DRUKUJ

 

Wycieczka

Publikacja:

 04-09-25

Autor:

 wariat
WYCIECZKA
11.08.2004 - 29.08.2004

W pociągu siedzieli, w przedziale. Koła stukały rytmicznie. Za oknem mijał nie krajobraz, ale jakiś stary film. Życie mijało. Drzwi przedziału były zamknięte na głucho, zasłonięte tą zasłonką taką, co to zwykle bywa na wyposażeniu, gdyby ktoś chciał coś intymniejszego odprawić w wagonie. Pociąg jak pociąg - jechał sobie, skądś i dokądś. Wydaje mi się, że ktoś do niego czasem wsiadał, ktoś wysiadał - ale to tylko wrażenie. Pociąg i jego pasażerowie istnieli od zawsze, tak samo jak ten napis - "szanuj mnie" - przybity nad oknem przedziału. Koniec końców podróż miała jeszcze tę wieczność potrwać, zatem ktoś słusznie stwierdził, iż lepiej będzie, gdy minie ona we w miarę przyjemnym otoczeniu. Stuk-stuk, stuk-stuk, stuk-stuk.

Pasażerowie:
SZCZEBIOTKA - wesoła i kwiecista dziewczyna. Ma dość długie włosy, z których płynie ledwie słyszalna muzyka fletni. Jakby nieobecna - szczególnie duchem. Wgapiona tylko w krajobrazy za oknem, zamyślona bez pamięci.

MASŁOŃ - długa trąba, melonik, garnitur i monokl. Ot, arystokrata, może nie tak gruboskórny za jakiego może uchodzić. Ale to jeszcze się okaże.

SZURAN - idealista miłości, romantyk do kwadratu, z wyglądu zupełnie inny niż by się wydawał - taki nijaki dość. Właściwie to nawet go nie ma, bo kto by na osobę bez celu, bez przyczyny i bez niczyich reakcji na jej istnienie zwracał jakąkolwiek uwagę? Jak chcecie to go nawet wykreślcie z tej sztuki. A jak nie chcecie, to zauważcie jego staromodną, podartą marynarkę, kraciaste spodnie oraz cylinder przykrywający zmierzwione włosy.

PANI STEREOTYPKA MILCZANOWA - stare babsko, umalowane do nieprzyzwoitości i w rzeczy samej - nieprzyzwoite. O charakterze równie paskudnym, co wygląd. I uśmiechu równie nieudolnie mylącym, co makijaż. Ma też czułki, które próbuje ukryć pod kapeluszem, lecz nie za dobrze jej to wychodzi.

PAN TOFEL MILCZAN - jej mąż, który - w porównaniu z małżonką - naprawdę nie istnieje, a przynajmniej istnieje w bardzo niewielkim stopniu. Ale za to ma spodnie w szkocką kratę, w kant zaprasowane, może nawet kiedyś eleganckie. Poza tym nosi obrożę, a do niej przyczepioną smycz, którą zawsze trzyma Milczanowa.

DZIECIAN - ot, dziecko. Małe, mniejsze, najmniejsze - choć może nie do końca. Ono o sobie nic nie wie, więc co ja mogę powiedzieć...?

Jechaliśmy tak i jechaliśmy; zdawało się, że od stu tysiącleci - zwykle podróże dłużą się niemiłosiernie, nawet pospiesznym - a hrabia Masłoń, czy też jakkolwiek on się tytułował, akurat rozwiązywał krzyżówki. Prawdę mówiąc, to on ze sto lat rozwiązywał te krzyżówki, ale akurat teraz raczył się odezwać.

MASŁOŃ
(zagryzając ołówek)
Litera na literę "e", na dwie litery...

(cisza)

MASŁOŃ
Hmm...

MILCZAN
(nieśmiało)
Może "em"?

(wszyscy - prócz SZCZEBIOTKI i DZIECIANA - kierują wzrok ku niemu, jakby odezwanie się w pociągu było czymś nader dziwnym; najsrożej patrzy się MILCZANOWA)

MASŁOŃ
Możliwe, możliwe, proszę szanownego pana. Ale sprawdźmy pionowo... Coś pospolitego, pozbawionego wartości, pięć liter.

SZURAN
Życie.

(teraz na niego pada uwaga)

MASŁOŃ
Tak, poniekąd to się zgadza, szanowny panie, lecz wtedy wychodzi, iż litera na literę "e", na dwie litery, to "eż".

MILCZANOWA
Tak, dokładnie, to źle? Jest taka litera.

MILCZAN
(niepewnie)
Kochanie, to raczej jest "żet".

MASŁOŃ
"Ży".

MILCZAN
Tak, możliwe.

MILCZANOWA
(grobowym głosem, do MILCZANA)
Kochanie, nie mam na myśli ostatniej litery alfabetu, lecz literę "eż", to znaczy takie "eż", jak na przykład "czesz", "wyczesz".

MASŁOŃ
A, znaczy "esz".

MILCZANOWA
Przecież mówię.

SZURAN
To nie litera, tylko głoska.

MASŁOŃ
Słusznie, słusznie...

(MILCZANOWA patrzy na MILCZANA, oczekując poparcia; ściąga smycz, przywołując go do porządku niczym niegrzecznego psa)

MILCZAN
(szybko, z wymuszonym uśmiechem, pełnym bólu)
Ale, proszę szanownych ja panów, może nie we wszystkich przypadkach?

MASŁOŃ
Możliwe, możliwe...

SZURAN
Kto to jest "japan"?

MILCZAN
Słucham...?

SZURAN
Nazwał nas pan "japanami".

MILCZAN
Ależ skąd!

MASŁOŃ
A właśnie, czy to czasem nie obelga?

MILCZAN
(cicho)
Ale ja nie...

MILCZANOWA
(z pogardą)
To już prędzej komplement. Czy nie jest pan na tyle wykształcony, aby znać kilka prostych słów rodem ze szkoły podstawowej?

MASŁOŃ
(zmieszany)
Przepraszam, przepraszam, to całkiem możliwe, musiałem się przesłyszeć czy też pomylić...
(wściubia nos w krzyżówkę)

SZURAN
No ale "japan"...? Ja tego słowa nie znam i byłbym wdzięczny za objaśnienie.

MILCZANOWA
(z pogardą)
Ha, kochany, wytłumacz temu... "panu".

(MILCZAN patrzy na MILCZANOWĄ, to ona na niego, lecz mężczyzna jest zmieszany, nie wie co powiedzieć. Kobieta rozumie jego wyraz twarzy i mówi z wysilonym uśmiechem, chcąc uniknąć ośmieszenia)

MILCZANOWA
Ależ panowie, toż to nie wymaga tłumaczenia. Na pewno każdy zna to wyrażenie.
(do SZCZEBIOTKI)
Prawda, panienko?
(dość długa cisza; powtarza głośniej)
Prawda, panienko?

(wszyscy poza DZIECIANEM kierują wzrok na SZCZEBIOTKĘ, która jak zaczarowana patrzy na wyświetlany za oknem czarno-biały film, czy może gdzieś dalej, poza obraz, a w głąb swych myśli)

MILCZAN
Dziwna...

MASŁOŃ
Prawda, dziwna. Nieobecna.

MILCZAN
Nawet bardzo.

MASŁOŃ
Nieprzytomna.

SZURAN
Zamyślona raczej. Rozmarzona. To nic złego.

MASŁOŃ
Tak, nic złego, nic złego.

MILCZANOWA
(zadzierając nos)
Niewychowana prostaczka, ot co.

SZURAN
(z oburzeniem)
Nie trzeba od razu obrażać...

MILCZANOWA
(z jeszcze większym oburzeniem)
Biedak i włóczęga nie będzie mnie pouczał.

MILCZAN
Kochanie...

MILCZANOWA
Biedak i niechluj! Właśnie! Popatrz na to jego ubranie, Tofelku - potargane, stare, niemodne. I on wśród ludzi tak chodzi, jakby małpę z cyrku wypuścili!

MILCZAN
Ale to całkiem miły pan, Stereotypko...

(MILCZANOWA pociąga smycz, MILCZAN aż piszczy z bólu)
(SZURAN patrzy po swoim ubraniu przez chwilę i z zawstydzeniem, zażenowaniem wręcz, spuszcza głowę w ciszy. DZIECIAN obserwuje wszystkich w milczeniu, z niedowierzaniem kiwając głową)

MILCZANOWA
(cicho, z uśmiechem i triumfem)
No właśnie, czyż nie mam racji?

DZIECIAN
(wybuchając)
Och, dajcież wreszcie spokój!

(wszyscy patrzą na niego - z wyłączeniem SZCZEBIOTKI, ona wciąż jest zapatrzona w film)

MASŁOŃ
O co szanownemu panu chodzi?

MILCZANOWA
Panu? Toż to berbeć! Śmie taki pyskować.

DZIECIAN
Zamknijcie się wreszcie! Jakie to wszystko głupie, jacy wy jesteście głupi!

MASŁOŃ
Co pan ma na myśli?

DZIECIAN
Siedzicie i pleciecie głupoty, rozwiązując jakąś niedorzeczną krzyżówkę, jadąc w tym pociągu przez całe wieki, a na dodatek zamiast widoków za oknem wyświetlany jest jakiś stary, głupi film, w który ta Szczebiotka jest zapatrzona niezmiennie przez cały czas. To niedorzeczne! To głupie!

(wszyscy patrzą na SZCZEBIOTKĘ)

MILCZAN
To ona w ten film tak zagapiona...?

MILCZANOWA
Co tu jest niedorzecznego? "Przeminęło z wiatrem", bardzo dobry film.

MASŁOŃ
Nie, nie, to ten drugi film.

(MILCZANOWA patrzy na niego oczekująco)

MASŁOŃ
No ten drugi... Z tamtym...
(pstryka palcami)
No, tym... Jak mu tam...

MILCZAN
Tak, tego detektywa grał...

SZURAN
(z triumfem)
Tak, tak. I w "Casablance"!

MASŁOŃ
(spokojnie)
W "Casablance" też, racja, ale to ten kryminał, tamten, co tego tam szukają... Och, jakżesz to szło?

MILCZANOWA
"Przeminęło z wiatrem", definitywnie.

SZURAN
(z wysiłkiem, przeszukując mroki pamięci)
Nie, nie, ten drugi... Sławny taki...

DZIECIAN
(wzdycha)
Ech, głupcy...
(wraca do zwyczajowej pozycji; nie zwraca uwagi na nikogo, izoluje się)

MILCZAN
(patrząc po przedziale, szukając przypomnienia)
Co na podstawie tej książki ten kryminał...

MASŁOŃ
(uderzając się po głowie)
Tak, tak, tej książki tego sławnego pisarza, jak mu tam...

SZURAN
(kołysze się, zdesperowany, by sobie przypomnieć)
Tak, no jak mu było, jak mu było...?

SZCZEBIOTKA
(wzdycha; z rozmarzeniem)
Bogart...

SZURAN, MASŁOŃ i MILCZAN
(głośno, z triumfem)
Humphrey Bogart!

MILCZANOWA
Tak, to miałam na myśli.

MILCZAN
To "Sokół maltański".

MASŁOŃ
Nie, nie. To jednak "Casablanca".

SZURAN
(cicho, refleksyjnie)
To ona tak jednak do Bogarta wzdycha... Zakochana. No proszę, a myśmy myśleli, że to jakieś rozsądne marzenia. Żeby rozkochać się w aktorze, który już od dawna nie żyje... Biedaczka.

MILCZAN
(kręci przecąco głową)
Nie, niemożliwe, zdecydowanie "Sokół maltański".

MASŁOŃ
Ależ proszę zobaczyć, to w barze się dzieje. Zaraz przyjdą aresztować Ugarte.

MILCZAN
Nie wiadomo jak się nazywają bohaterowie, nie ma dźwięku...

DZIECIAN
(mruczy)
Żeby nie zagłuszyć waszych głupich rozmów...

MASŁOŃ
Zdecydowanie to jest Ugarte, ten charakterystyczny aktor jego rolę odtwarza.

SZURAN
(też cicho, też refleksyjnie; gapiąc się na SZCZEBIOTKĘ)
Chociaż to dość łatwa miłość. Widzi go zawsze w ten sam, najlepszy sposób. Wiecznie uczesany, wiecznie przystojny, wiecznie w kwiecie wieku. Wiecznie wygłaszający te same, doskonałe kwestie. A że nigdy nie pozna jego prawdziwego dotyku, jego prawdziwych czułości - ma już wszystko, co mieć może. I jest szczęśliwa.

MILCZANOWA
Panowie! Dość kłótni!

SZURAN
(patrząc niewidzącym wzrokiem, mówi przez nieuwagę na głos)
Jak dobrze byłoby się zakochać w kimś, kogo nie ma.

(DZIECIAN z zainteresowaniem kieruje wzrok na SZURANA)

MILCZANOWA
(parsknąwszy)
Wariat!

MILCZAN
Dziwny...

MASŁOŃ
Dziwny, owszem.

MILCZAN
(do SZURANA)
A dlaczego dobrze?

SZURAN
Ktoś taki byłby całkowicie wytworem mojej wyobraźni, byłby więc dokładnie taki, jakim go potrzebuję. Bez wad.

DZIECIAN
(zaintrygowany)
Ale nie mógłbyś kogoś takiego dotknąć, nie mógłbyś z nim porozmawiać. Najwięcej, co mógłbyś od kogoś takiego otrzymać, to... nic.

SZURAN
I dlatego miałbym od niego absolutnie wszystko. Wszystko, co może dać. Jeślibym taką osobę szczerze kochał - byłby to dla mnie szczyt szczęścia.

MASŁOŃ
Poniekąd ma szanowny pan rację.

DZIECIAN
To głupie. Znowu jakaś niedorzeczność. Nie da się kogoś kochać bez jego dotyku, bez obecności.

SZURAN
Dlaczego? Jeśli kochasz kobietę, to oczekujesz także, że da ci swoje ciało, że da ci siebie. To oczywiste, ponieważ chcesz ją całą; chcesz uczestniczyć we wszystkim, co jej. Również w jej cielesności. Ale gdyby ona nie miała ciała, czy też byś go pożądał? Gdybyś nie miał świadomości, że ona może mieć coś takiego, jak ciało? Gdybyś nawet nie kojarzył jej z formą cielesną? Czy pragnąłbyś w swej miłości czegoś, co nie jest z nią związane? Nie. Dlatego też doskonale byłoby kochać kogoś, kogo nie ma. Byłoby to niczym nieskończone źródło szczęścia.
(wskazuje SZCZEBIOTKĘ)
Dlatego ona jest szczęśliwa gapiąc się bez przerwy na ten film...

Zaległa cisza jakby jakiś ciężar, który przytłoczył nas wszystkich do podłogi. Podróż zaczęła być tak męcząca, iż wszyscy z trudem opieraliśmy się chęci zaśnięcia. Spać w pociągu - nic to złego, powie ktoś. Lecz znacie wszyscy to uczucie, kiedy daleko od domu, przy obcych ludziach, będąc w drodze i wypełnionym tęsknotą do swojego kąta zostajemy pokonani przez zmęczenie. Nie da się, nie da się ot tak położyć i usnąć. To byłoby jeszcze bardziej męczące. Kiedy wszystko dokoła jest obce - to, co wewnątrz i na zewnątrz pociągu; ci ludzie z którymi przebywamy... Kiedy to wszystko jest obce - przychodzi strach, który towarzyszy kłującej, ściskającej serce tęsknocie do tego, co znane. Do tego, co bliskie.
Jechaliśmy tak jakiś czas jeszcze jakiś czas, aż w końcu zdecydowałem:

SZURAN
(wstaje)
Wychodzę.

(powszechne zdziwienie; wszyscy, ale to wszyscy patrzą na SZURANA, kiedy ten poprawia cylinder i szykuje się do wyjścia z przedziału)

MASŁOŃ
(oszołomiony)
Ale... Ale jak to? Dokąd pan idzie?

SZURAN
Jak najdalej stąd. Wysiadam. Mam dość tej podróży; męczy mnie.

MILCZANOWA
Kretyn.

DZIECIAN
Wiesz, czym grozi wysiadanie z pociągu w trakcie jazdy, Szuranie.

SZURAN
To oczywiste, drogi Dziecianie.

(rozsuwa drzwi przedziału; wszyscy milczą)

MILCZAN
(nieśmiało)
Zanim pan wyjdzie...

SZURAN
Tak?

MILCZAN
Tak, cóż... chciałem spytać czy panowie z panem Dziecianem się znają? Nie wiedziałem, że znają państwo swoje imiona.

SZURAN
(z uśmiechem)
Znam was wszystkich doskonale, przecież to ja was wymyśliłem.

MILCZANOWA
Cymbał.

MILCZAN i MASŁOŃ
(nie zwracając uwagi na kobietę, zdumieni)
Słucham?

DZIECIAN
Och, czy wy naprawdę jesteście tak głupi?

SZURAN
Ten dramat jest mój, sam go wymyśliłem, zatem znam go na wylot.

MILCZAN
(podrywając się z miejsca i oglądając dookoła)
Dramat? Jaki dramat?! Gdzie?!

DZIECIAN
Wszyscy jesteśmy bohaterami surrealistycznego dramatu, panie Toflu. Istniejemy tylko w postaci pisma i aktorów odtwarzających nasze role.

MILCZAN
Nie mów pan... Nie da się...

MILCZANOWA
Nie słuchaj tych imbecyli, kochany.

SZCZEBIOTKA
(odrywa się od ekranu)
Kiedy to prawda!

MASŁOŃ
Przemówiła!

MILCZANOWA
A jakże, kochliwa panienka pewnie zauroczyła się też w nędzarzu i teraz go broni!

MILCZAN
Kochanie...

MILCZANOWA
Co "kochanie"? Nie kochaniuj mi tutaj, kochany!

DZIECIAN
(załamując ręce)
Wszyscy jesteście idiotami...

MILCZAN
Ale nie kłóćmy się... Myślę, że pan Szuran mówi jednak prawdę.

MASŁOŃ
Możliwe, możliwe.

MILCZANOWA
Kretyni!

DZIECIAN
Debile!

SZCZEBIOTKA
Bałwany!

SZURAN
(przyglądając się wszystkiemu z boku, zniechęcony)
Wychodzę stąd.

Nie zważając uwagi na rzucane przez każdego ku każdemu obelgi, wszedłem w ciemność, która panowała tuż za drzwiami. Któryś z operatorów oświetlenia włączył dodatkowe reflektory i teraz widoczne było to, co poza przedziałem, natomiast wewnątrz niego zapadł mrok.
Stałem pośrodku telewizyjnego studia.

Bo oto zaczął się AKT PIERWSZY.

(Zapalają się światła, pokazuje się scenografia do teletrunieju "Szaleństwo". Dwa standy dla drużyn po pięciu uczestników stoją pomiędzy centralnym punktem sceny, przeznaczonym dla prowadzącego. Dekoracje są plastikowe, tandetne. Oprawa muzyczna - idiotyczna. Światło reflektora pada na SZURANA. To on jest prowadzącym.)

SZURAN
(nadekspresywnie - i tak cały czas, aż do odwołania)
Witamy państwa w programie "Ocipiej do końca razem z nami", dzisiejsi uczestnicy to rodzina Debilskich...
(wkazuje na idiotycznie szczerzącą się rodzinę przy pierwszym standzie)
...oraz naszych znajomych pasażerów! Zapraszamy pasażerów!

(z drzwi, którymi SZURAN przeszedł z pociągu na scenę, wybiegają pasażerowie jego przedziału - DZIECIAN, SZCZEBIOTKA, MASŁOŃ, MILCZAN i MILCZANOWA - po czym ustawiają się przy drugim standzie)

SZURAN
(podchodząc do Debilskich)
Głową rodziny Debilskich jest Cymbausz. Cymbauszu, przedstawisz nam swoich krewnych?

CYMBAUSZ
(chichocząc)
Naturalnie, Szuran, naturalnie. Po mojej lewej stoi moja urocza żona, Kretynia, która jest zapatrzoną w siebie idiotką, nie szanującą niczyjego zdania. Następnie, ten w dresie to mój brat, Głupian, dla którego liczy się jedynie przyjemności; który kultywuje hedonizm, choć prawdopodobnie nie wie, co znaczy ów "hedonizm". Obok niego znajduje się moja córka, Puszczajka, i chyba (śmieje się) jej przedstawiać nie muszę. Ostatni to nasz syn, Kaziutek, który mimo, że ma dopiero czternaście lat, ma już na koncie trzy próby samobójcze.
(widownia wydaje odgłos zdumienia)

SZURAN
A teraz powiedz nam coś o sobie.

CYMBAUSZ
Nazywam się Cymbausz Debilski, pochodze z Durnic i jestem typowym, sfrustrowanym, szarym człowiekiem, któremu życie ucieka między palcami, a który nie robi nic, aby temu zapobiec, wyłącznie ze względu na to, iż jest zbyt leniwy, głupi i już w tym momencie przegrany.

SZURAN
Dziękuję, Cymbauszu, przejdźmy do naszej drugiej drużyny!
(podchodzi do pasażerów; po chwili zastanowienia, ciszej)
Ich już znacie z poprzedniego aktu, nie będę na tę zgraję słów marnował.

DZIECIAN
(głośno)
My przede wszystkim nie wiemy, co tu się dzieje i żądamy wyja...
(jego mikrofon zostaje wyciszony; rusza jeszcze przez chwilę ustami, ale, poirytowany, daje za wygraną)

SZURAN
Zaczynamy pierwszą rundę! Poproszę o podejście głowy rodzin.

(podchodzą do niego MILCZAN i CYMBAUSZ, lecz uprzednio MILCZANOWA odpina mężowi smycz)

SZURAN
Milczanie, Cymbauszu, waszym zadaniem jest jak najbardziej upokorzyć się przed publicznością, opowiadając jakiś wstydliwy epizod ze swojego życia, których - jak nam wszystkim wiadomo - nie brakuje.
(śmieje się)
Kto zacznie?

(chwila niezdecydowania)

CYMBAUSZ
To może ja.

SZURAN
Brawo, nawet upokorzyć chcesz się pierwszy; imię i nazwisko pasują do ciebie jak ulał.
(do publiczności)
Czyżbyśmy mieli nowego faworyta?
(kieruje wzrok na CYMBAUSZA i oczekuje)

CYMBAUSZ
No więc tak... Widzisz, Szuranie, czy nie wystarczy, że mam żonę-idiotkę, brata-dresiarza, syna-samobójcę i córkę-dupodajkę?

(SZURAN kiwa przecząco głową)

CYMBAUSZ
Cóż...
(odwraca się tyłem do publiczności; zdejmuje spodnie i pokazuje pośladek z blizną)
Mój własny pies mi to zrobił.

(publiczność milczy)

SZURAN
(rozczarowany, karcąco)
Czy to wszystko? Już? Czy jesteś tak wielkim nieudacznikiem, że nie potrafisz się nawet skutecznie upokorzyć? A ciągłe zdrady żony to co? Nie mogłeś o tym opowiedzieć? A to, że kiedyś zgwałcił cię twój najlepszy przyjaciel? A to, że wciąż poszukujesz prawdziwej miłości i dobrze wiesz, że nigdy jej nie znajdziesz, bo ty po prostu nie potrafisz kochać? Cymbauszu, jesteś doprawdy żałosny. Mam nadzieję, że panu Toflowi Milczanowi pójdzie lepiej.
(kieruje uwagę na MILCZANA; do niego mówi z większą - choć udawaną - sympatią)
Proszę, panie Milczanie, proszę zaczynać.

MILCZAN
(z zakłopotaniem)
To ja muszę się poniżyć...? Ale czemu? Co się dzieje? Ja nie chcę...

SZURAN
Takie są zasady gry, tak pisze w zasadach gry. Albo pan gra, albo pan nas opuszcza.

MILCZAN
To ja pójdę może...

MILCZANOWA
(głośno, z pogardą)
Dobrze mówisz, kochanie. Chodź, przygotuję smycz i znikamy stąd do mojej mamusi.

(publiczność boki zrywa)

SZURAN
(przez śmiech)
Cóż, chyba mamy zwycięzcę pierwszej rundy!
(do CYMBAUSZA, szeptem)
Widzi pan? To jest klasa, to jest kunszt! Nieudacznik z fartem; on tak jak i pan jest niczym, ale przynajmniej wygra lodówkę.
(normalnie, do publiczności)
Trzynaście do zera dla pasażerów. Szczerze powiedziawszy, drodzy państwo, liczyłem na taki początek zabawy. Nie bez powodu miałem ich dość i rzuciłem w cholerę całą podróż, nieprawdaż? Trudno z nimi wytrzymać - i to ich zaleta. Bo w naszym teleturnieju wady są zaletami i dlatego możesz wygrać PRZEDE WSZYSTKIM TY!
(przechodzi w inne miejsce sceny)
Zacznijmy runde drugą. Wezmą w niej udział przedstawicielki młodego pokolenia. Zapraszam do siebie Puszczajkę Debilską i Szczebiotkę!

(PUSZCZAJKA i SZCZEBIOTKA podchodzą do SZURANA)

SZURAN
Witam was, dziewczyny, i przechodzę do pytania konkursowego...
(przyciemnione światło, werble, napięcie)
Która z was...
(napięcie rośnie)
...da mi dupy?

(SZCZEBIOTKA jest sparaliżowana oburzeniem i nie odzywa się)

PUSZCZAJKA
Ja! Ja! Ja mogę!

SZURAN
(nie zwracając uwagi na PUSZCZAJKĘ)
Która z nich zdecyduje się na ten odważny czyn? Która ma w sobie tyle śmiałości i kurażu, aby oddać swoje ciało w ręce waszego ulubionego prowadzącego?

PUSZCZAJKA
Weź mnie! Weź! Chcę, żebyś mnie wziął!

SZURAN
(do SZCZEBIOTKI, przymilnie)
O co chodzi, moja droga? Czyżbyś nie była zdecydowana? Pomyśl o nagrodach, o sławie, o przyszłości drużyny! Czy będziesz mogła spojrzeć kolegom w twarz, gdy ich zawiedziesz?

(SZCZEBIOTKA patrzy na SZURANA, niezdecydowana; PUSZCZAJKA wciąż wyraża chęci oddania się SZURANOWI)

SZURAN
Tak, tak. Twoja porażka może oznaczać porażkę was wszystkich. A czeka przecież jeszcze długa, długa podróż... Myślisz, że wpłynęłoby to pozytywnie na jej atmosferę?

(SZCZEBIOTKA wciąż się waha)

SZURAN
Chyba nie chcesz być postrzegana jako największy tchórz w grupie? Jako wyrzutek?

SZCZEBIOTKA
(wciąż niezdecydowanie)
No... dobrze.

SZURAN
(nieco zdziwiony, ale podekscytowany)
Naprawdę...? No to chodźmy!

(SZURAN i SZCZEBIOTKA wychodzą poza scenę. Do zawodników zaczynają dobiegać rytmiczne postukiwania i kobiece jęki. Wszyscy spuszczają głowy w zakłopotaniu. CYMBAUSZ wyciąga jakąś książkę i zaczyna czytać. Po pewnym czasie SZURAN i SZCZEBIOTKA wracają - dziewczyna wyraźnie oszołomiona, a SZURAN jeszcze bardziej niechlujny niż dotychczas.)

SZURAN
Tak... tak... Cóż, wygląda na to, że zwyciężczynią została Szczebiotka. Twoja drużyna może być z ciebie dumna, kochanie.
(całuje ją namiętnie w usta; SZCZEBIOTKA wraca do drużyny pełna wstydu)

CYMBAUSZ
Chwileczkę, przecież powinna zwyciężyć Puszczajka!

(publiczność wydaje jęk zaskoczenia)

SZURAN
Niby czemu?

CYMBAUSZ
(pokazuje na trzymaną w dłoni książkę)
Bo tu tak pisze.

SZURAN
Co to za książka?

CYMBAUSZ
(czyta)
"Zasady i reguły wszelakie nieistniejącego teleturnieju >Szaleństwo, czyli Ocipiej z nami do reszty<", autorstwa niejakiego Szurana z Niebytnic.

(SZCZEBIOTKA jest oburzona, Debilscy się cieszą)

SZURAN
Tak, teoretycznie powinna wygrać Puszczajka, ale ten konkurs rozstrzygnął się kiedy tylko zadeklarowała swoją chęć oddania się.

CYMBAUSZ
Więc dlaczego namawiałeś tamtą dziewczynę do nierządu?

SZURAN
Akurat miałem ochotę.
(z wyrzutem; od tej pory mówi naturalnie, bez nadekspresji)
Chyba to nie grzech?

DZIECIAN
(wychodzi na środek; głośno)
Ale dla niej to było poświęcenie, szok, trauma, a ty mogłeś sobie ulżyć na tamtej dziwce, skoro już musiałeś, podły gnoju!

SZURAN
Nie denerwuj się, Dziecianie. Myślisz, że to jakaś przyjemność rżnąć pustą jak twoje życie idiotkę? Szczebiotka nie jest może taka ładna, ale nie masz uczucia, że pieprzysz manekina.

DZIECIAN
(stanowczo)
Dość tego. Przerywamy tę farsę.

SZURAN
(wzruszając ramionami)
Jak chcesz.
(gwizda i woła w dal, poza scenę)
Chłopaki! Koniec przedstawienia!

(wychodzi ekipa techniczna i wynosi dekoracje. Debilscy wychodzą. Zostaje tylko pusta scena z ukrytym w ciemni tłem oraz pasażerowie. SZCZEBIOTKA płacze. Nikt jednak nie śmie do niej podejść bliżej niż na parę kroków.)

SZURAN
I co teraz?

DZIECIAN
(zdezorientowany, rozglądając się wkoło)
Nie wiem...

MILCZANOWA
Na początek żądam wyjaśnień. Gdzie jest nasz pociąg? Co my tu robimy? Musimy być na czas u mamusi.

SZURAN
Chwileczkę. Zaraz to jakoś naprawię.

MILCZAN
(nieśmiało)
Przepraszam, panie Szuran...

SZURAN
Tak?

MILCZAN
Czy pan jest... jakimś bogiem?

SZURAN
(ze śmiechem)
Ależ skąd, panie Toflu, nic podobnego.

MILCZAN
Więc dlaczego my robimy to, co pan nam każe, i dookoła też to się dzieje...?

SZURAN
To proste - ponieważ jesteście wytworami mojej chorej wyobraźni! Nie istniejecie, tak jak nie istnieje to wszystko. Czy już wam tego nie tłumaczyłem? A zresztą...
(macha ręką pogardliwie)

DZIECIAN
Chcesz powiedzieć, że siedzisz sobie gdzieś zakuty w kaftan, w jakimś białym pokoju i my jesteśmy tylko smarkiem twego zakatarzonego mózgu?

SZURAN
Skądże znowu. Ja tego nie powiedziałem. Sam nie wiem, czy i ja nie jestem wytworem własnej wyobraźni.

MILCZANOWA
Wariat!

SZURAN
(poirytowany)
Proszę, nie przechodźmy przez to znowu...

DZIECIAN
(wskazując na SZCZEBIOTKĘ, do SZURANA)
Patrz, co jej zrobiłeś!

SZURAN
(lekceważąco)
E tam... Wyliże się.

DZIECIAN
Nie masz choćby szczątków wyrzutów sumienia?

SZURAN
To tak, jakbym próbował wstydzić się, że zgwałciłem powietrze... Nie przeszkadzaj mi teraz. Próbuję się skupić.

Skupiłem się tak mocno, jak tylko mogłem. Trudno było - bardzo męczyli mnie moi współpasażerowie i choć senność ustąpiła, to ogólne znużenie pozostało. Lecz udało mi się. Zrobiłem to. Zmaterializowałem AKT NA ŁĄCE.

Wszyscy stali tak jak stali; jedyną zmianą, jaka nastąpiła, był kiepskiej jakości, aczkolwiek kolorowy film, który rozjaśnił czarne tło. Wyświetlane na płótnie obrazy przedstawiały kamerę krążącą dookoła swojej osi na jakiejś słonecznej łące. Zjęcia wykonane były chyba dość dawno, w dodatku przez zupełnego amatora, a sekwencja - zapętlona po kilku sekundach.

SZURAN
No, już. Jesteśmy na łące.

MASŁOŃ
Zdumiewające...

DZIECIAN
Zdumiewające? Przecież jesteśmy na deskach sceny. Gdzie tu trawa? Gdzie ta łąka?
(wskazując tło)
A ten film jest tragiczny. I będzie się w dodatku tak powtarzał bez końca. Prawda, Szuranie?

(SZURAN wzrusza ramionami i siada. Reszta robi to samo - jedynie SZCZEBIOTKA się od nich izoluje i siada w oddali)

MASŁOŃ
(do DZIECIANA)
Ale czy pan potrafiłby zmaterializować jakikolwiek film?

DZIECIAN
Nie wiem, jeszcze nie próbowałem.

SZURAN
Trudna sztuka. Na pewno nikomu z was by nie wyszła.

MILCZANOWA
Tofelek na pewno zrobiłby to lepiej od pana. Prawda, kochany?

SZURAN
Proszę bardzo, niech spróbuje...

MILCZAN
Ale nie, nie mam śmiałości... Nie potrafię.

MILCZANOWA
(stanowczo)
Kochanie!

DZIECIAN
Niech go pani zostawi w spokoju... Dla nas, wytworów tego...
(wskazuje na SZURANA)
...czegoś, to na pewno jest niewykonalne.

MILCZANOWA
Dlaczego?

DZIECIAN
(jadowicie)
Bo musimy być gorsi, aby Szuran mógł się dowartościować.

SZURAN
(lekceważąco)
Gdybym chciał się dowartościować, to na pewno nie wymyśliłbym złośliwego dzieciaka, który dopieka mi przy każdej okazji.

MASŁOŃ
Racja, racja...

DZIECIAN
Zatem może wymyśl coś, aby Szczebiotka nie była taka smutna?

SZURAN
Jakby nie chciała, to by nie była smutna.

DZIECIAN
Przecież to ty uczyniłeś ją smutną. Więcej - ty ją w ogóle uczyniłeś. Więc spraw, aby była na powrót wesoła. Puść jej ten film z Bogartem...

SZURAN
Ale to nic nie da. Ja tego nie zmienię. Odkąd ją stworzyłem, Szczebiotka, jak i wy wszyscy, żyje własnym życiem. Ma wolną wolę i jeśliby chciała oglądać Bogarta, to by go oglądała.

DZIECIAN
Mamy wolną wolę?

SZURAN
(kładąc się na ziemi i podpierając się od tyłu rękami)
Oczywiście.

MASŁOŃ
Oczywiście.

DZIECIAN
Daj spokój. Spójrz na pana Masłonia. Powtarza wszystko za wszystkimi. To nie jest wolna wola!

SZURAN
Taki charakter...

DZIECIAN
Wciąż nie jestem przekonany.

SZURAN
(wzdycha; ze zmęczeniem)
W porządku. Udowodnię wam.

(SZURAN wychodzi i po chwili wraca z siekierą)

MILCZANOWA, MILCZAN oraz DZIECIAN
(zdumieni)
A na co ta siekiera?!

MASŁOŃ
Właśnie...

SZURAN
Udowodnię wam, że wszyscy tu mają wolną wolę, a przy okazji dam szansę uwolnić się ode mnie. Wiem, że tego chcesz, Dziecianie.

(DZIECIAN milczy)
(SZURAN podchodzi do SZCZEBIOTKI i wręcza jej siekierę. Ta patrzy na niego bez zrozumienia, lecz bierze narzędzie. SZURAN podchodzi do grupy, lecz nie siada)

SZURAN
Widzicie - ma siekierę. Może się na mnie zemścić za to, co zrobiłem, a może się zemścić na was - za to, że mnie nie powstrzymaliście, a jedynie biernie przyglądaliście się zajściu.

MILCZAN
Ona może... nas zabić?

SZURAN
Oczywiście. Ma wolną wolę.

MILCZANOWA
(z wyrzutem)
Kretyn!

DZIECIAN
Ale może nie zrobić nic...

SZURAN
Naturalnie.

(DZIECIAN siedzi w zamyśleniu. SZCZEBIOTKA wstaje, dzierżąc siekierę. Reszta grupy widzi to i podrywa się z miejsc)

MILCZANOWA
(panicznie)
Ona do nas idzie! Kogoś zabije!

SZURAN
Być może.

MILCZAN
(zdenerwowany)
Panie Szuranie, to straszne! Niech pan coś zrobi!

SZURAN
Tu wszystko zależy od Szczebiotki. Tak, jak mówiłem.

MILCZANOWA
Ale od nas też. My musimy jakoś ją powstrzymać!

SZURAN
Chwileczkę.
(wychodzi i wraca z czterema siekierami. Wręcza po jednej każdemu członkowi grupy.)
Czy to was satysfakcjonuje?

DZIECIAN
(wyrzucając siekierę; do SZURANA)
Istotnie, jesteś chory. I okrutny. Choć, prawdę mówiąc, mam nadzieję, że to ciebie chce zabić dziewczyna. Właściwie to mam pewność.

SZURAN
A jeśli nie?

MASŁOŃ
(panika)
Właśnie!

MILCZANOWA
Co ona chce zrobić?! Niechże by usiadła...

MILCZAN
A jeśli nie usiądzie?!

MILCZANOWA
(po chwili)
Kochanie, musimy coś zrobić.
(do wszystkich)
Chyba wszyscy się ze mną zgadzają, że nie możemy dać się zasiekierować.

MASŁOŃ
Racja!

(SZURAN przygląda się z zaciekawieniem)

MILCZANOWA
(konspiracyjnie)
Zatem... Wiecie, co proponuję.

DZIECIAN
(przerażony)
Nie! Stój, kobieto!

MILCZANOWA
Kiedy ona nas może zabić!

DZIECIAN
Może też zabić Szurana. Albo nikogo.

MILCZAN
On ma rację, kochanie, może to przemyśleć...?

MILCZANOWA
Nie możemy dać jej...

(SZCZEBIOTKA zaczyna powoli iść w kierunku grupy)

MILCZAN
(z absolutnym przerażeniem)
Idzie!

DZIECIAN
Czekajcie!

(MILCZAN, MILCZANOWA i MASŁOŃ rzucają się na SZCZEBIOTKĘ. Na dziewczynę spada grad ciosów siekierami. Po chwili na ziemi leżą w kałuży krwi jej zwłoki. Zabójcy dysza ciężko, acz z ulgą. SZURAN podchodzi do nich. DZIECIAN zwiesza głowę)

SZURAN
No proszę. Zabiliście ją.
(do DZIECIANA)
Masz teraz dowód, że każdy ma tutaj wolną wolę? A ona chciała tylko powiedzieć, że przebacza wszystkim, prócz mnie...

(wszyscy kierują przerażony wzrok na SZURANA)

SZURAN
(z pretensjami)
O tak. Podziękujcie panu Dziecianowi za jego nalegania i niedowierzanie. Zapewne nie doszłoby do tej tragedii, gdyby wykazał choć odrobinę, choć ociupinę dobrej woli.

DZIECIAN
(sięga po siekierę; gniewnie)
Co?!

MILCZANOWA
(opanowując łzy; z resztkami godności)
Oczywiście, zawsze wiedziałam, że ten berbeć przysporzy kłopotów!

DZIECIAN
Ja?!

MASŁOŃ
Racja, racja...

DZIECIAN
(do MASŁONIA, ze złością)
Pan niech już milczy, skoro nic innego pan nie potrafi powiedzieć prócz przytakiwania.

(SZURAN staje z boku i obserwuje z pewnym rozbawieniem)

MILCZANOWA
(do DZIECIANA)
Cicho, dziecko, kiedy pan dobrze mówi! A ciekawość prowadzi do piekła. Powinniśmy ciebie utłuc, zamiast tej przemiłej panienki...

MILCZAN
Kochanie, ależ co ty mówisz? Nic z tego, co tu się stało, stać się nie powinno!

MILCZANOWA
(do MILCZANA)
Nie pyskuj mi tutaj!

DZIECIAN
Zamknijcie się wszyscy!

MASŁOŃ
Racja, racja...

DZIECIAN
(do MASŁONIA)
Ty też!

MILCZAN
Prawda!

MILCZANOWA
Milcz!

DZIECIAN
(wstaje i grozi siekierką)
Cicho!

(wstaje i reszta - wszyscy zamierzają się na siebie z obłędem w oczach. W końcu rzucają się na siebie nawzajem i każdy bije na oślep każdego, a krew tryska i tryska i tryska...)
(SZURAN wychodzi przed nich iście rewiowym krokiem. Włącza się muzyka, SZURAN tańczy i śpiewa w kierunku publiczności, nie zważając na rozgrywającą się za nim masakrę)

SZURAN
(śpiewa)
Jak rozpoznać można człowieka wśród pół-ludzi
Jak jeden kretyn ma być lepszy od drugiego?
Kto jest tak głupi, że wciąż się łudzi
Wykrzesać dobroć z bliźniego swego?

Ja nie.

Nie ma już normalnych, moralność poszła w piach.
Głupota jak wirus drąży zdrowia poszycie.
Skoro można żyć w kolorowych snach,
Kto chciałby żyć w brudnym mieście zwanym "Życie"?

Ja nie.

Dlatego jestem diabłem, jestem człowiek-szatan!
Dzięki mnie cne dziewczyny zamieniają się w szmaty!
Dlatego jestem diabłem, jestem człowiek-szatan!
Dzięki mnie cne dziewczyny zamieniają się w szmaty!

I już.

(SZURAN kończy śpiewać; za nim leżą trupy towarzyszy podróży, którzy pozabijali się nawzajem w trakcie piosenki)

SZURAN
(podchodząc do ciał; do siebie)
Proszę, proszę... Nie przypuszczałem, że tak się skończy nasza podróż. Los bywa nieprzewidywalny...

(wchodzi KONFERANSJER)

KONFERANSJER
(głośno i wyraźnie)
Drodzy państwo, niestety jesteśmy zmuszeni zakończyć przedstawienie.

SZURAN
Co? Dlaczego?

KONFERANSJER
(do SZURANA)
Ono miało się potoczyć zupełnie inaczej. Nie przewidywaliśmy, że wszyscy bohaterowie zginą!

SZURAN
Jak to wszyscy? A ja?

KONFERANSJER
(z pogardą)
Ty tu jesteś statysta. Postać bardzo poboczna. Obylibyśmy się bez ciebie. Prawdę mówiąc, to bez ciebie przedstawienie potoczyłoby się właściwym torem i uniknęlibyśmy tego.
(wskazuje na zwłoki)

SZURAN
(wzruszając rękami)
Nie było aż tak źle.

KONFERANSJER
I postaramy się, aby nie było gorzej. Proszę wyjść.

(SZURAN wychodzi)

KONFERANSJER
Dobranoc państwu.
(wychodzi)

Na scenie pozostały tylko ciała. Tak to bywa - ludzie potrafią cię przegonić nawet z twojej własnej sztuki. Cóż, mówi się trudno. My na siebie nie wpływamy. Człowiek potrafi jedynie zmieniać los innych ludzi, od których z kolei jego życie jest absolutnie zależne. Nie została nam dana moc kształtowania samych siebie. Ech, przynajmniej zapobiegłem jakiemukolwiek wpływowi tego wrednego dzieciaka na moje życie. Przede wszystkim - dobro własne. Trzymajcie się tej zasady, a nie będzie źle.
Cześć.

KONIEC

Data:

 sierpień 2004

Podpis:

 wariat

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=9301

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl