostawiła ją na kilka godzin. Kiedy zajrzała ponownie do wnętrza chaty bardka w pełnym skupieniu studiowała treść, miała zmarszczone czoło i wyglądała na zmartwioną.
- Chcesz coś zjeść? - zapytała Telimena. - Rozpaliłam mały ogień, ale zaraz trzeba go zgasić... Nie chcę sprofanować tego miejsca - dodała.
Ficaria siedziała przy ogniu jedząc przygotowaną przez Telimenę potrawkę z warzyw i pociągnęła kilka łyków wina. Przyglądała się towarzyszce, która zacierała ślady ogniska z dużą dbałością.
- Wyczytałaś coś sensownego - zapytała w końcu, kiedy bardka kończyła posiłek.
- Myślę, że tak... początek jest o tym czemu elfowie odeszli z kontynentu. Ogólnie rzecz biorąc wychodzi na to, że taki właśnie był plan – odejść w pewnym momencie. Określają go czasem skraju... Niektóre fragmenty sugerują, że robią to często... to znaczy opuszczają jakiś kontynent - przerwała na chwilę i z zaciśniętym gardłem dodała - to mi uświadomiło, że gdzieś na świecie mogą żyć moi rodzice.
- Rozumiem... Przykro mi - powiedziała Telimena. - A dalej? O czym są dalej te teksty.
- W skrócie jest to poetycka historia elfów mieszkających na tym kontynencie, jest bardzo ciekawa i okazuje się, że inna niż jest to nam przedstawiane.
- Można się było tego spodziewać.
- To prawda. Natrafiłam na fragment, którego nie rozumiem, może tobie coś powie. - Sięgnęła po zapiski i zaczęła czytać - ithves ellev Fis a amerr…
- Ficario - przerwała jej - nie znam tego języka.
- Och przepraszam - zaśmiała się.
- Możesz mi powiedzieć o czym jest ten fragment?
- Tak. - Ficaria zmarszczyła brwi. - Może to być nieco trudne, ale chodzi o to, że ktoś kogo elfowie nazywają kochankami magii połączy się z nią i jest jeszcze czasownik, którego nie znam, który określa w jaki sposób to się dokona. Jego mianownik to impli... to wydarzenie ma zakończyć czas skraju i nastanie nów... Tak się mniej więcej kończy historia, potem są jakieś nudne biogramy.
- Możesz powtórzyć ten czasownik?
- Impli.
- Więc impli sprawi, że kochankowie magii się z nią połączą... - wymruczała pod nosem. - Nie chodzi tu o elfów, oni opuścili kontynent. Kochankowie magii... to czarodzieje. Oni się z nią połączyli.
- Myślałam, że ich zabiła - Ficaria uniosła brew. - W ruinach znaleziono ich zwłoki.
- To były szczątki ludzi, którzy byli u nich na służbie, owszem posługujący się magią, ale nie posiadający jej w sobie. Czarodzieje i czarodziejki zostali wchłonięci, jakby wyparowali. Gdzieś to słyszałam… Implodowali…
- Co to znaczy?
- To znaczy, w wielkim skrócie, że wybuch zamiast mieć odrzut miał wrzut. Zamiast odepchnąć wszystko od środka, wciągnął wszystko do środka. To był wybuch magii
- Och... - mruknęła zmieszana bardka, po chwili zapytała - skąd tyle o tym wiesz?
- Ten temat bardzo mnie poruszał. W tym wydarzeniu zginął mój przyjaciel.
- Przyjaźniłaś się ze służbą czarodziei - zdziwiła się Ficaria.
- Nie, z czarodziejem.
- No to teraz wszystko jasne - westchnęła bardka. - Dlatego ich tak broniłaś co?
- Tak… znałam trochę ich środowisko i wiem, że nie każdy czarodziej uprawiał czarną magię, wielu z nich to potępiało. W ich szeregach był ruch oporu, chcieli obalić tę tyranię, przemóc ją, aby oczyścić arkana.
- I wszystkich ich magia wchłonęła... - podsumowała Ficaria. - Teraz nie brzmi to już jak sprawiedliwe rozwiązanie tej kwestii.
- Nie ma to teraz i tak znaczenia. Nawet jeśli nowi czarodzieje mieliby się urodzić to nie dowiemy się o tym.
- Masz nietypowe znajomości i zainteresowania jak na barbarzynkę.
- Bo nie jestem typową przedstawicielką tej grupy. Zajęłam się tym tak na poważnie dopiero po upadku Iglicy, kiedy zrobiło się niebezpiecznie. Wcześniej... między innymi zajmowałam się zielarstwem i trochę alchemią. Właśnie z tamtych lat znam czarodziejów i Ildarisa.
- Umiałaś posługiwać się magią?
- Tak - przyznała Telimena uśmiechając się lekko.
- Ojej, jesteś dużo bardziej skomplikowaną osobą niż na początku myślałam.
- Cóż… dziękuje - odparła Telimena i wstała z drewnianej ławeczki. - Masz jakieś dalsze plany? Co teraz, skoro już znalazłaś poemat swoich przodków?
Ficaria wzruszyła ramionami wpatrując się w ziemię.
- Widzę, że nie jesteś szczególnie zachwycona spadkiem - zagaiła Telimena siadając z powrotem na ławce zrezygnowana. - No już, powiedz co cię gnębi.
- Myślisz, że mogłam temu zapobiec?
- Wybuchowi Iglicy? - zdziwiła się Telimena.
- Znalezienie skrzynki zajęło mi kilkadziesiąt lat, a gdybym zrobiła to przed wybuchem Iglicy, mogłabym temu zapobiec. Tyle śmierci i utrata magii. Co, jeśli właśnie dlatego moi pobratymcy mnie tu zostawili?
- Gdyby chcieli zapobiec tragedii to posunęliby się do bardziej stanowczych kroków. Na pewno nie zostawiliby na kontynencie nieświadomego dziecka licząc na to, że od zmyślności dziewczynki zależą losy czarodziei.
- Więc po co to wszystko? Elfowie wiedzieli co się wydarzy i zostawili opis tych wydarzeń w taki sposób, żeby mogła go przeczytać tylko jedna osoba.
- Może to było działanie na wszelki wypadek?
- Świetnie, na wszelki wypadek dowiecie się, że myśmy wiedzieli co się szykuje. Brzmi co najmniej okrutnie nie uważasz?
- Możemy to na chwilę zostawić? Dobrze by ci to zrobiło. Chodź znajdziemy jakąś wodę - zaproponowała Telimena sięgając po puste bukłaki.
Będąc przezornymi zabrały z chatki wszystkie rzeczy, osiodłały konie i ruszyły na spacer po lesie. Starały się unikać w rozmowie tematu szkatułki i poematu. Zresztą niewiele też rozmawiały. Po jakichś piętnastu minutach od rozpoczęcia poszukiwań Ficaria zauważyła kilka altan i ruszyły w tamtą stronę. Po dotarciu bardzo szybko okazało się, że był to dosyć ważne miejsce spotkań, ponieważ pośród drewnianych zadaszeń znalazły studnię.
- Jaka piękna - zachwyciła się Ficaria
Studnia była z jasnego drewna, po którym wspinały się rozłogi rośliny o drobnych listkach, dach studni stał na dwóch marmurowych kolumnach, które pokrywały płaskorzeźby przedstawiające igrające zwierzęta. Kobiety zastanawiając się czy woda będzie zdatna do picia otworzyły wieko i pochylając się mocno, zajrzały do środka.
Nagle Ficaria odskoczyła przestraszona. Rzucając na ziemię worek ze skrzynką.
- Coś mnie poraziło!
Natychmiast wyjęła zawartość lnianej poszewki i obejrzała ją, wszystko wydawało się w porządku.
- Powtórz to co robiłaś, kiedy poczułaś wstrząs - poprosiła Telimena
- Oszalałaś? To bolało - poskarżyła się bardka.
- No już - ponagliła ją Telimena. - Nic ci nie będzie.
Bardka niechętnie włożyła skrzynkę do worka i trzymając ją w ten sam sposób bardzo ostrożnie zajrzała do studni.
- Nic się nie dzieje - poskarżyła się, a studnia odpowiedziała jej echem.
- Bo źle stoisz - Telimena złapała bardkę za ramiona i przesunęła ją w stronę marmurowej kolumny.
Ficaria krzyknęła i znów odskoczyła.
- Zbliż do tego marmuru tylko skrzynkę - powiedziała podekscytowana Telimena.
- Nie!
- Elfko, sama mówiłaś, że musi w tym być jakiś większy sens!
Ficaria westchnęła i przysunęła zawiniętą skrzynkę do marmuru trzymając ją na skrawek materiału. Pakunek zawibrował. Obie kobiety podekscytowane zaśmiały się.
- W końcu się coś dzieje! - zawołała Ficaria podskakując.
Opróżniła szybko worek i ostrożnie przewróciła skrzynkę, aby ta oparła się o marmur, po czym zatrzęsła się lekko i przewróciła.
- Myślisz, że to skrzynka czy jej zawartość? - zapytała Telimenę.
Nie czekając na odpowiedź, otworzyła skrzynię i najpierw przyłożyła do marmuru poematy, a potem, kiedy nie było reakcji skrzynkę. Od razu ją upuściła z syknięciem, a metalowe puzderko odskoczyło od marmuru i dało się słyszeć jak w pustym pudełku coś się porusza. Wymieniły spojrzenia pełne podniecenia i Ficaria chwyciła skrzynkę otwierając ją.
- Może jest drugie dno - zasugerowała Telimena.
Bardka zaczęła manipulować przy skrzynce, naciskając na dno, próbując wysunąć je lub znaleźć ukryty przycisk, w końcu pod atłasem znalazła wejście na kluczyk. Wsunęła go i z cichym kliknięciem otworzyło się drugie dno. Ich oczom ukazała się złożony wielokrotnie arkusz cienkiego papieru oraz woreczek zasznurowany złotą wstążką. Ficaria otworzyła go powoli i wyjęła ze środka niewielki metalowy sześcian wykonany tak jak skrzynka z tungstenu.
- Wiedziałam, że znajdziemy artefakt. - Patrzyła na znalezisko z zachwytem.
Drżącą dłonią przysunęła sześcian do kamienia.
- Poczekaj, zanim zaczniemy eksperymentować może spróbujemy dowiedzieć się czegoś więcej z tego.
Telimena trzymała arkusz papieru, zawierający schematy przedstawiające kondygnacje i szczegóły jakiegoś budynku, nie wyglądało to jednak na zwarty plan, a raczej jak opis losowych części budowli. Wokół schematu naniesione zostały skomplikowane wzory matematyczne.
- Co to?
- Iglica… - powiedziała cicho Telimena.
Ficaria sapnęła zaskoczona. Spojrzały sobie w oczy.
- To znaczy, że elfy zostawiły poemat zapowiadający co się wydarzy i plan budowy Iglicy? Wiedziałam, że to musi mieć sens. - Ficaria klasnęła w dłonie i wstała. - Wybudujemy ją od nowa - zawołała.
- My? - Telimena była poważnie zaskoczona tą deklaracją. - A w jaki sposób mamy wznieść kilkudziesięciu metrową wieżę w dodatku w całości wykonaną z marmuru?
Ficaria wyraźnie posmutniała.
- To jaki masz plan? - wymruczała niezadowolona.
- Przede wszystkim musimy rozszyfrować te schematy i zapiski.
- I z tym sobie na pewno poradzimy - zakpiła Ficaria.
- Jestem przekonana, że tak - ucięła Telimena z taką pewnością, że elfka odpuściła sobie dalszą dyskusję
Po nabraniu wody ze studni, która jak się okazało była zdatna do picia, przeniosły się do pobliskiej chatki, będącej jedną z siedzib druidów. Ta różniła się nieco od poprzedniej, znajdowały się w niej niski stół, przy którym można było zasiąść w przyklęku oraz kilka sienników. Kobiety rozłożyły na stole plan Iglicy i przegryzając od czasu do czasu owoce z zapasów zakupionych w mieście studiowały go uwagą. Ficaria, przerysowywała schematy znacznie je upraszczając i jednocześnie tłumaczyła elficki. Telimena natomiast rozszyfrowywała równania i wzory matematyczne, ponieważ jak się okazało sugestia Ficarii na temat tego, że barbarzyńcy muszą umieć liczyć była trafiona. Telimena rozwiązywała właśnie wzór, którego tytuł Ficaria przetłumaczyła jako granicznie duży poziom gęstości magii.
- Mam dobre wieści - powiedziała w pewnym momencie Telimena, jednak bez uśmiechu.
Ficaria ożywiła się i podniosła wzrok nie mówiąc ani słowa.
- Martwiłaś się wcześniej, czy mogłabyś zapobiec tragedii. No więc w teorii tak. Wiem małe pocieszenie. Natomiast na pewno ucieszy cię fakt, że czarodziei zgubiła pycha.
- No i masz moją pełną uwagę - powiedziała Ficaria
- Ten wzór wskazuje na to jakoby Iglica mogła rozdysponować magię tylko w określonych warunkach dotyczących populacji czarodziei. To znaczy, że zbyt duża liczba czarodziei na kontynencie prędzej czy później sprawiłaby, że w Iglicy dokona się implozja, a magia zniknie.
- Nie rozumiem - powiedziała Ficaria marszcząc czoło.
- Mówiąc prościej: Iglica może obsłużyć tylko określoną liczbę czarodziei, którzy znajdują się w określonej odległości. Zbyt dużo czarodziei zbyt blisko Iglicy oznacza implozję.
- To, dlaczego do cholery spotykali się w Iglicy?
Telimena uśmiechnęła się ponuro.
- No właśnie, to Ci się spodoba. Podjęli taką decyzję, aby przeciwstawić się wytycznym, które elfy wyznaczyły na temat Iglicy. Jak wskazuje historia magii, przez tysiąclecie to było miejsce, do którego nikt się nie zbliżał. Czarodzieje natomiast po odejściu elfów chcąc pokazać jacy są potężni i nieokiełznani schodzili się tam na konklawe co kilkanaście lat. I w końcu Iglica nie wytrzymała.
- W normalnych warunkach to zajęłoby pewnie setki lat zanim zaludnili by kontynent do tego stopnia... Myślisz, że elfy widząc butę czarodziei zarządzili wcześniejszą emigrację?
- To więcej niż możliwe...
- Wtedy, gdy jeszcze nie zdawała sobie sprawy jak będzie wyglądał świat bez elfów, mówiło się o wyzwoleniu kontynentu - powiedziała Ficaria w zamyśleniu. - Dopiero później zmieniono nazewnictwo na odejście elfów. Największy wpływ na to miała chyba epidemia, która wybuchła w kilkanaście lat po tych wydarzeniach. Nie uważasz jednak, że to trochę przerażająca cena za dar magii? Umrzeć, bo jest zbyt wielu czarodziei?
- Myślę, że gdyby czarodzieje nie zbliżali się do Iglicy to wcale by nie zginęli. Implozja by ich nie pochłonęła.
Ficaria uniosła brwi zdziwiona.
- Skąd możesz to wiedzieć?
Telimena wzruszyła tylko ramionami mówiąc, że to tylko intuicja po czym wskazując na słońce za oknem dodała:
- Zaraz będzie ciemno.
- Zamknijmy się - zasugerowała Ficaria i wstała, aby zaryglować drzwi. - wyjmij z mojej torby świece i zapałki.
Telimena westchnęła ciężko.
- Odmawiam dalszej pracy. Kładę się spać i proszę nie zapalać żadnych świec, puścisz tę chatę z dymem, razem ze wszystkimi świętymi dębami w okolicy.
Mimo, że Ficarii nie spodobał się ten pomysł to nie zapaliła żadnego światła, a wkrótce zrobiło się zbyt ciemno, aby dalej czytać schematy więc poszła spać.
Telimena obudziła się z poczuciem zdezorientowania. Podniosła się na łokciach i rozejrzała się, powoli dotarło do niej, gdzie jest i dlaczego się tu znalazła, spojrzała w stronę siennika, na którym spała elfka. Ficaria leżąc na plecach wpatrywała się w schemat Iglicy, który trzymała pod słońce.
- Obudziłaś się - zauważyła. - Chodź muszę ci coś pokazać.
Telimena jęknęła niechętnie i poruszając się na czworaka zbliżyła się do towarzyszki.
- Kładź się - przesunęła się robiąc miejsce - i patrz na to.
Telimena przysunęła się do Ficarii i mrużąc oczy spojrzała na schemat. Słońce raziło ją tak mocno, że nic nie widziała, na oczach elfki tak silne słońce nie robiło wrażenia.
- Niewiele widzę - poskarżyła się. - Możesz mi to po prostu objaśnić?
- Patrząc w ten sposób schemat uzupełnia się o wiele brakujących elementów i objaśnień, oczywiście po elficku. A tu - wskazała palcem na schemat powodując, że arkusz zafalował i częściowo na nie opadł - widać nasz sześcian.
- I co jest przy nim napisane - zapytała Telimena.
- Serce oblane krwią ziemi zamknąć w wolframowej klatce i zanurzyć w marmurze.
- Krew ziemi... - zamyśliła się Telimena. - Raczej nie chodzi o wodę...
- Co jest płynne i płynie wewnątrz ziemi?
- Lawa?
- Skąd mamy wziąć lawę?
- I jak nią oblać to serce? A co jest dalej - dopytała Telimena.
- Zamknąć w wolframowej klatce. Aha! Wolfram, to nazwa elfów na jeden z metali.
- Może na tungsten. - Barbarzynka wstała rozcierając oczy. - To by nas niejako ratowało. Brakowałoby tylko....
- Zanurzenia w marmurze - skończyła Ficaria i również się podniosła.
- A to wszystko razem sprawi, że...?
- Według tego tekstu to czyni z serca rdzeń, który po umieszczeniu w wieży sprawia, że jest ona aktywna.
- A jest tam jakaś wzmianka o tym jak mamy zanurzyć ten sześcian w litym kamieniu?
- Na razie nie znalazłam. Teraz twoja kolej. - Ficaria podała Telimenie arkusz - trzymaj to tak żeby promienie słońca padały wprost na schemat.
- Nie możemy najpierw zjeść śniadania?
- I stracić najlepsze słońce? Chyba żartujesz.
Przez kolejną godzinę Telimena stała z wyciągniętymi rękami prezentując schemat, kiedy Ficaria przerysowywała go pilnie. Powodowało to u tej pierwszej drętwienie rąk, ale ciekawość i chęć rozwikłania tej zagadki brała górę nad głodem i znużeniem. W końcu w ostatnich minutach, kiedy słońce jeszcze świeciło intensywnym ciepłym światłem Ficaria powiedziała, że skończyła.
Jej notatki wyglądały jak kompletny plan architektoniczny do budowy Iglicy. Z całą pewnością nie był doskonały, ale Telimena przyznała, że wygląda dość przejrzyście i w połączeniu z utalentowanymi architektami może posłużyć do wybudowania Iglicy. Ficarii nie spodobał się ten pomysł.
- Nie wiem czego się spodziewałam, ale teraz kiedy pomyślę, że miałybyśmy oddać komuś owoce naszej pracy to zaczyna mnie to złościć.
- Przecież chyba po to rozwiązywałyśmy tę zagadkę, prawda? Aby Iglica znów stanęła i przywróciła magię.
- Chyba tak - przyznała niechętnie Ficaria - jednak to nie zmienia moich obaw. Komu i jak mamy to przekazać? Szlachcie w górach Nfet, a może królowi?
- Myślę, że Wszechnicy - odpowiedziała Telimena z powagą. - To oni przejęli odpowiedzialność za wszystko co wydarzyło się po wybuchu, w ich pieczy są ruiny oraz uratowana elficka biblioteka. Myślę, że jeśli jest na świecie ktoś kto mógłby w ogóle o tym decydować to właśnie naukowcy z Wszechnicy.
- Masz rację - westchnęła elfka.
- Tymczasem skupiłabym się na tym jak się oblewa coś marmurem.
- Możemy przeprowadzić doświadczenie na studni.
- Przecież te kolumny to lity kamień, jak chcesz w ich wnętrzu cokolwiek umieścić.
- Mam bomby - wzruszyła ramionami Ficaria.
- Bomby?! Chcesz wysadzić starożytną studnie?
- Ojej, nic takiego się nie stanie, studnie będzie można odnowić, a jak inaczej mamy zorganizować marmur?
- Nie ma mowy o żadnym wybuchu, po za tym członkowie Wszechnicy na pewno mają marmur.
- A jak nim obleją serce?
- Nie wiem, do tego jeszcze dojdziemy, ale nawet nie biorę pod uwagę żadnego wysadzania studni w poświęconym lesie.
Ficaria wydęła usta obrażona i powiedziała:
- Przygotujesz coś do jedzenia? Ja w tym czasie spróbuję jeszcze znaleźć, jak się oblewa coś marmurem...
Kiedy Telimena kończyła przygotowanie posiłku z chaty wyszła Ficaria, od razu można było się domyśleć, że znalazła w planach Iglicy coś co zupełnie zepsuło jej nastrój. Barbarzynka popatrzyła na nią pytająco podając jej miskę ciepłej strawy. Po kilku łyżkach Ficaria w końcu się odezwała.
- Znalazłam metodę aktywacji. To znaczy, wydaje mi się, że to będzie to, ale nie mam pojęcia co autorzy mieli na myśli - przerwała na chwilę, żeby zjeść kolejną łyżkę. - Strasznie to głupio brzmi.
- Głupiej niż wysadzanie starożytnej studni?
Ficaria wywróciła oczami po czym wyrecytowała:
- Tylko osoba z prawdziwą miłością do magii stopi marmur, aby ukryć w nim serce.
- Elfy uwielbiają zagadki.
- Nie podzielam ich pasji - mruknęła Ficaria i włożyła do ust kolejną łyżkę dania.
Telimena milczała analizując słowa bardki.
Po tym jak skończyły posiłek i zatarły ślady niewielkiego ogniska osiodłały konie i ruszyły w stronę Pirovie. Ficaria nadal nie mogła się pogodzić z tym, że maja zamiar oddać Wszechnicy nierozwiązana zagadkę. Upierała się ciągle, że powinny zdobyć marmur i podjąć próbę oblania nim serca, ponieważ jako ktoś, dla kogo magia wiele znaczyła może uchodzić za osobę darzącą magię prawdziwą miłością. W końcu po wysłuchaniu dosyć długiego monologu na temat odpowiedzialności społecznej wynikającej z bycia elfką Telimena zgodziła się, aby rozwiązać zagadkę i poczekać z oddaniem serca i planów do momentu jak marmur stanie się ostatnią warstwą. W poszukiwaniu marmuru Ficaria zaproponowała:
- Może wysadzimy ławkę w skarbnicy?
- Nie!
- To może schody?
- Nie! Skąd ci przychodzą takie pomysły?
- Możemy wysadzić przyporę.
- Wiesz, że mają one funkcję podtrzymującą?
- Założę się, że co najwyżej połowa z nich jest niepotrzebna.
- Ficario, nie. Nie będziemy nic wysadzać, kraść ani czynić rozbojów.
- Myślałam, że piratko barbarzynka będzie bardziej chętna do rozwiązań bezpośrednich.
- No to źle myślałaś. Mam nieco inny pomysł.
- Jaki?
- Jedziemy do ruin Iglicy.
Ficaria wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
- I dopiero teraz mi to mówisz?
Ficaria z podekscytowania spięła konia, który zarżał i niebezpiecznie wierzgnął.
- Jedziemy ją odbudować?
- Nie. Jedziemy po ten twój marmur.
Nieco później po tym jak zostawiły miasto za plecami zatrzymały się na krótki popas, podczas którego Ficaria napisała piękną fałszywą przepustkę. Jej treść głosiła, że profesorka nadzwyczajna Polikarpina z rodu Salec i jej uczniowie mogą przebywać na terenie ruin Iglicy bez obstawy co najmniej do zmierzchu.
- Myślisz, że się na to złapią? - zapytała niepewnie Ficaria.
- Zobaczymy, nie mamy nic do stracenia. Wygląda całkiem jak oficjalne pisemko. Po za tym, jeśli napiszemy, że uczniów będzie więcej będą mieli większą motywację, aby zostać przy bramie.
Ficaria zgodziła się, schowała fałszywy list za pazuchę i ruszyły w drogę. Jakąś godzinę później mury znalazły się w zasięgu ich wzroku. Wymieniły spojrzenia pełne zatroskania i ustaliły strategię w razie niepowodzenia, tak aby nie wzbudzić podejrzeń. W odległości kilkudziesięciu metrów zeszły z koni zostawiając je w tym miejscu i podeszły do strażników stojących w bramie chowając się przed słońcem.
- Dzień dobry - odezwała się Telimena - chciałybyśmy wejść na badanie i pobranie próbki.
- Papir mają? - zapytał jeden ze strażników
- Flavio...
Telimena wyciągnęła rękę do elfki i otrzymała podrobiony dokument. Podała go strażnikowi, a ten ledwie obrzuciwszy spojrzeniem dokument od razu go oddał.
- Ni ma pieczęci.
Telimena udała roztargnienie i zaśmiała się.
- Ta młodzież - uśmiechnęła się rozbrajająco - zostawiłyśmy właściwy dokument w jukach.
Obróciły się na pięcie i ruszyły w stronę koni.
- Co teraz - wymruczała Ficaria, kiedy znalazły się na miejscu.
Telimena wzruszyła ramionami i udawała, że przegląda zostawione przy koniach pakunki, a Ficaria spojrzała na kartkę, która została w jej dłoni.
- Nie wierzę - sapnęła bardka. - Strażnik nie umie czytać.
- Jak to?
- Przez pomyłkę podałam mu swój wiersz, a nie przepustkę. Zobacz...
Na arkuszu papieru, który widział strażnik oprócz drobno zapisanego wiersza był wielki tytuł SZLACHETNE BYDŁO. Telimena prychnęła po czym zabrała papier z ręki Ficarii i uderzyła ją w głowę.
- Za co?
- Tak by zrobiła profesorka Wszechnicy, wczuwam się w role. – Siliła się na ukrycie uśmiechu.
- Telimeno! Ildaris używa pieczątki Wszechnicy, bo z nimi umowę... Poczekaj, chyba przybił ją na rachunku za towary. - Jej oczy zalśniły.
Sięgnęła do juk po chwili wyciągając z nich pomięty rachunek, w prawym dolnym rogu widniała piękna czerwona pieczęć. Dla wczucia się w rolę znów oberwała w głowę dokumentem.
- Idę tam - powiedziała Telimena. - Bądź gotowa, jeśli zacznę biec to dosiadaj konia i uciekaj. Jeśli poprawię włosy, to znaczy, że za chwilę odwrócę się i cię zawołam.
Ficaria kiwnęła głową, a Telimena udała się w stronę strażników pewnym krokiem.
Podstęp się udał, a kilkanaście minut później obie były już w granicach murów strzegących ruin. Jechały powoli dróżką pośród łąki wdychając przyjemną bryzę uderzającą od brzegu morza. Kiedy uznały, że są wystarczająco daleko od strażników puściły się galopem nie chcąc tracić ani chwili. Zakończyły bieg, kiedy zauważyły pierwsze odłamki marmuru majaczące w trawie. Szły przyglądając się ziemi w poszukiwaniu odpowiednio dużej próbki minerału. Jakiś czas później znalazły kamień, który swoim rozmiarem spełniał ich oczekiwania. Nadal miały jednak wątpliwości co do tego w jaki sposób odbyć się ma ten ostatni etap.
- Mam pomysł, ale ci się nie spodoba - zaczęła Ficaria,
- Chcesz coś wysadzić? - zakpiła Telimena.
- Yhym - mruknęła elfka, jednak widząc minę barbarzynki natychmiast dodała - ale tylko małą porcją materiału. To nawet nie będzie wybuch, tylko takie mocniejsze huknięcie.
- Dobrze - zrezygnowała Telimena. - Co mam robić.
Znalazły fragment wydeptanej ubitej ziemi, położyły na niej kamień, który następnie Ficaria obłożyła małymi ładunkami wybuchowymi i pociągnęła od nich nić. Na wierzch ułożyły kopczyk zwykłych kamieni, aby ich próbka nie rozprzestrzeniła się zbytnio. Odsunęły się ciągnąc za sobą lont. Podpaliły go i dosiadając koni odbiegły na dosyć dużą odległość. I wtedy rozległ się ogromny łoskot, tak głośny, że odbił się echem w okolicy.
- Mówiłaś, że będzie cicho! - krzyknęła Telimena, kiedy z trudem uspokajała swoja klacz.
- Źle to przewidziałam, za rzadko coś wysadzam.
Telimena nie miała szansy odgryźć się Ficarii, obie z tak dużą prędkością jaką umiały osiągnąć na przerażonych koniach udały się w stronę wybuchu. Na miejscu rzeczywiście znalazły szczątki marmuru, które mogłyby posłużyć do obtoczenia sześcianu jednak były rozrzucone na dość dużą odległość.
- Daj mi serce - poleciła Telimena - i zbieraj marmur! Szybko, strażnicy na pewno to słyszeli!
Telimena wzięła do ręki woreczek z artefaktem i zaczęła wrzucać do niego pył i kawałki marmuru, robiła to w wielkim pośpiechu, nie zdążyły jeszcze nazbierać wystarczającej ilości, kiedy usłyszały z daleka tętent koni i pokrzykiwania straży.
- Co teraz? - krzyknęła Telimena. - Masz jakiś pomysł?
- Możemy oślepić ich granatem dymnym i uciec przez bramę.
- Co jeśli kilku zostało w bramie?
- Masz rację. Wiem! - krzyknęła bardka po chwili. - Pobiegnijmy w drugą stronę i wysadzimy mur go żeby przejść.
- Tam jest morze - powiedziała Telimena.
Tymczasem strażnicy znaleźli się niebezpiecznie blisko miejsca wybuchu.
-Na koń! JUŻ! - zakomenderowała barbarzynka.
Dosiadły klaczy i spinając je mocno pobiegły galopem w stronę muru, który wyrastał daleko na prawo. Za nimi podążali strażnicy. Wkrótce odległość między nimi zaczęła się kurczyć, mur był już bardzo blisko, Ficaria szybko oceniła, że nie zdąży podłożyć bomby i wrócić na miejsce zanim zrobią to strażnicy.
- Musimy zawrócić! - krzyknęła.
Telimena natychmiast skręciła w prawo jadąc wzdłuż muru. Ficaria, wyjęła bombę z juk i rzuciła za siebie. Strażnicy wbiegli prosto w wielką, gęstą chmurę dymu która wyrosła przed nimi po detonacji. Ich konie wierzgnęły mocno, mężczyżni zaczeli krzyczec do siebie. Jeden z nich spadł z konia.
Uciekinierki zbliżyły się do siebie biegnąc koło muru.
- Nie ma tu innego przejścia, musimy wysadzić mur - wykrzyczała Telimena.
- Nie zdążymy.
- Spróbujemy - odkrzyknęła i wydobyła granat.
Obie równocześnie zrzuciły granaty w okolicę muru. Przerażone klacze wierzgały, lecz nie zdołały w pędzie zrzucić kobiet z siodeł.
Wyłom w murze zdawał się być na tyle duży, że dałoby się przez niego przejść konno.
- Łuhu! - zawyła bardka i ściągnęła lejce aby zawrócić.
Telimena również zawróciła w stronę wyłomu i wtedy zauważyła, że przy jukach bardki brakuje jednej z toreb.
- Ficario! - krzyknęła za nią.
Bardka zwolniła nieco i teraz galopowały koło siebie.
- Gdzie jest skrzynia? - zapytała przerażona.
Ficaria sięgnęła ręką w okolicę zadu konia i zamarła. Obie wstrzymały nagle jazdę.
- Nie - jęknęła. - Nie, nie, nie! Musiały odpaść!
Telimena spojrzała w stronę, gdzie zostawiły unieszkodliwionych czasowo strażników. Dostrzegła z daleka, ze dym opadł, ale mężczyźni nie dosiedli jeszcze koni. Jeden z nich leżał na ziemi.
- Na pewno nie masz jej przy sobie? - zapytała spokojnie bardkę.
Ficaria przeszukując bagaże pokręciła głową.
- Miałam je w torbie po tej stronie, była tu jeszcze gdy ruszałyśmy z sercem i marmurem. - Nagle westchnęła przerażona - SERCE!
- Mam je tutaj - uspokoiła ją Telimena kładąc rękę na kieszeni kurtki.
- Co zrobimy? - zapytała Ficaria spoglądając na wyrwę w murze. - Nie możemy zostawić tej skrzynki tak po prostu na środku ruin.
- Może strażnicy to odnajdą i oddadzą Wszechnicy? - zasugerowała Telimena nie spuszczając wzroku z mężczyzn, którzy powoli zaczynali wracać do siebie.
- Nie zostawię tego w rękach niepiśmiennych żandarmów!
- Chyba nie mamy wyboru - Telimena wskazała brodą w stronę z której nadjeżdżali mężczyźni.
Ficaria zmrużyła oczy i wytężyła wzrok.
- Oni mają moją torbę - szepnęła pochylona w siodle.
- Więc ją odzyskamy - powiedziała Telimena zeskakując z konia. - Zagadaj ich.
Ficaria chciała coś powiedzieć, ale strażnicy znaleźli się już blisko nich.
- Zejść z konia! - krzyknął jeden z nich.
Ficaria usłuchała, spojrzała w stronę Telimeny, ale ta stała za koniem pochylona lekko. Bardka odchrząknęła lekko po czym wybuchła nagłym płaczem rzucając się w stronę strażników.
- Rycerze!! Panowie!! Ledwieśmy uciekły od tego wybuchu! - upadła na kolana przy jednym z mężczyzn i rzuciła wzrokiem w stronę ich koni. Do jednego z siodeł przyczepiona była torba należąca do bardki. - Na wszystkie świętości - zawodziła dalej - te przeklęte miejsce nie przestanie nigdy wybuchać.
- Wstań - warknął jeden ze strażników. - Masz nas za głupich? A kto nam podrzucił granat pod nogi?
- Granat?! Wam?! - udała bezgraniczne zdziwienie.
- Nie denerwuj nas dziewczyno - warknął ten drugi. - Ee!! Profesorko, wyjdź zza konia i tłumacz się! Co to było? O co tu chodzi?
Telimena wyszła zza konia trzymając ręce za plecami. Jej mina podobna była do miny Ficarii. Rozpacz mieszała się z przerażeniem.
- N-nie wiem - zająknęła się drżącym głosem. - Przyszłyśmy tu zbadać exempla silnie rezonujących kopalin, które zmieniają drastycznie ewaluł poziomic w laboratoriach.
- Co-o? - strażnik wybałuszył oczy. - Wyciągaj ręce! - Nie dał się zbić z tropu. - Obie ręce na widoku.
Posłuchała go. Ficaria z przerażeniem spojrzała na Telimenę. Ta podniosła powoli dłonie. Jej palce były wyprostowane, oprócz kciuków które stykały się w palcami serdecznymi. Barbarzynka pochyliła głowę, a jej usta poruszały się szybko jakby coś mówiła. Po krótkiej chwili powietrze przed nią jakby zgęstniało i nagle z głośnym pyknięciem ruszyło falą do przodu, przesuwając się przez strażników zanim zdążyli zareagować. Po tym znieruchomieli.
- Co jest - wyszeptała Ficaria. Spojrzała na Telimenę, jej twarz była jakby odmieniona, oczy zdawały się jaśniejsze, a skóra gładsza.
- Zabierz skrzynkę i uciekajmy stąd - powiedziała Telimena aksamitnie brzmiącym głosem. - Tylko nie dotykaj strażników! Pospiesz się nie mamy zbyt wiele czasu.
Telimena wsiadła na konia, poczekała aż bardka dosiądzie swojego i oddaliły się w stronę wyrwy w murze. Przekroczyły ją w niemałym trudem po czym ruszyły galopem omijając ścieżki, dopiero po godzinie zatrzymały konie. Opadły na mech zmęczone oddychając ciężko.
- Możesz mi wyjaśnić co się tam stało? - zapytała Ficaria. - Czy to była magia?
Telimena pokiwał tylko głową w odpowiedzi po czym sięgnęła do kieszeni w tyle kurtki i wyjęła marmurową kulę, która unosząc się niewiele ponad jej dłonią obracała się, zatrzymując się co chwilę by po sekundzie ruszyć znów w losowym kierunku.
- To rdzeń? - zapytała Ficaria zachwycona.
Telimena znów tylko pokiwała głową.
- Czyli udało ci się go oblać marmurem - to było raczej stwierdzenie.
- Dokładnie tak - powiedziała Telimena, a brzmiała tak jakby odżywiała się tylko Słowiczym głosem. - Kiedy jest blisko mnie staje się aktywny przez magię, która w sobie mam.
- Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś, że jesteś czarodziejką? - zapytała gorzko Ficaria.
- Cóż, nie lubisz mojego rodzaju i uważasz nas za zwichrowanych szaleńców.
- Jak to się stało, że przeżyłaś wybuch?
- Nie byłam przy nim, tak jak Ci to wcześniej mówiłam - odpowiedziała Telimena ze smutkiem. - Tak po prawdzie w momencie wybuchu w polu rażenia zabrakło dwóch czarodziei i dwóch czarodziejek. Wypłynęliśmy na morze.
- Dlaczego?
- Byliśmy spiskowcami - uśmiechnęła się tajemniczo Telimena. - Wykorzystaliśmy krótką przerwę w obradach aby oddalić się i porozmawiać, ja oraz trójka moich przyjaciół. Wybraliśmy wodę, ponieważ tam nikt nie mógł nas podsłuchać. Niestety ich po wybuchu spotkał inny los. Jeden z mężczyzn od razu przyznał kim jest i zrobili z nim to samo co później wszystkim uczniom. Moja przyjaciółka nie zniosła tej tragedii i popełniła samobójstwo. Aggar ten, który zginął był jej mężem. Natomiast ja i brat Aggara zdecydowaliśmy jeszcze tego samego wieczora po wybuchu Iglicy, że uciekamy na morze. Przyłączyliśmy się tam na kilka lat do piratów. Niestety Awanar zginął podczas potyczki, a ja z trudem uciekłam i wróciłam na ląd. Polowanie na czarodziei wtedy ucichło i byłam bezpieczna.
- Twoi uczniowie też zginęli w pogromie?
- Nie miałam żadnego podopiecznego. Sama ledwie parę lat wcześniej stałam się dojrzałą czarodziejką.
Ficaria zmrużyła oczy w skupieniu.
- To ile masz lat?
Telimena zaśmiała się.
- Teoretycznie to czterdzieści. Kiedy otrzymałam błogosławieństwo na samodzielna praktykę wstrzymałam swoje starzenie, nie licząc tej przerwy, moje ciało, przynajmniej powierzchownie ma czterdzieści lat, ja natomiast przeżyłam już prawie pięćdziesiąt.
- Można powiedzieć - zaczęła w zamyśleniu Ficaria, - że niewiele mnie okłamałaś co?
- Nie umiem kłamać - wzruszyła ramionami Telimena. - Nawet nie wiesz ile wysiłku kosztowało mnie ukrywanie swojej tożsamości przez ubiegłe lata. Dziwi mnie, że nie domyśliłaś się prawdy o mnie.
- Miałam swoje podejrzenia - mruknęła Ficaria. - W pewnym momencie się zapomniałaś i zaczęłaś inaczej się wyrażać. Po za tym nie znam drugiej tak dobrze liczącej barbarzynki.
- Wiedziałaś, że jestem czarodziejką?
- Zorientowałam się - uśmiechnęła się Ficaria. - Chociaż wydawało mi się to zbyt nieprawdopodobne. Podejrzewałam, że może jesteś naukowczynią, która okradła Wszechnicę i zbiegła.
Telimena wybuchła perlistym śmiechem, brzmiał zupełnie inaczej niż do tej pory.
- To przez magię tak się zmieniłaś?
- Yhym - przytaknęła czarodziejka. - Kiedy trzymam rdzeń to w jego okolicy magia znów działa.
Ficarię nagle olśniło.
- Mogę sprawdzić - jej oczy lśniły z podniecenia - czy mój śpiew powróci?
Telimena przytaknęła i wstała podnosząc rdzeń tak aby magia sięgnęła również bardki. Dziewczyna poczuła w ciele lekkie mrowienie. Wzruszona otworzyła usta i zaczęła śpiewać. Była to kołysanka w starożytnym dialekcie. Jej głos brzmiał tak łagodnie i dźwięcznie, że w okolicy ucichł szum drzew, a ptaki zamilkły. Zaśpiewała do końca zwrotkę po czym zaczęła śpiewać refren. Z ziemi uniosła sie lekka mgła, a Telimena ziewnęła i zamrugała oczami. Po tym bardka zakończyła pieśń, a czarodziejka wróciła do siebie dopiero po chwili. Kobiety wymieniły się spojrzeniami, Ficaria miała łzy w oczach, a na jej twarzy rysowała się błoga radość.
- Musimy przywrócić magię - szepnęła poruszona.
- Następnym krokiem będzie więc przekazanie skrzynki i rdzenia Wszechnicy - odpowiedziała Telimena. - Obawiam się, że teraz musimy to zrobić anonimowo.
Ficaria przez chwilę milczała.
- I tak będziesz musiała się ujawnić. Teraz będą cię potrzebowali. Jesteś ostatnią czarodziejką.
- Niekoniecznie. - Telimena uśmiechnęła się lekko. - Może urodzili się nowi kochankowie magii.
Zdecydowały, że jeszcze tego samego dnia pozbędą się artefaktu i na jakiś czas udadzą się w głąb kontynentu, aby obserwować rozwój sytuacji. Znalazły oberżę, w niedalekiej odległości od miasta, w której można było znaleźć odpoczywających gońców. Ficaria weszła do środka, odnalazła jednego, który akurat udawał się do miasta i informując go, że ma do przekazania ważne dzieła z zakresu kartografii prosi o ich dostarczenie jeszcze dziś do Wszechnicy. Łącznik wziął odliczoną sumę pieniędzy i kłaniając się zapewnił o tym, że niezwłocznie dokona usługi. Ficaria odeszła zanim zdążył zapytać, kto przesyła pakunek.
Poruszając się ścieżkami poza głównym traktem znalazły się w okolicach miejsca, w którym się poznały. Był środek nocy, ale zgodziły się, że lepiej się rozdzielić. Ficaria powiedziała, że wróci do Bychów Dolnych po drodze odwiedzając mistrza Davide. Telimena natomiast ruszyła w przeciwnym kierunku w głąb kontynentu w nadziei, że szybko otrzyma wieści co do domniemanej budowy Iglicy i wtedy się ujawni, jeśli okoliczności będą temu sprzyjały. Uścisnęły się serdecznie i rozstały się.




Telimena, która znów jak za dawnych lat posługiwała się imieniem Polikarpina była teraz zarządcą Wszechnicy. To do niej należały wszystkie decyzje i koordynacja prac, których podjęła się instytucja. Zorganizowała rekrutację czarodziei i czarodziejek, osobiście doglądała prac nad Iglicą i umieściła już artefakt w wieży. Duża część kontynentu odzyskała magię.
Kiedy właśnie kończyła obchód budowy i była w swoim namiocie, wszedł strażnik i zaanonsował, że w obozie kręci się jakaś małolata i wypytuje o nią ludzi. Czarodziejka natychmiast wyszła i tak jak przeczuwała znalazła Ficarię. Wymieniły serdeczne uśmiechy i odjechały razem z obozu.
Telimena skierowała konia na wzgórze w niedużej odległości od placu budowy, po drodze wymieniały się ostatnimi nowinami. Kiedy wspięły się na miejsce usiadły wygodnie na trawie i kontynuowały rozmowę. Ficaria opowiedziała o tym co robiła w ostatnich miesiącach - głównie szykowała się do podróży.
- Mój czas tu minął - powiedziała. - Chcę odnaleźć elfy. Ja będę żyła tysiąclecia, jeśli nie wiecznie. Nie znajdę tu szczęścia.
Telimena posmutniała.
- Czyli widzimy się ostatni raz?
Bardka pokiwała powoli głową po czym zapytała.
- Myślisz, że za pięćset lat ludzie będą o tym wszystkim pamiętać?
- Cholera wie - odpowiedziała Telimena i wyciągnęła nogi na trawie.

KONIEC.

Data:

 2024

Podpis:

 Markwas

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=82418

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl