DRUKUJ

 

Dysk — początek

Publikacja:

 24-07-14

Autor:

 heroinesmile
Ciemny, podłużny korytarz jawił się jako droga prosto w zaświaty. Tak zapewne wielu opisałoby to, jak wyobraża sobie swoją ostatnią podróż; gasnące lampy, czerń spowijająca przejście w miarę posuwania się coraz to dalej. Ściany bez jednej rysy czy uszczerbku, idealnie gładkie, jak gdyby ktoś remontował je zaledwie dzień wcze­śniej. Ale to tylko złudzenie, są po prostu zrobione z niezwykle wytrzymałego mate­riału. Co jakiś czas w ścianie długiego korytarza pojawiały się drzwi, a po podłodze walały się pudła. Kurz zalegał tak gęsto, że dało się go niemal wyczuć pod stopami.
Korytarz kończył się dość typowo, dalsze przejście blokowała, zdawało się prosta ściana. Ta jednak nie była idealnie gładka jak jej znajome zza rogu. Dokładnie po środku znajdował się niewielki wyświetlacz, pod nim natomiast panel z czymś przy­pominającym klawiaturę. Do tego właśnie wyświetlacza podeszła z wolna postać ubrana w dziwny, czarny strój z białymi pasami, podarty w wielu miejscach, głównie w okolicach łokci i kolan, jak gdyby ktoś przeleciał po twardej podłodze parę do­brych metrów. Nakrycie głowy w rodzaju kaptura dołączone do odzienia trzymało się tylko na skrawku materiału i kołysało się w rytm kroków jego właściciela, który pod pachą niósł okrągłe zawiniątko, na ramionach natomiast zawieszony miał prosty ple­cak.
Urządzenie zawieszone na ścianie wydało ciche piknięcie, gdy któryś z ukrytych wewnątrz sensorów wykrył, że ktoś się zbliża. Na ekranie ukazały się linijki zapisane dziwnym kodem, który postać musiała znać, podeszła bowiem i parę razy kliknęła w wyświetlacz. Po chwili przyłożyła do niego lewe przedramię i odczekawszy kilka se­kund wypowiedziała przyciszonym głosem:
— Seyhn Nahlyi, FH561y, pełny dostęp.
Musiał to być swego rodzaju identyfikator, gdyż urządzenie bez dłuższego zasta­nowienia zamrugało na zielono i ściana rozsunęła się na dwie części, ukazując rozle­gły magazyn, schowany do tej pory przed oczami zwykłego, zbłąkanego przechodnia. Postać przeszła przez ukryte drzwi, które zamknęły się za nią niemalże bezszelestnie, z zewnątrz sprawiając wrażenie, jak gdyby nic się nigdy nie wydarzyło.
Seyhn Nahlyi, bo tak brzmiało imię i nazwisko owej postaci, rozejrzał się z wolna po pomieszczeniu. Był to niewątpliwie magazyn – walało się tutaj jeszcze więcej pu­deł i dziwnych mechanizmów niż na korytarzu, pod surowymi ścianami stały zaś liczne metalowe szafki z półkami zastawionymi kolejnymi przyrządami. W sufit wbudowany był rząd lamp jarzących się białawym światłem.
Seyhn minął wszystkie nieistotne magazynowe śmieci i skierował się wprost do okrągłej maszyny zajmującej dość sporo miejsca pod ścianą na przeciwko wejścia. Była to najlepiej oświetlona część całego pomieszczenia, więc Seyhn widział dobrze wszystkie detale. Urządzenie przypominało wyglądem położoną „na plecach” pralkę, tyle że w kształcie koła. Różniła je od niej jedynie ogromna liczba przycisków i po­kręteł rozmieszczonych po całej powierzchni oraz niebieski hologramowy wyświe­tlacz w miejscu drzwiczek.
Naraz Nahlyi usłyszał serię głuchych łupnięć i zrozumiał, że musi się pospieszyć. Płynnym ruchem zerwał opakowanie z niesionej do tej pory rzeczy. Było to coś w ro­dzaju okrągłej tarczy, jednak z liczbą guzików niemal odpowiadającej tej na pseudo-pralce. Seyhn podszedł i przymierzył tarczę do hologramowego wyświetlacza. Paso­wała idealnie, więc włożył ją i skupił się na przyciskach. Musiał kliknąć je w odpo­wiedniej sekwencji, której niemal nigdy nikt nie używał, inaczej urządzenie nie za­działa i wszystko pójdzie na marne. Spieszył się jak tylko mógł, gdy wtem z koryta­rza dosłyszał tupot stóp i pojedyncze okrzyki. A więc siedzieli mu na plecach.
— Cholera — zaklął pod nosem.
Udało się. Nahlyi kliknął ostatni przycisk, udzielił sobie pełnego dostępu i wprowa­dził rząd cyfr. Tarcza zaczęła się obracać, coraz szybciej i szybciej, aż w końcu nie można już było na niej dojrzeć żadnych szczegółów, jedynie wirujące pasma kolo­rów.
Ściana magazynu rozsunęła się i przez ukryte drzwi wbiegły dwie osoby. Zatrzy­mały się gwałtownie na widok urządzenia i Seyhna stojącego przy nim, oceniając sy­tuację. Ułamek sekundy później jedna z nich wydała głośny okrzyk i obie wyjęły coś, co z zewnątrz nie różniło się od prostokątnego kawałka metalu. Musiała to być broń, ponieważ zaraz oba przyrządy zostały skierowane w kierunku Seyhna. Ten, gdy zo­rientował się w sytuacji, skoczył błyskawicznie za półkę i także wyjął broń, identycz­ną jak ta napastników.
Zerknął na urządzenie. Musiał kupić sobie jeszcze trzy sekundy. Nie zastanawiając się wiele, instynktownie oddał salwę w kierunku przeciwników i zanim ci zdążyli od­powiedzieć skoczył za następną półkę. Jarzące się na fioletowo plamy świsnęły w po­wietrzu, ale żadna ze stron nie zaliczyła trafienia.
Ten ruch, jak się okazało, jednak wystarczył, bo Seyhn poczuł dziwne uczucie, jak gdyby coś wwiercało mu się w brzuch. Urządzenie zadziałało i świat zaczął wirować, by chwilę potem skryć się w nieprzeniknionej czerni. Seyhn odetchnął z ulgą, udało mu się uciec. Gdy tylko wypowiedział te słowa w myślach przed oczami wyświetlił mu się migający wściekle komunikat. Głosił on jakoby Dysk stał się niestabilny, jed­nak teleportacja nie może zostać przerwana. Do tego opisu sytuacji dołączone były także przymusowo nałożone współrzędne.
Nahlyi zaklął w myślach, jego głos bowiem nie mógł w obecnym stanie zadziałać. Wszystko zaczynało się psuć, a on nie rozumiał nawet do końca co się dzieje. Od po­czątku czuł, że to nie może się udać, nikt nigdy nie używał tego starego grata. Uzy­skanie pełni mocy w tak krótkim czasie… Dobrze chociaż, że nie wyrzuciło go z po­wrotem na… Kolejny komunikat, tym razem wiadomość osobista. Seyhn otworzył ją mrugnięciem i szybko przeleciał wzrokiem tekst. Rozkaz bezpośredni… bla, bla, bla… nakaz powrotu. Oczywiście, że wróci, nie zamierzał wieczności spędzić na… gdzie właściwie wysłała go ta przeklęta maszyna?
Zanim zdążył znaleźć w systemie odpowiedź na to pytanie, wszystkie funkcje zo­stały wyłączone a metalowy głos poinformował go, że do deportacji pozostało 5 jed­nostek. „Pseudonim operacyjny nadany. Miejsce docelowe – GB14786-P”.
GB14786-P? A co to niby jest…
Ciche pyknięcie i pisk w uszach oznajmiły Seyhnowi zakończenie procedury.

Seyhn gwałtownie zaczerpnął powietrza, gdy świat znów pojawił się przed jego oczami, tym razem w odmienionej scenerii. Czarny sufit magazynu zastąpiło jasne, bladoniebieskie niebo poprzecinane białymi pasami chmur. Półki i pudła zmieniły się w drzewa i krzaki, zaś zakurzona podłoga w świeżą, zieloną trawę. Seyhna nie intere­sowały jednak te piękne widoki, na to czas będzie miał później. Krztusząc się i par­skając odnalazł swój plecak i wyjął z niego pakiet strzykawek. Odczepił jedną od reszty i wbił ją w środek przedramienia. Odczekał chwilę aż środek zacznie działać, dopiero wtedy odetchnął z ulgą i rozejrzał się dookoła, starając rozeznać się w swoim położeniu.
Kolorowo zdecydowanie nie było, pomijając oczywiście wygląd krajobrazu. Ten dla Seyhna barw miał aż nadto. Osobiście od zawsze preferował odcienie czerni i fio­letu, zupełnie jak u niego w domu, gdy… Nahlyi potrząsnął głową, by wyprzeć z gło­wy pojawiające się obrazy. Były one wynikiem zażycia środka ze strzykawki i po­winny minąć za około…
Trzask gałęzi i głośne przekleństwo całkowicie sprowadziły Seyhna na ziemię. Na­hlyi zbladł. Jeśli tych dwóch najemników przyleciało tu razem z nim, jeśli dostało się na czas w pole…
Musiał się spieszyć. Nie oglądając się już dłużej na krajobraz porwał z miękkiej zielonej trawy swój plecak, który, wraz z systemami na lewym przedramieniu, w tej chwili stanowił całe jego wyposażenie i puścił się biegiem wzdłuż linii drzew. Uznał, że dopóki bliżej nie pozna tego miejsca lepiej będzie nie zapuszczać się w plątaninę gałęzi i krzaków, nie wiedział przecież jakie zwierzęta można tam spotkać.
Biegnąc, Seyhn przeglądał nadchodzące z systemu komunikaty. Komputer musiał przełączyć się automatycznie na tryb osobisty, przyjmowanie rozkazów z takiej odle­głości byłoby niewykonalne. Teraz został zatem tylko on i jego cybernetyczny kom­pan, wyposażony w oprogramowanie sztucznej inteligencji.
— Witaj Seyhn… ach wybacz, przecież nadali ci pseudonim bojowy! — zabrzę­czał przyjaźnie HXD40, tak bowiem brzmiała nazwa systemowa komputera. Seyhn zwykł nazywać go po prostu Gli.
— Zamknij się — burknął Nahlyi. Rozmowa z niezmiennie optymistyczną sztucz­ną inteligencją była ostatnim, czego w tej chwili pragnął. — Przyślij mi wszystkie in­formacje jakie posiadasz o tym miejscu, a także co się stało z Dyskiem. Nie widzia­łem go na miejscu, zapewne rozpadł się i rozleciał po okolicy. Muszę go odnaleźć, naprawić i wrócić do domu, zanim rozwalą naszych w pył.
— Jak zwykle skoncentrowany na zadaniu, co? — odparł Gli, nieporuszony chłod­nym tonem swojego właściciela. — Jak tam chcesz. Masz, tutaj są całe dwie strony. Mogę ci je streścić...
— Nie, proszę… — jęknął Seyhn cicho, jednak było już za późno.
— … zostaliśmy przeniesieni na planetę typu A. W tutejszym narzeczu nazywa się ona Ziemia… O! Całkiem ich tu sporo!
Nahlyi aż przystanął i usiadł, gdy dotarł do niego sens słów Gliego.
— Ich?!
— Ano, ich. Zdaje się, że mamy tutaj całkiem dobrze prosperującą cywilizację, chociaż mogliby lepiej dbać o środowisko. W przeciwnym razie przewiduję wyczer­panie się zasobów energetycznych za najpóźniej 25 tutejszych lat. Właśnie, to także dość ciekawe! Ziemski rok trwa 365,242 190 419 ziemskich dni, które trwają z kolei 23 godziny, 56 minut i 4,091 sekundy...
— Dość — wydał polecenie Seyhn, nadal w ciężkim szoku, że spośród wszystkich możliwych w nieskończenie wielkim wszechświecie miejsc trafił akurat na łono ob­cej cywilizacji. — Na cholerę mi wiedzieć jak dzielą swój czas? Podaj mi to, o co proszę i więcej się nie odzywaj albo awaryjnie odłączę cię od zasilania.
Gli zamilkł, zapewne przystosowując się do nowych poleceń, co dało Seyhnowi chwilę wytchnienia. Las majaczył na horyzoncie, a pośród wzgórz ryzyko odnalezie­nia było naprawdę niewielkie, więc Nahlyi postanowił odpocząć i zebrać myśli. Usiał na trawie i zaciągnął się ziemskim powietrzem.
Od Gliego zaczęły z wolna napływać dużo bardziej przydatne informacje. Skład powietrza, grawitacja, Słońce, Księżyc… o proszę, mają jeszcze jedną planetę do ko­lonizacji w układzie a od tysięcy lat siedzą wciąż na jednej. I Gli nazwał ich prospe­rującą cywilizacją? Nie przetrwają następnego pokolenia…
— Czy rozpocząć przysposabianie do opanowania ziemskiego narzecza? — spytał uprzejmie komputer, gdy Seyhn skończył przeglądać najistotniejsze dane o Ziemi.
— Gdybyś nazywał to po prostu nauką, byłoby dużo łatwiej — zauważył Seyhn, wstając. — I tak, rozpocząć. Przy okazji skieruj mnie w stronę najbliższego skupiska fal radiowych. Muszą mieć tu jakieś miasta na powierzchni. Tak jak my.
Nahlyi zawiesił w zakładce powiadomień najważniejszą informację. Dysk rozpadł się aż na 4 części, znalezienie ich nie będzie proste, zwłaszcza że przestały wysyłać jakiekolwiek sygnały. Jedyne pocieszenie stanowił fakt, że dla obydwu najemników, którzy, jak przypuszczał Seyhn także trafili na Ziemię, były równie niewykrywalne.
— Trzeba się tu rozejrzeć, Dyskiem zajmiemy się później — mruknął Seyhn bar­dziej do siebie niż do Gliego, jednak ten nie omieszkał odpowiedzieć:
— Oczywiście, jak sobie życzysz. Rozpoczynam układanie planu działania.
— Och, zamknij się już… — Seyhn myślami był już daleko i sam układał własny plan. Grac… ha, takiego imienia bojowego z pewnością się nie spodziewał.
Witamy na Ziemi, co, mruknął Seyhn, już w głowie, by przypadkiem nie wywołać reakcji Gliego. On sobie tu na pewno poradzi… i wróci, tak jak zapisane było w roz­kazie. Wróci z Dyskiem i wygra tę wojnę. Oby tylko rebelianci wytrzymali do tego czasu. Z tą myślą Nahlyi przyspieszył kroku, las całkiem znikł z pola widzenia, teraz dookoła znajdowały się jedynie wzgórza.

= = = = =

Kilka godzin później oczom Seyhna ukazała się pierwsza linia ziemskich wieżow­ców i nawet jemu, przyzwyczajonemu do takich widoków nie udało się ukryć podzi­wu dla ich ogromu i majestatu.
— No nic Gli, zdaje się, że od dziś tu mieszkamy.
Gli nie odpowiedział, ale radosny pisk oznajmił, że cieszył się z możliwości po­znania nowych systemów obcej cywilizacji. A także to, że absolutnie nie był świado­my ile trudu czeka ich oboje.

Data:

 2022-2024

Podpis:

 heroinesmile

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=82430

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl