DRUKUJ

 

mamy trochę czasu dla siebie nim zastanie nas świt

Publikacja:

 04-10-15

Autor:

 fixon
W oddali widać świt
A my podążamy wciąż na wprost

Podaj mi rękę
Przeciągnę cię na swą stronę

Właściwie są już określone wzajemne powiązania
Jak i niewerbalna komunikacja jednokierunkowa

Nie staraj się nic rozumieć z tego co cię otacza
Tylko czuć

Po próbie czasu (cierpliwości i pokory)
Osiągniesz techniczną doskonałość

Nie pożądaj niczego, to tylko zatruwa twą duszę
A reszta pozostaje zepsutą tonacją barw

Pamiętam miła o spotkaniu
Zapewne spóźnimy się oboje

Ty, zajęta swą dbałością o urodę
By nadać jej bardziej wyrazistą formę

Ja, by formie nadać twarz
Niepodobną do nikogo

Niezmiernie trudne mamy cele przed sobą
Jak zwykle zmęczeni dniem

Zapadniemy w kamienny sen
W poszukiwaniu własnej formy wyrażenia siebie

Coraz większe kręgi poznania
Niewiedza wydaje się być tylko ignorancją

Z ciekawością zaglądam w sekretne miejsca
Wypatruję ukrytych znaków, szyfrów, symboli

Kluczem do tajemnicy wydaje się być
Histogram

Na początku było Słowo
A potem Ciałem się stało

Myśl też może zmienić się w czyn
Ale rzadko wynika z tego coś dobrego

W zasadzie intencje nie są złe
Tylko gdzieś po drodze gubimy scenariusze naszych własnych ról

Czasem można by przystanąć, rozejrzeć się
Spojrzeć za siebie, w miniony czas

To zdobyte doświadczenie coś nam mówi
Lecz rzadko udaje się nam z tego cokolwiek zrozumieć

Wciąż tylko:
BIEG!!!
BIEG!!!
BIEG!!!
GDZIE TAK DO KURWY NĘDZY SIĘ ŚPIESZYCIE?!
Zdążycie

W razie czego
Winny będę ja

Wina jest jak worek kamieni
Wystarczy go odrzucić

Za łatwo być, też nie może
To zbyt podejrzane

I niespecjalnie to wygląda, gdy ktoś
Dźwiga krzyż a ty idziesz z pogodną miną obok

Mów: Tak! A przecząco kręć głową
Sprzeczności i absurd pojawiają się na każdym kroku

Co roku organizowane są konkursy na popularność
Tanią popularność

I poza kilkoma wyzwiskami pod twoim adresem
Nie przynosi to jakiś większych materialnych korzyści

Stajemy po przeciwległych stronach ulicy
Ja pewnie chodzę po krawężniku

Nie bojąc się upadku z niego
Na rozgrzany słońcem asfalt

Ty niebezpiecznie balansujesz
Próbując utrzymać równowagę

Gdyby nawet ci nie poszło
To będzie to kolejne doświadczenie

I nikt poza tobą
Nie wyciągnie z tego wniosków

A świt już w oddali można dostrzec
Byle by tylko podążać wciąż na wprost

Data:

 2002

Podpis:

 Rob Horn

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=9799

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl